Krótka opowieść o społeczeństwie 5.0, czyli jak żyć i funkcjonować w dobie gospodarki 4.0 i sieci 5G
„Śmiertelność w wypadkach spadnie wielokrotnie” dzięki pojazdom autonomicznym, tak jak „liczba korków, co wpłynie pozytywnie na czystość powietrza”. „Opieka medyczna będzie zapewniana również zdalnie, wraz ze zautomatyzowaną samodiagnozą i monitoringiem stanu pacjenta, co jeszcze bardziej wydłuży średni czas naszego życia”. „Spadną koszty produkcji przemysłowej, a zatem i ceny dóbr”. „Systemy analizy ludzkich kompetencji i możliwości mogą z czasem zlikwidować problem bezrobocia”.
Raj na ziemi? Nie, Polska na wyciągnięcie ręki. Najdalej w 2050 roku. O ile się przyłożymy…
To wizja z raportu „Krótka opowieść o społeczeństwie 5.0, czyli jak żyć i funkcjonować w dobie gospodarki 4.0 i sieci 5G”. Przygotowali go dr inż. Jarosław Tworóg, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej Elektroniki i Telekomunikacji (KIGEiT), oraz Piotr Mieczkowski, dyrektor zarządzający Fundacji Digital Poland.
Po przełomie 1989 znaleźliśmy się u progu nowej rewolucji. Wtedy uwolniliśmy się z marazmu zacofania, a teraz mamy szansę na skok w nowoczesność i dobrobyt
Co zrobić, by ta wizja stała się realna? Zbudować nowoczesną cyfrową gospodarkę (przemysł 4.0) i społeczeństwo, w którym technologie cyfrowe pomagają rozwiązywać strukturalne problemy kraju (społeczeństwo 5.0) (o zastrzeżeniach wobec takiej wizji możesz przeczytać w naszej rozmowie z Katarzyną Szymielewicz). Aby to było możliwe, trzeba stworzyć wszechobecną sieć światłowodów i sieć 5G.
Przemysł 4.0: cyfrowe bliźniaki
Przyjrzymy się tym pojęciom bliżej.
Jak wygląda od podszewki coś, co nazywamy przemysłem 4.0 (poprzednie trzy typy przemysłu to te z epok: pary, elektryczności i komputerów)? W nowoczesnych fabrykach coraz silniejsze są dwie tendencje.
Po pierwsze, automatyzacja i cyfryzacja w pojedynczym zakładzie (tzw. integracja pionowa). To oznacza np. fizyczne zmiany widoczne dla pracowników gołym okiem, jak roboty na linii produkcyjnej. Część transformacji przebiega jednak wirtualnie i „polega na budowie tzw. cyfrowych bliźniaków (ang. digital twins) zakładów przemysłowych”.
Cyfrowe bliźniaki to „wierne kopie cyfrowe np. mechanizmu silnika lotniczego, samochodu, koparki lub układu elektronicznego – odwzorowujące ich zachowanie. Pozwala to np. przewidzieć spodziewany moment awarii”. Przewiduje się, że „zarządzanie i funkcjonowanie zakładów przemysłowych będzie oparte na trzech rodzajach cyfrowych bliźniaków: produktów, zakładów produkcyjnych, procesów produkcyjnych”.
Co to daje? „Wszelkie zmiany w produkcie, technologii produkcji, jej organizacji itd. mogą być opracowane i sprawdzone w przestrzeni wirtualnej, a dopiero potem przenoszone do przestrzeni fizycznej”. Ile danych do przetworzenia!
Przemysł 4.0: fabryki, które ze sobą gadają
Tu dochodzimy do drugiej tendencji w przemyśle, zwanej integracją poziomą. „Istotą fabryki przemysłu 4.0 jest to, że maszyny z różnych fabryk komunikują się ze sobą, wykorzystując w ten sposób w pełni swe możliwości produkcyjne, umiejętności, zasoby magazynu, zatrudnionych ludzi itd. (…). To nowa rzeczywistość, która nie była możliwa bez sztucznej inteligencji” – przekonują autorzy raportu.
