Trzeba w dzieciach budować poczucie, że niezależnie od tego, kim jesteś, chłopakiem czy dziewczyną, możesz spróbować swoich sił w dziedzinie nowych technologii. Im wcześniej sobie to uświadomią, tym lepiej. Z Van Anh Dam, dyrektorką Centralnego Domu Technologii, rozmawia Monika Redzisz

Monika Redzisz: Po co uczyć dzieci programowania? Przecież zanim dorosną, w powszechnym użyciu będą już zupełnie inne języki programowania.

Van Anh Dam*: Zgadzam się, że świat dzisiaj jest bardzo zmienny. Dlatego najważniejszą kompetencją jest sama umiejętność uczenia się, czyli stałe nabywane nowych kompetencji. W CDT [patrz ramka na końcu tekstu] wychodzimy poza samo programowanie, skupiając się ogólnie na kompetencjach cyfrowych i umiejętności odnajdywania się w świecie nowych technologii.

Nauka programowania pozwala rozwijać kreatywność i analityczne myślenie, ale najważniejsze jest to, że pokazuje, że technologia to nie jest jakaś magia. Owszem, możemy tych nowoczesnych narzędzi używać, ale możemy je także samodzielnie tworzyć.

Van Anh Dam

Coraz częściej zbyt ufamy technologii. Zapominamy, że za każdą technologią stoi człowiek, a skoro tak, to on może się mylić. Cel mógł zostać źle postawiony, czyjeś potrzeby mogły nie zostać uwzględnione.

Jakich jeszcze kompetencji powinniśmy dzisiaj uczyć?

Jeśli chcemy konkurować z robotami, musimy skupić się na umiejętnościach typowo ludzkich i niedostępnych dla maszyn, takich jak empatia, współpraca, rozumienie innych, kreatywność. To także umiejętność kompleksowego, wielowątkowego myślenia, rozwiązywania złożonych problemów, a także zarządzania ludźmi, rozmawiania z nimi oraz ich rozumienie. Będziemy pracować w grupach coraz bardziej zróżnicowanych wiekowo, etnicznie i kulturowo, więc te umiejętności będą kluczowe.

Czy to znaczy, że warto wprowadzić do szkoły przedmiot „empatia i kompetencje społeczne”, tak jak robią to Finowie?

Myślę, że byłaby to ogromna wartość. Potrzebujemy empatii, by współpracować i tworzyć lepsze produkty czy rozwiązania dla problemów globalnych. Empatia jest dziś potrzebna zarówno aktywistom, jak i projektantom usług czy towarów.

Przewiduje się, że większość zawodów zmieni się pod wpływem nowych technologii. Czy jesteśmy gotowi na takie zmiany? Jak wygląda z perspektywy CDT polska innowacyjność? Czy nasze państwo prowadzi jakąś sensowną politykę w tej kwestii?

To także kwestia zasobności społeczeństwa. Nowe technologie muszą mieć odbiorców. Tak długo, jak nie będzie nas na nie stać, tak długo nie będziemy ich kupować. Ale powoli zmienia się to na lepsze. Powstają takie miejsca jak CDT, są programy wspierające polskie start-upy. Funkcjonują na przykład programy Polskiego Funduszu Rozwoju wspierające przedsiębiorców na etapie już samych pomysłów, w duchu myślenia: „Jest OK, jeśli coś nie wyjdzie. Ważne, żebyś zaczął kreatywnie myśleć”.

Kiedy współtworzyłam szkołę Kids Code Fun, przychodzili do nas rodzice, żeby zapisać swoich synów na naukę programowania. I dopiero kiedy widzieli u nas ulotkę zajęć wyłącznie dla dziewczynek – w ramach fundacji Girls Code Fun – mówili: „Kurczę, może nasza Zosia też by chciała?”

W Polsce brakuje nam jeszcze świadomych inwestorów. Świadomych tego, że nie tak łatwo stworzyć nowe narzędzie – trzeba zainwestować w testy, które są długotrwałe, a które niekoniecznie się powiodą. Polacy boją się popełniania błędów: wolą nie zrobić nic, niż się pomylić. Bo tego uczono nas w szkole. A także tego, że nie wolno kopiować – wszystko trzeba zrobić samodzielnie. Tymczasem w nowych technologiach wszystko robi się dokładnie odwrotnie: wciąż popełnia się błędy i zagląda innym przez ramię – w czyjś kod, w czyjeś rozwiązanie. Nie ma jednej drogi do celu – jest ich wiele. Nie pracuje się samodzielnie, tylko w interdyscyplinarnych zespołach.

