Czym jest sztuczna inteligencja: przełomową technologią? Ocaleniem dla ludzkości? A może narzędziem zniewolenia? Wszystkie te odpowiedzi są po trosze prawdziwe. SI jest bowiem w dużym stopniu naszym o niej wyobrażeniem
Ludzki świat to nie tylko twarda rzeczywistość faktów. Nasz sposób myślenia równie silnie kształtują słowa, których działanie ma często moc sprawczą. Używane przez nas pojęcia to bowiem nie tylko neutralne określenia, ale narzędzia służące do wartościowania i kreowania pożądanych światów. Żeby zrozumieć słowo, nie wystarczy poznać jego definicję. Trzeba również odkryć kontekst, w jakim jest używane, oraz historie opowiadane z jego pomocą.
W naszej epoce dominują dziś narracja ekonomiczna i technologiczna, obie mocno ze sobą związane. Jedną z ważniejszych postaci występujących w tych opowieściach jest od kilku lat sztuczna inteligencja. Ta na pozór abstrakcyjna idea znajduje ucieleśnienie nie tylko w zantropomorfizowanych robotach, ale także w scenariuszach przyszłości, gdzie odgrywa rolę czynnika determinującego nasze przeznaczenie – tak w wersji utopijnej, jak i dystopijnej.
Z tej perspektywy SI to więc nie tyle realna technologia, co raczej zbiór wartości, aspiracji, nadziei i obaw zawartych w narracjach na jej temat. Aby móc lepiej kształtować jej rozwój, warto przyjrzeć się bliżej tym opowieściom.
Inteligencja to szowinista
Dr Stephen Cave, filozof i dyrektor Centre for the Future of Intelligence na Uniwersytecie w Cambridge, twierdzi, że choć wiele wysiłku włożono w zdefiniowanie pojęcia inteligencji, to niewiele badań poświęcono jego funkcjonowaniu w kontekście politycznym czy normatywnym. Tymczasem, uważa Cave, to drugie zadanie jest kluczowe, by zrozumieć rolę i kierunek rozwoju sztucznej inteligencji we współczesnym świecie.
Cave przekonuje, że inteligencja jako pojęcie określające zdolności umysłowe jest nacechowana wartościująco. Innymi słowy jej użycie nigdy nie jest neutralne, bo zawsze łączy się z oceną i przyznaniem różnorakich praw czy przywilejów. Jako takie jest też bardzo silnie związane z hierarchią, władzą i dominacją.
Na przestrzeni lat inteligencja była cechą najczęściej przypisywaną arystokratom – zwykle mężczyznom rasy białej. Umożliwiała panowanie i wykorzystywanie – tak natury, jak i ludzi. Od Platona i Arystotelesa, przez Thomasa Jeffersona i Rudyarda Kiplinga, aż po twórców eugeniki, przekonuje Cave, pojęcie inteligencji wykorzystywano do usprawiedliwienia wyzysku osób gorzej sytuowanych, zajmujących niższą pozycję społeczną, będących innej rasy lub płci.
Jak zauważa Cave, owoce inteligencji, czyli nauka i technologia, nie były jedynie środkami wykorzystywanymi do podboju natury i innych ludów, lecz służyły również za argument na rzecz usprawiedliwienia tych działań. Skoro bowiem potrafię zdobywać, najwidoczniej mam do tego predyspozycje, a więc i prawo.
Z czasem inteligencja trafiła do psychologii, gdzie na różne sposoby starano się ją poddać precyzyjnemu pomiarowi i stworzyć kryteria umożliwiające jej jednostkową ocenę. Był to kolejny etap na drodze jej wykorzystania do tworzenia społecznych hierarchii i utrwalania podziałów. Utożsamiając inteligencję z cechą wrodzoną, marginalizowano kwestię społecznego czy ekonomicznego uwarunkowania jej rozwoju.
Fetyszyzacja inteligencji
Zdaniem Cave’a ten historyczny bagaż, jakim obarczone jest pojęcie inteligencji, nie pozostaje bez związku z tym, co myślimy dziś o roli SI. Przede wszystkim, inteligencja jest fetyszyzowana, co znajduje odbicie w postrzeganiu SI jako remedium na wszelkie problemy ludzkości lub – wręcz przeciwnie – jako jej demonicznego przeciwnika.
Tymczasem ludzka cywilizacja powstała nie tylko dzięki inteligencji, lecz także kreatywności, mądrości, charyzmie, altruizmowi czy umiejętności przywództwa. Sprowadzanie wszystkich cech napędzających postęp w ludzkiej historii do inteligencji prowadzi na manowce i zaburza naszą ocenę realnych możliwości tych systemów – szczególnie w powszechnym odbiorze.
Na przestrzeni lat inteligencja była cechą najczęściej przypisywaną arystokratom – zwykle mężczyznom rasy białej
Karierę tego pojęcia łączy Cave także ze środowiskiem inżynierów. Posiadanie inteligencji technicznej często okazuje się bowiem czymś wystarczającym do odgrywania roli arbitra, który bez potrzeby jakiejkolwiek konsultacji zawsze wie lepiej, jakie rozwiązania są potrzebne społeczeństwu.