A więc to przyszłość gospodarki? Tak, ale przyszłość, która już się dzieje. „W przemyśle elektronicznym integracja pionowa i pozioma doprowadziły do powstania systemów fabryk produkujących już ponad 50 procent światowej produkcji elektronicznej. Podobna integracja rozpoczęła się w przemyśle motoryzacyjnym”.
Jednak „aby system produkcji cyfrowej mógł ujawnić całą swą efektywność, większość zakładów działających na dużym rynku musi być w całości w sieci nazywanej popularnie przemysłowym internetem rzeczy (ang. Industrial Internet of Things – IIoT). Wymagania stawiane sieciom przez IIoT są znacznie wyższe od tych, jakich wymaga konsumencki Internet rzeczy (IoT), funkcjonujący na rynku powszechnego użytku”. Jeszcze więcej danych…
Przemysł 4.0: nieodzowna sieć 5G
I tu pojawia się wątek, który w całym raporcie powraca jak bumerang. „Technologia IIoT potrzebuje wyższej jakości sieci komunikacji elektronicznej, czyli sieci 5G. Tylko nowa klasa sieci pozwoli w czasie rzeczywistym korzystać z danych spływających z urządzeń pomiarowych, sensorów i maszyn produkcyjnych”.
A to nie koniec. Za tą zmianą przyjdą kolejne. „Rozwój przemysłu 4.0 zwiększy popyt na tańszy niż obecnie przewóz towarów pomiędzy zakładami przemysłowymi. Zwiększy się nacisk przemysłu na rozwój tańszego transportu towarowego, co w konsekwencji zwiększy presję na rozwój autonomicznych (jeżdżących bez kierowcy) ciężarówek elektrycznych. Eksploatacja pilotowa takich ciężarówek w rzeczywistych warunkach drogowych już się zaczęła w Europie, Japonii i USA”.
Skutek? „To z kolei będzie wymagało przyspieszenia budowy sieci 5G zdolnej do zarządzania ruchem autonomicznych samochodów”. To samo w rolnictwie, na polu inteligentnych miast (smart city) itd.
Melanż realu z cyberprzestrzenią
Wdrożenie przemysłu 4.0 ma umożliwić budowę społeczeństwa 5.0 (następnego w kolejce po myśliwskim, agrarnym, przemysłowym oraz informacyjnym), w którym następuje „silna integracja cyberprzestrzeni z przestrzenią fizyczną, realną”.
Wynaleźliśmy coś, co bardzo szybko będzie miało większe znaczenie dla naszego życia, niż gdybyśmy jednocześnie wynaleźli maszynę parową, silnik elektryczny i komputer
Jako przykład pionierów na tym polu autorzy podają Japonię. Chce ona „być wzorcem nowego społeczeństwa, w którym można rozwiązać różne wyzwania społeczne, realizując wizję przemysłu 4.0 (np. IoT, big data, sztuczna inteligencja, robotyzacja i gospodarka obiegu zamkniętego) w każdej branży i dziedzinie życie społecznego”. „To właśnie w zaawansowanych technikach i technologiach rząd japoński pokłada największe nadzieje na rozwój oraz liczy na dalszy wzrost produktywności i dobrostanu społeczeństwa”.
Przykłady? „W związku ze starzeniem się społeczeństwa to właśnie AI i robotyka mają odegrać znaczącą rolę w poprawie opieki medycznej, jak również wesprzeć lokalne firmy w związku z niedoborem pracowników w japońskim sektorze transportu”.
Powrót „drugiej Japonii”?
