Lepiej już zrobić zwykłego robocika o kwadratowych oczach niż coś, co jest „prawie” jak człowiek. Bo to „prawie” robi ogromną różnicę. Z Cezarym Biele i Jarosławem Kowalskim z Laboratorium Interaktywnych Technologii w OPI PIB rozmawia Monika Redzisz
– Rewelacja! – zachwycała się Teresa Wrześniewska, która w styczniu 2019 r. wraz z sześciorgiem innych seniorów w warszawskiej siedzibie Ośrodka Przetwarzania Informacji – Państwowego Instytutu Badawczego (OPI PIB) testowała asystenta głosowego Google’a. – On jest jest idealny właśnie dla nas, ludzi starszych, mających problemy z poruszaniem się, chorych, niepełnosprawnych. Dla nas to by było wybawienie, nie musielibyśmy wciąż prosić o pomoc.
– Ale na razie to droga zabawka – dodaje Ireneusz Wrześniewski, mąż pani Teresy. – Niewielu z nas, emerytów, ma pieniądze. Na takie rzeczy stać dziś ludzi bogatych. Dla tych, którzy rzeczywiście ich potrzebują, to pieśń przyszłości. Ale trzeba o tym mówić, edukować się. Bo za 10, 20 lat większość z nas będzie z takich rozwiązań korzystać.
A co o wynalazku Google’a sądzą ludzie, którzy przeprowadzili te testy? Cezary Biele i Jarosław Kowalski (oraz Katarzyna Abramczuk) z Laboratorium Interaktywnych Technologii w OPI BIP właśnie w tych dniach prezentują na konferencji CHI2019 w Glasgow, jednej z najważniejszych międzynarodowych konferencji dotyczących interakcji człowiek-komputer. Badania były realizowane we współpracy z Polsko-Japońską Akademią Technik Komputerowych oraz Stowarzyszeniem Kobo.
Monika Redzisz: Czy asystenci głosowi nadają się dla seniorów?
Cezary Biele*: Wygląda na to, że tak. W naszych badaniach wzięło udział siedmiu seniorów od 64. do 89. roku życia. Każdy dostał głośnik Google’a z wbudowanym asystentem głosowym, do którego podłączono kilka domowych urządzeń: telewizor, lampę, wiatrak. Wystarczyło wydać komendę, żeby asystent włączył lub wyłączył dane urządzenie. Spodziewaliśmy się, że ci ludzie będą potrzebowali trochę czasu, by się oswoić z tą technologią. Przyszło im to jednak bardzo łatwo i bardzo szybko doszli do wniosku, że to coś w sam raz dla nich.
Dlaczego? Bo sterowanie nowoczesnymi urządzeniami przez dotyk sprawia im kłopot? Wielokrotnie widziałam, jak starsi ludzie walczą ze swoimi smartfonami i komputerami, jak trudno im trafić w odpowiedni punkt na ekranie telefonu lub obsługiwać klawiaturę komputera.
C.B: Tak, dla starszych ludzi największą barierą jest motoryka. Asystent głosowy rozwiązuje ten problem. Głos to najbardziej naturalny sposób komunikacji. Żeby wysłać wiadomość, wystarczy powiedzieć: „Wyślij SMS do Jarka o treści: ‘będę za 15 minut’”. Asystent głosowy może grać rolę takiego domowego pomocnika. Można zapytać go o cokolwiek, a on odpowie, korzystając z Wikipedii albo innych zasobów internetu. Na przykład poda najważniejsze wiadomości dnia z serwisów informacyjnych.
Oczywiście, pewnym zagrożeniem jest tutaj efekt bańki informacyjnej. Jako że system uczy się na podstawie naszych wyborów, dostajemy informacje tylko z tych serwisów, z których już korzystaliśmy, więc istnieje niebezpieczeństwo, że nasze poglądy mogą się wyostrzyć…
Jarosław Kowalski**: Ale jest coś jeszcze. Starsi ludzie mają dziś wrażenie nienadążania za pędzącą rzeczywistością. Faktycznie, dzisiaj wszyscy, nie tylko seniorzy, wciąż narzekamy na brak czasu, mimo że technologia wyręcza nas w bardzo wielu działaniach. Wszystko dzieje się szybciej niż kiedyś, o naszą uwagę walczy dużo więcej rzeczy niż 20 lat temu, a czas wcale się nie rozszerza. Seniorzy, którzy mają już pewne ograniczenia – i fizyczne, i psychiczne – woleliby chyba, żeby ich interakcje ze światem były trochę wolniejsze. Jeden z nich opowiadał, że zwykle kiedy dzwoni na infolinię, to ma poczucie, że po drugiej stronie młoda osoba mówi z szybkością karabinu maszynowego. Więc on nie rozumie i co chwilę musi ją prosić o powtórzenie kwestii. Natomiast kiedy mówi coś do asystenta głosowego Google’a, to ten najpierw słucha, a potem odpowiada powoli, w tempie rozmówcy.