W ujęciu Cave’a nie chodzi więc o właściwe lub błędne funkcjonowanie narzędzi korzystających z SI, lecz o tło, na którym te rozwiązania w ogóle się pojawiają. Owo tło tworzą m.in. wyobrażenia związane z inteligencją, statusem wynikającym z jej posiadania i określonym wartościowaniem rzeczywistości. Kształtuje ono sposób, w jaki myślimy o technologii: jej roli, znaczeniu, zadaniach czy odpowiedzialności.
Po prostu obliczenia
Obecna moda na SI ma dwa źródła: realne osiągnięcia tej technologii oraz narracje na jej temat. Które z nich mają większy wpływ na to, co myślimy o SI? Zapewne te drugie – z kilku powodów.
Przede wszystkim rzeczywiste możliwości SI mogą dziś ocenić przede wszystkim specjaliści. Większość z nas zdana jest na informacje z drugiej lub trzeciej ręki. Na wiedzę o SI składają się dziś zarówno publikacje naukowe, jak i wieści medialne oraz działania marketingowe. Te ostatnie, jak zauważa prof. Zachary C. Lipton z Carnegie Mellon University, zawierają często przejaskrawiony obraz SI, co nie pozostaje bez wpływu także na dyskurs naukowy.
Niektórzy komentatorzy zauważają jednak, że trwający od kilku lat boom na SI może zacząć tracić impet. Być może nie grozi nam kolejna zima SI, ale już jesień jest całkiem możliwa. Wszystko dlatego, że możliwości SI i uczenia głębokiego zwyczajnie przereklamowano.
Pojęcie SI w ciągu ostatniej dekady stało się niezwykle modne – mówi cytowana przez BBC Samim Winger, była badaczka Google’a. – Wiele firm podpinało się pod nie z powodów marketingowych. [Z czasem jednak] to, co w ostatnich 10-20 latach nazywaliśmy SI czy uczeniem maszynowym, będzie postrzegane po prostu jako kolejna forma obliczeń komputerowych.
Taka zmiana sposobu myślenia mogłaby ostudzić nadmierną ekscytację i okazać się korzystna dla społeczeństwa jako odbiorcy technologii. Bez względu bowiem na przeszacowane możliwości SI jej wykorzystywanie pod taką czy inną nazwą będzie rosło, a tym samym jej wpływ na odbiorców. Chcąc zadbać o to, by był on dla nas jak najbardziej korzystny, musimy uczynić go zależnym od woli większości, a nie garstki technokratów. W tym celu potrzebna jest zmiana sposobu mówienia i myślenia o SI.
Zdemokratyzowana narracja
Dr Virginia Dignum, specjalistka od odpowiedzialnej SI, przekonuje, że sztuczna inteligencja jest zbyt ważna, by zostawić ją w rękach inżynierów. Postuluje ona zmianę narracji na temat SI, tak by społeczeństwo prawidłowo rozumiało zarówno korzyści, jak i zagrożenia wynikające z tej technologii. Trafne rozpoznanie możliwości i sposobu działania tego typu systemów to także krok w stronę większej demokratyzacji SI, tzn. udostępnienia jej narzędzi szerszemu gronu ludzi. Wymaga to jednak również obalenia kolejnego mitu, czyli wiary we wszechmoc SI i specjalizujących się w niej badaczy. Innymi słowy: potrzebujemy bardziej realistycznej i demokratycznej opowieści na temat tej technologii.
Jak na łamach „The Economist” wyjaśnia Jonnie Penn z Uniwersytetu w Cambridge, pomysł SI narodził się w środowisku korporacyjnym. Jej ojcami byli ludzie myślący w kategoriach optymalizacji administrowania przedsiębiorstwem i państwem.
„SI oznaczała biznes – pisze Penn. – Wiele współczesnych systemów SI nie tyle naśladuje ludzkie myślenie, co raczej ograniczoną wyobraźnię biurokratycznych instytucji. Nasze techniki uczenia maszynowego są często zaprogramowane tak, by osiągnąć nadludzką skalę, prędkość i odpowiedniość kosztem oryginalności, ambicji lub moralności właściwej człowiekowi”.
Czas to zmienić.
Nadwiślańska inteligencja
Być może w zmianie modelu myślenia o inteligencji przydatne mogą się okazać polskie tradycje intelektualne. Otóż w XIX-wiecznej Polsce (a także w Rosji i kilku państwach naszego regionu) powstała i przyjęła się kategoria inteligencji jako warstwy społecznej. Jej teoretycy głosili, że ze względu na posiadane wykształcenie powinna ona przewodzić narodowi, lecz zarazem pełnić wobec klas niższych rolę służebną czy wspierającą. W tym kontekście inteligencja ma znacznie bardziej demokratyczny charakter niż w przywoływanej przez Cave’a tradycji.
Unia Europejska stawia już dziś na etyczną SI. Mamy więc dobre towarzystwo i własną dobrą tradycję rozumienia inteligencji. Może więc polskim wkładem w rozwój SI będzie zmiana modelu myślenia o niej – z opresyjnego na przyjazny i inkluzywny? Taki, w którym kapitał intelektualny nie jest synonimem dominacji, tylko rozwiązań naprawdę zmieniających życie ludzi na lepsze. Naiwność? Być może. Pamiętajmy jednak, że nasze opowieści – nawet te idealistyczne – kształtują rzeczywistość.