Autorzy dowodzą, iż wpływ automatyzacji na rynek pracy będzie inny, niż się powszechnie wydaje: roboty nie tylko nie zabiorą nam pracy, ale wręcz pomogą nam walczyć z niedoborem pracowników i będą receptą na problem starzejącego się społeczeństwa (choć miejsca pracy się przemieszczą – na przykład w zautomatyzowanym rolnictwie będzie mniej zajęcia dla ludzi, jednak będą oni potrzebni choćby w sektorze usług). Coś może być na rzeczy, skoro nawet polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przewiduje, że do 2030 r. na naszym rynku pracy będzie brakowało 4 milionów ludzi.
Czy przyjdzie nam więc – jak chciał już w latach 80. Lech Wałęsa – „budować drugą Japonię”?
Największe wyzwania stojące przed Polską autorzy raportu definiują tak:
- „rosnące zapotrzebowanie na energię, w związku ze zwiększoną produkcją, konsumpcją, rozwojem gospodarki obiegu zamkniętego oraz chęcią podniesienia jakości życia;
- rosnące zapotrzebowanie na zdrową żywność o właściwej jakości i przy akceptowalnych powszechnie cenach;
- wydłużający się czas życia i starzejące się społeczeństwo z jednej strony i migracja z drugiej: Polska wraz z regionem Europy Środkowo-Wschodniej należy do najbardziej wyludniających się regionów na świecie;
- brak pracowników do wykonywania prac i zapełnienia etatów zgłaszanych przez gospodarkę;
- rosnąca konkurencja międzynarodowa utrudniająca zbudowanie narodowych czempionów w wybranych gałęziach gospodarki;
- zmiany klimatu”.
„Żaden z wyżej wymienionych problemów – podkreślają Tworóg i Mieczkowski – nie może być już skutecznie rozwiązany przy zachowaniu obecnego poziomu życia oraz bez wykorzystania nowoczesnych technik i technologii. Wielu uważa przy tym, że współczesne społeczeństwa osiągnęły swój limit rozwoju”.
Wielkie koło postępu
Wniosek z powyższych rozważań jest taki, że „sztuczna inteligencja bezpośrednio napędza rozwój wszystkich sektorów gospodarki, a rozwój jednej dziedziny pociąga za sobą rozwój pozostałych. To wielkie koło postępu już ruszyło i będzie przyspieszać. Nie widać żadnego powodu, dla którego miałoby zmienić kierunek”.
Skoro nie ma odwrotu, może po prostu dać się ponieść fali zmian? Kraje, które zostaną w tyle, „skazują się na długotrwałe spowolnienie gospodarcze” – odpowiadają Tworóg i Mieczkowski. Co więcej, „to czas poszukiwań i wielu reform społeczno-gospodarczych – dodają. – Brak aktywnej polityki dostosowującej nas do nowej sytuacji może na dziesięciolecia przyhamować nasz rozwój”.
Snują też analogie historyczne: po przełomie 1989 (do którego jeszcze wrócimy) znaleźliśmy się u progu nowej rewolucji. Wtedy „uwolniliśmy się z marazmu zacofania, a teraz mamy szansę na skok w nowoczesność i dobrobyt”.
Tym razem przełom ma jednak bardziej charakter technologiczny niż polityczny. „Jesteśmy w momencie, w którym wynaleźliśmy coś, co bardzo szybko będzie miało większe znaczenie dla naszego życia, niż gdybyśmy jednocześnie wynaleźli maszynę parową, silnik elektryczny i komputer” – licytują autorzy.
Kraje, które sobie na to zapracują, czeka jasna przyszłość.
Mapa drogowa przyszłości
Raport nie poprzestaje na wizjach i spekulacjach, jak ta rzeczywistość będzie wyglądać. Rysuje swoistą „mapę drogową” z ważnymi przystankami, które musimy minąć, nim dotrzemy do celu.