I jest tak nawet wtedy, gdy człowiek mówi niewyraźnie albo posługuje się archaicznymi wyrażeniami?
J.K.: System dobrze rozumie język naturalny – na razie angielski. Wyłapuje sens, więc nie trzeba zapamiętywać konkretnych komend; można po prostu mówić, tak jak do drugiego człowieka. Poza tym uczy się, przystosowuje do charakterystycznego języka, jakim posługuje się użytkownik.
To musi być przyjemne, kiedy rano zamiast budzika budzi cię jakiś miły, znajomy głos.
C.B.: Tak. Asystent każdego ranka może nas przywitać i na dzień dobry przypomnieć, jaki dzień mamy, jaka jest temperatura na dworze, czy warto dziś wziąć ze sobą parasol, czy są korki. Albo że dzisiaj o 14 jest wizyta u lekarza, a poza tym córka ma urodziny i należy zadzwonić z życzeniami. I że właśnie zbliża się pora brania leków, a za pół godziny trzeba wyjść na spotkanie, bo jest zaznaczone w kalendarzu. A na dodatek przed wyjściem domu napomni: „Tylko nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz!”. Albo: „Wyłącz gaz!”.
To już rodzaj opiekuna. A czy opiekun zauważy, kiedy stanie się coś złego? Zareaguje, gdy starsza osoba straci przytomność, zasłabnie, przewróci się?
C.B.: Można zaprogramować różne funkcje. Na przykład: „Jeśli nie będziemy mieć interakcji przez sześć godzin, zadzwoń do mojej córki”. Można dołączyć do tego rozmaite osobne urządzenia, np. opaskę, która monitoruje stan organizmu, sensory ruchu w pokoju, które zarejestrują ewentualny upadek, albo wręcz kamerę. Wszystko jest możliwe w inteligentnym domu.
A czy taki asystent głosowy może być postrzegany jako coś więcej? Czy można prawdziwe, ludzkie emocje ulokować w urządzeniu?
J.K.: Pewnie tak. Głos jest miły, można z nim pogawędzić. Można poprosić, by zaśpiewał piosenkę, opowiedział dowcip. Jesteśmy w stanie nawet prowadzić z nim prostą konwersację. Kiedy go pochwalisz, odpowie, że mu miło. To trochę tak, jakby miało się w domu towarzysza.
Taki towarzysz jest w stanie zapełnić pustkę, na którą tak często skarżą się seniorzy?
J.K.: Nasi seniorzy mieli najwyraźniej nadzieję, że tak. Jeden z nich dużo mówił o samotności. Opowiadał, że w niektórych krajach zimą starsze osoby częściej popełniają przestępstwa tylko po to, by trafić na trochę do aresztu i pobyć wśród ludzi. Nie wiem, czy to prawda, ale ta potrzeba jest bardzo silna. Jeśli ci ludzie nie mają innego towarzystwa, to asystent może trochę pomóc. Daje wrażenie, że w domu ktoś jest. Nawet jeśli to tylko byt wirtualny, można go zapytać o hasło do krzyżówki. Ważne, żeby usłyszeć znajomy głos.
Technologia ma podwójne działanie: z jednej strony nas wzmacnia, daje nam coś w rodzaju „supermocy”, z drugiej – osłabia nas, bo uzależnia
Telewizory często są włączone w domach seniorów na okrągło, byle tylko nie było tej nieznośnej ciszy. Ale telewizor jest bierny. Tymczasem asystent jest nie tylko interaktywny, ale zawsze ten sam, ma zawsze taki sam głos. I do tego zawsze pamięta, że wczoraj skarżyłeś się na ból pleców.