Horyzont wyznacza dokument przedstawiony w 2018 roku przez Komisję Europejską opisujący strategię rozwoju Unii do 2050 roku. Jak bowiem podkreślają twórcy „Krótkiej opowieści…”, „opowiadanie o Polsce dostatniej i bezpiecznej ma szanse realizacji tylko wtedy, gdy będzie rozdziałem opowieści o pomyśle na dostatnią Europę – czyli o zintegrowanej Unii Europejskiej”.
Następnie autorzy robią zbliżenie, przyglądając się planowi pierwszego etapu transformacji cyfrowej Europy (do roku 2025). Przypominają, że „podpisały się pod tym wszystkie organizacje przedsiębiorstw cyfrowych działających w Polsce. Mamy zatem konkretne deklaracje tych, którzy akceptują wyznaczony cel, wydając swoje pieniądze”.
Harmonogram uwzględnia więc polską perspektywę i prowadzi nas w czasie przez zadania, które musimy wykonać w takich kategoriach, jak:
- Nauka, edukacja, kształcenie;
- Telekomunikacja i sieci 5G;
- Ochrona klimatu i środowiska naturalnego;
- Gospodarka;
- Służba zdrowia i opieka medyczna;
- E-państwo;
- Cyberbezpieczeństwo.
2025: co zrobić w Unii, a co u nas
I tak na przykład (wybieramy z naprawdę rozbudowanej listy) do roku 2025 w perspektywie unijnej:
- Kraje UE powinny wydawać minimum 3 procent PKB na badania, rozwój i innowacje;
- 70 procent obszarów przemysłowych powinno być w zasięgu sieci 5G;
- Muszą powstać warunki prawne i finansowe umożliwiające przechodzenie przedsiębiorstw na w pełni cyfrową produkcję (to akurat nie jest wyliczone w harmonogramie, ale taki postulat pada w innej części raportu);
- UE powinna zmniejszyć emisję CO2 o 26 miliardów ton poprzez cyfryzację sektorów
będących głównymi emitentami; - 70 procent obywateli UE ma korzystać z e-państwa. Obecnie to około 18 procent.
Natomiast w kraju powinniśmy:
- Już w 2019 roku ustanowić fundusz do realizacji Narodowej Strategii Sztucznej Inteligencji wart 10 miliardów złotych i uczynić SI jednym z trzech filarów rozwoju społeczeństwa;
- 2019 – stworzyć instytut odpowiedzialny za dane i zarządzanie nimi oraz ustanawiający standardy;
- Do 2022 opracować zasady dostępu i anonimizacji danych w kluczowych sektorach gospodarki, takich jak zdrowie (dane medyczne);
- Do 2025 uruchomić 5G przy głównych szlakach komunikacyjnych;
- Do 2030 wprowadzić bezpłatny elektroniczny monitoring zdrowia;
- Do 2035 wyposażyć w światłowód minimum 80 procent gospodarstw wiejskich i 100 procent miejskich;
- Do 2040 wzdłuż wszystkich dróg i ulic stworzyć infrastrukturę 5G pozwalającą
na poruszanie się samochodem autonomicznym.
Integracja jest nieunikniona
No dobrze, jest plan, więc co mogłoby pójść nie tak?
Choćby to, że jako społeczeństwo dryfujemy. „Po osiągnięciu wielkich celów zdefiniowanych trzydzieści lat temu nie stawiamy sobie następnych”. Tymczasem nasz wzrost gospodarczy jest zbyt wolny, byśmy byli w stanie nadganiać dystans stracony do państw wysoko rozwiniętych. I nie może być szybszy, ponieważ nie wynika z innowacji.
Tak jak lista potencjalnych korzyści z szybkiego stworzenia sieci 5G, która utoruje drogę do stosowania sztucznej inteligencji na szeroką skalę, była długa, tak rozbudowana, jeśli nie dłuższa, jest lista przeszkód do wdrożenia tych technologii. Autorzy wyliczają kilka rodzajów barier ograniczających nasz rozwój: ekonomiczne, strukturalne, polityczne, prawne, organizacyjne. Często mają one głębsze źródło – społeczne. I one te interesują nas tu najbardziej.