C.B.: Mimo że asystent ma właściwie bardzo podobne funkcje jak smartfon, odbieramy go zupełnie inaczej, to zupełnie inna jakość interakcji. Kiedy poprosimy go o przeczytanie fajnego opowiadania, to jest to trochę tak, jakby czytał nam ktoś bliski, drugi człowiek – zawsze tym samym głosem, z możliwością interakcji. Ja to widzę nawet po swoich dzieciach, które testowały asystenta: córka wstydziła się przed nim, że nie zna jakiegoś angielskiego słówka. A przecież to tylko urządzenie.
Dzięki temu, że to coś mówi i rozumie, człowiek jest wrzucony w zupełnie inną sytuację psychologiczną. Nasze reakcje są o wiele mocniejsze. Na smartfona czy komputer też się potrafimy zdenerwować, ale tutaj o wiele łatwiej i szybciej przechodzimy do stanu takiego poirytowania, że się wściekamy, że krzyczymy: „Ty głupi Google’u! Jak możesz tego nie rozumieć!?”. Bo oczywiście system nie jest jeszcze doskonały i to może być denerwujące.
Skoro z taką łatwością w tym wirtualnym bycie potrafimy zobaczyć człowieka, to z pewnością możemy się łatwo od niego uzależnić.
J.K.: Już w latach 90. zauważono, że ludzie traktują technologie, nawet tak niedoskonałe z dzisiejszego punktu widzenia, jakimi były tamte, w kategoriach społecznych. Wszystko, z czym się komunikujemy, traktujemy społecznie. Takie mamy odruchy. Jeśli już wtedy było to widać, to można sobie wyobrazić, o ile to jest silniejsze dzisiaj, kiedy rozmawiamy z wirtualnym bytem naturalnym językiem i kiedy on potrafi odczytywać nasze intencje, odpowiada nam, dyskutuje z nami!
Technologia, jak zwykle, ma podwójne działanie: z jednej strony nas wzmacnia, daje nam coś w rodzaju „supermocy”, z drugiej – osłabia nas, bo uzależnia. Kończą się baterie i człowiek jest nagle bezradny. Tak się stało ze smartfonami, które są pilotami do naszego życia. Kiedy posłuchamy imigrantów napływających do Europy, to okaże się, że podczas ucieczki z kraju ogarniętego wojną absolutnie podstawowym artykułem, koniecznym do przeżycia, jest telefon komórkowy. Można nie mieć pieniędzy, ubrań, a nawet przez jakiś czas jedzenia, ale telefon trzeba mieć. By wiedzieć, gdzie się jest, i żeby być w kontakcie z towarzyszami.
Podobno w niektórych krajach zimą starsze osoby częściej popełniają przestępstwa tylko po to, by trafić na trochę do aresztu i pobyć wśród ludzi
C.B.: Jeśli dojdziemy już do takiego etapu, że będziemy mogli prowadzić prawdziwą, skomplikowaną rozmowę, uzależnienie od podobnych urządzeń na pewno będzie realnym zagrożeniem. Rozmawialiśmy ostatnio o tym odnośnie do dzieci: taki asystent może się stać kimś w rodzaju wymyślonego przyjaciela. Jeśli relacje z nim będą istniały kosztem innych relacji, z realnymi przyjaciółmi, to będzie źle. Pytanie, jak bardzo użytkownik zakotwiczy w swym asystencie. Jeśli będzie to główny filtr służący poznawaniu świata i zaspokajaniu potrzeby kontaktu z innymi, to naprawdę będzie problem.
Z seniorami jest o tyle inaczej niż z dziećmi, że oni czasem nie mają już alternatywy. Miewają na tyle duże ograniczenia ruchowe, że nie wychodzą już z domu. Zdarza się, że ich przyjaciół nie ma już na tym świecie albo też są chorzy i pozamykani w domach. Jeśli nie mają dzieci albo jeśli ich dzieci są daleko w sensie fizycznym albo psychicznym – mogą być naprawdę bardzo samotni.