Jako społeczeństwo dryfujemy. Po osiągnięciu wielkich celów zdefiniowanych trzydzieści lat temu nie stawiamy sobie następnych
Już w rozdziale o przemyśle 4.0 autorzy zauważali, że „stworzenie ekosystemu 4.0 dla gospodarki niewielkiego kraju ma mniej więcej taki sens, jak zbudowanie komputera, który raz na dzień doda dwie liczby. Budowa fabryk 4.0 ma sens dopiero wtedy, gdy będą mogły one współpracować ze sobą na rynku co najmniej tak dużym jak rynek Unii Europejskiej. (…) To oznacza, że dalsza integracja i globalizacja gospodarki, przynajmniej europejskiej, jest nieunikniona”. A „brak wiedzy o nieuchronności tego kierunku rozwoju jest istotną barierą”. Potęguje ją zaś podtrzymywanie na przykład przez polityków iluzji co do tego, że możliwe są regionalne prawa gospodarcze i „półprzepuszczalne” granice.
W poszukiwaniu hamulcowych
Na poziomie unijnym hamulcowym ma być zbyt mały fundusz spójności, którego celem jest wyrównywanie różnic gospodarczo-społecznych między państwami Wspólnoty. Dopiero osiągnięcie tego celu pozwoliłoby na budowę jednolitego europejskiego rynku dla rozwoju gospodarki 4.0 i społeczeństwa 5.0. I znów – przeszkodą nie jest tu na przykład brak pieniędzy, tylko „brak woli istotniejszej zmiany struktury budżetu, wynikający z egoizmów krajowych i krótkowzroczności mechanizmów politycznych”, na co dowodem mają być relatywnie duże środki na fundusz rolny, co konserwuje archaiczną gospodarkę.
Inny problem: „regionalność planowania i zarządzania dużymi zmianami technologicznymi dotyczy zarówno poziomu krajowego (brak współdziałania na poziomie centralnym i samorządowym), jak i unijnego – brak dostatecznego zainteresowania, a więc realnego wsparcia dla projektów o zasięgu międzynarodowym”.
Co więcej, „zarówno Polska, jak i inne kraje UE zbyt mało inwestują w światłowody”, niezbędne do rozbudowy bezprzewodowej sieci 5G, a kolejnym przykładem ograniczonego myślenia o przyszłości Wspólnoty jest „brak koncepcji konsolidacji cyfrowej wszystkich sieci infrastrukturalnych w jedną europejską infrastrukturę sieciową”.
O sprawę sieci 5G autorzy biją się zresztą do upadłego. Nie możemy więc tu pominąć wątku, który powraca kilkakrotnie, choć w formie raczej aluzyjnej. Piszą, że „mimo olbrzymiego potencjału gospodarczego UE jest nieskuteczna w rozwiązywaniu problemów cyberbezpieczeństwa i mało odporna na presję zewnętrzną, efektywnie hamującą rozwój i stosowanie tej technologii”. O co chodzi? Zapewne o kłopoty chińskiej firmy Huawei, oskarżanej przez Amerykanów o szpiegowanie na rzecz Pekinu. Firma – poważny gracz na rynku 5G – odrzuca te oskarżenia i uważa się za ofiarę handlowego konfliktu między USA a Chinami. Waszyngton jednak ogranicza możliwość działania firmy w Stanach i wywiera presję na inne kraje, żeby podążyły jego śladem.
Polaków portret własny, czyli regres
Jednak dopiero gdy spojrzymy na własne podwórko, robi się naprawdę nieprzyjemnie. Autorzy rysują nasz socjologiczny autoportret, na którym nie wypadamy zbyt korzystnie.
Trzeba na przykład zmierzyć się z oceną, że bariery prawne dla rozwoju innowacji w Polsce „mają swe źródło w obniżających się kompetencjach technicznych – zarówno po stronie decydentów, jak i społeczeństwa”. Bo to stąd biorą się problemy takie jak „brak sprawnego systemu określania obowiązujących specyfikacji technicznych”, co utrudnia rozwój technologiczny małych i średnich firm, które zwykle są zalążkiem innowacji. Albo luki czy przestarzałe regulacje prawne spowalniające rozbudowę sieci 5G (ważne zastrzeżenie – raport powstał przed przyjęciem w lipcu 2019 roku przez Sejm ustawy o wdrożeniu sieci 5G).
Jednak skutek tej – było nie było – słabości umysłowej jest też taki, że „rośnie podatność społeczeństwa na dezinformacje i dywersję propagandową. W mediach wzrasta liczba całkowicie nieprawdziwych informacji na temat:
– katastroficznego wpływu sztucznej inteligencji na dalszy rozwój społeczno-gospodarczy;
– negatywnego wpływu rozwoju przemysłu 4.0;
– zagrożeń związanych z niemożnością zapewnienia odpowiedniego poziomu cyberbezpieczeństwa;
– szkodliwości pola elektromagnetycznego (PEM) na zdrowie;
– negatywnego wpływu sieci 5G na prywatność, a nawet na bezpieczeństwo;
– negatywnego wpływu sieci 5G na wzrost natężenia PEM w środowisku”.
Nieufni, nieracjonalni, homogeniczni
Wątek celowego działania, w tym dezinformacji za pomocą „materiałów przygotowanych poza granicami naszego kraju”, przewija się w raporcie kilkakrotnie, choć bez wskazania, „jakim alfabetem” posługują się zleceniodawcy. Tropem jest wspomnienie o Rosji przyłapanej przez międzynarodową prasę na równie antyracjonalnej kampanii antyszczepionkowej w mediach społecznościowych. Cel powyższych działań? Możemy się domyślać: obniżyć potencjał Polski, a zarazem Europy. W globalnej konkurencji wszystkie chwyty dozwolone?
Jakby tego było mało, „powszechna nieufność, charakteryzująca społeczeństwo polskie, jest czynnikiem ułatwiającym krzewienie wspomnianych mitów. Utrudnia budowanie solidarności społecznej, zmniejsza rolę autorytetów. Szczególnie niepokojący jest brak zaufania do logicznych, racjonalnych i dobrze udokumentowanych argumentów” – malują ponury obraz autorzy.
Potrzebujemy renesansu logicznego myślenia i decyzji opieranych na obiektywnej wiedzy naukowej
I jeszcze kilka ciemnych kresek: „Homogeniczny skład etniczny i wspomniana wcześniej nieufność społeczna ułatwiają wzbudzanie niechęci do migrantów oraz firm zagranicznych inwestujących i działających w Polsce. Wzbudzanie postaw egoistycznych i nacjonalistycznych na podłożu nieufności społecznej utrudnia nam wchodzenie w ściślejszą współpracę sieciową, będącą podstawą nowoczesnej gospodarki 4.0 i społeczeństwa 5.0”.
Z tym wiąże się problem z wdrażaniem w życie „strategii, programów, planów i innych decyzji”. „To samo prawo w różnych krajach UE daje zupełnie inne wyniki. Niestety, w Polsce zwykle robimy to znacznie gorzej” – ubolewają autorzy. Przyczyny? „Niski poziom świadomości ważności realizowanych decyzji, a często również niskie zaufanie do ich
sensu lub prawidłowości”.
Polak w relacji konfrontacji
Nie ufamy też sobie nawzajem. Fatalnie wygląda współpraca między decydentami na szczeblu centralnym a samorządami. W ocenie twórców raportu „dominują relacje konfrontacyjne, co bardzo niekorzystnie odbija się na gospodarce przestrzennej, efektywności ekonomicznej budowy infrastruktury sieciowej, wspólnym wykorzystaniu dostępnych środków itp. Egoizmy i krótkowzroczność powodują, że infrastruktura telekomunikacyjna jest budowana drożej i wolniej, a koszty jej użytkowania są wyższe, co podnosi opłaty za usługi telekomunikacyjne i zwalnia tempo rozwoju wielu społeczności lokalnych”.