C.B.: W takiej sytuacji asystent rzeczywiście mógłby zostać ich jedynym przyjacielem. Nasi seniorzy podczas testów wspominali, że obawiają się zbytniego uzależnienia, ale bardziej w sensie dosłownym. Bo jeśli cały dom mam podłączony do systemu Google Home, to wszystkie funkcje związane z obsługą domu są od systemu zależne. A co, jeśli system się popsuje? Poza tym taki system może ich hamować, a nie stymulować, bo już nie trzeba wstawać, żeby zapalić czy zgasić światło w pokoju. Wystarczy powiedzieć. A przecież ruch, choćby minimalny i wymuszony, jest niezbędny.
Jakie jeszcze mieli uwagi?
C.B.: Uważali, że powinna być jednak jakaś informacja zwrotna. Alexa na przykład ma takie kółeczko, które świeci się w kierunku, z którego dobiega głos. Wiemy więc, że ona słucha nas, a nie kogoś innego. W asystencie Google’a tego nie ma.
Jakie znaczenie ma wizualna forma asystenta głosowego? Nie byłoby lepiej, gdyby przypominała ludzką twarz?
J.K.: Moim zdaniem to, że jest to tylko taki abstrakcyjny przedmiot, głośnik po prostu, sprzyja traktowaniu asystenta jak wirtualnej osoby. Łatwo możemy sobie wyobrazić, że ta osoba jest w drugim pokoju.
Bardzo trudno zrobić robota, który przekonująco udawałby człowieka. I zawsze mamy wrażenie sztuczności; nawet słynna Sofia nie wygląda naturalnie. Lepiej już zrobić zwykłego robocika o kwadratowych oczach niż coś, co jest „prawie” jak człowiek. Bo to „prawie” robi ogromną różnicę.
Dlaczego?
J.K.: To zjawisko jest znane twórcom robotów i animatorom 3D. Nazywają je „doliną niesamowitości”: jeśli mamy do czynienia z robotem czy bohaterem animowanej komputerowo bajki, który ma postać ludzką, to mózg oczekuje, że to odwzorowanie będzie w 100 procentach idealne – każda nienaturalność jest od razu przez nasz umysł wychwytywana. Od razu widzimy, że coś jest nie tak. Z tego właśnie powodu głośnik, który ma formę zupełnie niehumanoidalną, może być skuteczniejszy w stwarzaniu wrażenia, że tak naprawdę twór w nim ukryty jest przynajmniej w pewnym stopniu osobą.
Kiedy taki asystent stanie się normą w domach polskich emerytów?
J.K.: W Stanach już jest normą. Spory odsetek gospodarstw domowych w Ameryce posiada taki sprzęt. Czekamy na polską wersję asystenta Google’a. Kiedy się pojawi, znowu przetestujemy sprzęt z grupą starszych osób – może bardziej odpowiadających średniej krajowej, bo niekoniecznie mówiących po angielsku.
*Dr Cezary Biele z wykształcenia jest psychologiem, psychofizjologiem i biologiem, a z zamiłowania socjologiem. Interesuje się rolą emocji w interakcjach z technologią oraz wpływem nowych technologii na funkcjonowanie społeczne. Ma wieloletnie doświadczenie zarówno w dziedzinie badań podstawowych, jak komercyjnych badań marketingowych. Kieruje Laboratorium Interaktywnych Technologii w Ośrodku Przetwarzania Informacji – Państwowym Instytucie Badawczym, gdzie poza badaniami związanymi SI i technologią smart-home realizowane są m.in. projekty dotyczące funkcjonowania ludzi w wirtualnej rzeczywistości, bezpieczeństwa dzieci w internecie, cyfrowego rodzicielstwa i perswazyjności komunikatów 3D. Po godzinach muzykuje i gotuje.
**Jarosław Kowalski w OPI PIB zajmuje się koordynowaniem badań użyteczności systemów obsługujących polską naukę oraz badaniem wpływu cyfrowych technologii na społeczeństwo. Z wykształcenia socjolog, z zamiłowania filozof techniki, okazjonalnie – psycholog. Uczestniczył m.in. w badaniach nad przyszłością czytelnictwa w dobie cyfryzacji, badał czynniki mające wpływ na adaptację inteligentnej energetyki przez zwyczajnych użytkowników czy współtworzył aplikacje pomagające niepełnosprawnym w kontaktach ze sztuką. W wolnych chwilach podróżuje.