Niszczące podziały powodują, że wciąż nie dorobiliśmy się sprawnego systemu zarządzania projektami obliczonymi na więcej niż jedną kadencję władz wybieralnych.
Nie układa się też współpraca sektora prywatnego ze spółkami skarbu państwa oraz instytucjami publicznymi. „Żywa jest wyniesiona z czasów komunistycznych kultura nieufnego podejścia do działalności prywatnej” – komentują autorzy. I podsumowują, że „marnotrawiony jest przy tym potencjał wykorzystania zamówień publicznych do generowania prawdziwych innowacji w polskiej gospodarce”.
To nie wszystko, choć już sporo.
„Technika i technologia osiągnęły już taki poziom rozwoju, że wszyscy ludzie mogliby żyć dostatnio, wygodnie, bezpiecznie i zdrowo – konkludują twórcy raportu. – Jednak to, czy posiadane możliwości wykorzystamy, zależy już nie od inteligencji maszyn, tylko od inteligencji ludzi podejmujących decyzję oraz inteligencji społeczeństw, które dają tym ludziom możliwość podejmowania decyzji”.
Co więc robić, żeby w rękach nie „ostał nam się jeno sznur”?
Szkoła wolna od pruskiego drylu
Edukacja, głupcze. Ta parafraza słów Billa Clintona z kampanii prezydenckiej w USA w 1992 roku mówi prawie wszystko (on akurat stawiał na ekonomię, choć – jak wykazują autorzy raportu ¬– jakość kształcenia ma na gospodarkę, zwłaszcza nowoczesną, zasadniczy wpływ).
W raporcie pada więc postulat radykalnej zmiany i skończenia z „pruskim modelem relacji nauczyciel – uczeń, przydatnym w zunifikowanym kształceniu dyscypliny potrzebnej w wojsku i fabrykach przemysłowych poprzednich epok”. W modelowym rozwiązaniu „uczniowie przestaną siedzieć w ławkach i zaczną uczyć się przez doświadczenie” i uwolni się ich kreatywność. „Gospodarka przyszłości potrzebuje (…) szkół, których mury opuszczają ludzie ciekawi świata i otwarci na nową wiedzę”.
Ale ile trzeba (i można) czekać na skutki takiej reformy? A czas leci.
Trzeba więc pilnie znaleźć jakiś sposób, by przekazać tę wiedzę obywatelom, bo tylko świadomi wagi i kształtu nadchodzących zmian będą chcieli poprzeć rozpoczynającą się rewolucję gospodarczą.
„Zatem na liście priorytetów najwyższe pozycje zajmują programy edukacyjno-informacyjne, które takie wsparcie będą w stanie zapewnić. Społeczeństwo, biznes, władze państwowe i samorządowe powinny dogłębnie rozumieć, jak ważne jest to dla naszej przyszłości” – apelują. I przekonują, że „reformy wymagające od ludzi nawet dużych i długotrwałych wyrzeczeń są akceptowane, jeśli są zrozumiałe i zaakceptowane. Sukcesy i porażki polskiej transformacji są najlepszym uzasadnieniem tego stwierdzenia”.
Drugi skok cywilizacyjny
Tak zatoczyliśmy krąg do 1989 roku. Przy czym nie chodzi o to, że potrzebujemy podobnych jak wtedy wyrzeczeń, tylko że jest szansa na kolejną historyczną zmianę. Stawka również jest wysoka: chodzi o skokową poprawę jakości naszego życia i dołączenie do państw najwyżej rozwiniętych. Wprawdzie tamta rewolucja cywilizacyjna była głębsza i przynajmniej na starcie wydawała się mniej realna niż ta, przed którą stoimy teraz, zakreślona na kolejne 30 lat, to „wymaga jednak od nas tej samej solidarności, mądrości i wyobraźni, jaką mieliśmy 30 lat temu”.
Autorzy, choć zgłaszają swoje postulaty skierowane do instytucji odpowiedzialnych za rozwiązania systemowe, nie oglądają się na maruderów i próbują wziąć sprawy w swoje ręce.
Właśnie dlatego powstał omawiany raport – by dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców: „przeciętnego obywatela, mediów i przedsiębiorców zainteresowanych innowacyjnymi kierunkami rozwoju”. Cel: „uzasadnić potrzebę podjęcia szybkich decyzji otwierających drogę do budowy sieci 5G i przemysłu 4.0 w sposób zwięzły i zrozumiały”. A także: nadać poruszanym tematom należną im rangę i wywrzeć presję na decydentach.
„Polscy politycy nie podejmują trudnych decyzji gospodarczych, bo nie muszą” – ubolewają autorzy. Dlaczego? Bo „polski wyborca bardzo rzadko kieruje się oceną programu gospodarczego polityków, na których głosuje”. Autorzy chcą to zmienić. Do poprawy edukacji jako niezbędnego czynnika zmiany Tworóg i Mieczkowski dokładają „komunikację i dialog ze społeczeństwem”. „Potrzebujemy renesansu logicznego myślenia i decyzji opieranych na obiektywnej wiedzy naukowej” – nawołują, a szeroko zakrojone audytorium raportu zdają się zapraszać do współpracy: wszystkie ręce na pokład!
Złoty róg jest w naszych rękach
W świetle ciemnej wizji naszego społeczeństwa, odmalowanej wcześniej za autorami raportu, może się wydawać, że próby poszukiwania wyjścia z sytuacji będą wymagały umiejętności barona Münchhausena wyciągającego się (wraz z koniem!) z bagna za włosy.
Jednak spojrzenie na nasze położenie w perspektywie rewolucji 1989 roku zostawia promyk nadziei. Ludzie rozumieli wtedy, o co idzie gra. Od czego uciekają (realny Wschód) i do czego zmierzają (mityczny Zachód). Jeśli zrozumiemy, że idzie kolejna przełomowa zmiana, łatwiej będzie zmusić się do wysiłku, by przyłożyć do niej rękę. Choćby z kartką wyborczą.
Nie chodzi tu oczywiście o agitację na rzecz konkretnej partii, tylko o wniesienie do dyskusji publicznej kwestii, które będą miały kolosalny wpływ na naszą przyszłość. A według autorów raportu są to sprawy na tyle ważne, że powinny decydować także o tym, kto będzie stanowił prawo, które ma być fundamentem naszej przyszłości. Nie jakiejś wyimaginowanej, tylko konkretnej, w której przyjdzie nam żyć, tyle że za 30 lat. Ale już teraz trzeba zadbać, żeby była dobrze urządzona.
Raport to głos obywateli zaniepokojonych kierunkiem, w jakim zmierza kraj, albo raczej niezmierzaniem we właściwym – według nich – kierunku. To lektura lekka, łatwa i przyjemna, a zarazem ciężka, trudna i depresyjna.
Za pierwsze wrażenie odpowiada niemal oświeceniowy optymizm autorów i ich wiara w siłę i możliwości ludzkiego rozumu, który – wiedząc, co służy rozwojowi i bogaceniu się społeczeństwa, kieruje energię i środki w ten sposób, by najlepiej je wykorzystać do realizacji tych celów. Za drugie – diagnoza społeczeństwa, które samo (z pomocą nieprzyjaciół) podstawia sobie nogi na drodze do tej świetlanej przyszłości.
Która tendencja zwycięży? Złoty róg jest w naszych rękach.