Dlatego STEAM (Science, Technology, Engineering, Art, Math) to bardzo obiecująca metodologia nauczania. Nauka przez eksperymentowanie, przez tworzenie własnych rozwiązań. Tu nie dajemy dziecku gotowych odpowiedzi, na przykład instrukcji, jak zbudować oczyszczalnię ścieków. Pozwalamy mu samodzielnie poszukiwać drogi, mylić się. Nauka gotowych rozwiązań może dawać potem bardzo wysokie wyniki w testach, ale nie da poczucia, że poradzimy sobie w sytuacji, kiedy nie wiadomo, jaka jest odpowiedź, bo trzeba ją samodzielnie wypracować.

W badaniu umiejętności uczniów w posługiwaniu się wiedzą PISA 2018 polscy 15-latkowie wypadli znakomicie. Są w czołówce światowej. W Europie nieco lepsze wyniki od nas mają jedynie Finowie i Estończycy. Czy to nie jest jasny dowód na to, że polska edukacja mimo niedofinansowania, wzajemnie znoszących się reform, negatywnej selekcji nauczycieli i braku społecznego szacunku – nie jest jednak taka zła?

Owszem, mamy bardzo dobre wyniki w nauce, ale po pierwszej fali entuzjazmu pojawia się coraz więcej pogłębionych analiz i znaków zapytania. Na przykład: dlaczego tak dobre wyniki nie przekładają się na poziom innowacyjności i przedsiębiorczości? Dlaczego młodzi tak rzadko inicjują jakieś działania? Dlaczego mają tak mało wiary w siebie? Bardzo słabo wypadamy w rankingach mierzących growth mindset – czyli sposób myślenia nastawiony na rozwój. Brakuje nam w Polsce poczucia sprawczości: że ja, sama, mogę stworzyć coś wartościowego.

Skąd to się bierze?

Jednym z powodów jest to, w jaki sposób motywujemy dzieci do nauki i jaki dajemy im potem feedback. Dzieci mają przekonanie, że ich zdolności, inteligencja są wartością stałą i niezmienną. „Taka się urodziłam i taka już zostanę”. Nie wierzą, że mogą się zmieniać, rozwijać. Etykietka, która przylgnęła do nich w którymś momencie nauki, zostaje na dobre. To nawet nie jest wina nauczycieli, tylko całego systemu. W polskiej szkole nie ma po prostu przestrzeni, żeby dostrzegać indywidualnie każde dziecko.

Rzeczywiście, widać przepaść pomiędzy kompetencjami i niskim poczuciem wiary w swoje siły. Zwłaszcza u dziewczynek, które w matematyce i naukach ścisłych wypadły w testach PISA tak samo dobrze jak chłopcy, a w czytaniu ze zrozumieniem – lepiej. Mimo to 15 procent badanych chłopców zadeklarowało, że chce w przyszłości zająć się naukami ścisłymi i tylko 1 procent dziewczyn.

Mnie te wyniki zupełnie nie zaskakują. Kiedy pięć lat temu współtworzyłam szkołę Kids Code Fun, przychodzili do nas rodzice, żeby zapisać swoich synów na naukę programowania. I dopiero kiedy widzieli u nas ulotkę zajęć wyłącznie dla dziewczynek – w ramach fundacji Girls Code Fun – mówili: „Kurczę, może nasza Zosia też by chciała?” Wcześniej w ogóle im to nie przychodziło do głowy.

Dlatego argumenty krytykujące powstanie inicjatyw tylko dla dziewczynek są nietrafione. Nie chodzi o to, żeby je faworyzować czy na siłę oddzielać od chłopców, ale żeby pokazać tym, dla których edukacja dziewczynek w naukach ścisłych i technicznych wcale nie jest czymś oczywistym, że to jest możliwe. Inicjatyw wspierających naukę programowania dla kobiet jest już sporo, natomiast nie było (i dalej oprócz nas nie ma wiele) propozycji dla dziewczynek. Tymczasem dziewczyny tracą zainteresowanie takimi dziedzinami pomiędzy 13. a 17. rokiem życia.

Dlaczego? Co się wtedy dzieje?

Brakuje kobiecych wzorców. Moja znajoma informatyczka i nauczycielka programowania wspominała, że w szkole przez długi czas była podświadomie przekonana, że nie może zostać informatyczką, ponieważ informatyki uczyli ją wyłącznie mężczyźni. Nie znała żadnej kobiety, która by się tym zajmowała. To ma ogromne znaczenie w budowaniu poczucia, że niezależnie od tego, kim jesteś, chłopakiem czy dziewczyną, możesz spróbować swoich sił w dziedzinie nowych technologii. Im wcześniej dzieci sobie to uświadomią, tym lepiej. Młodsze dzieci są otwarte, nie mają jeszcze w głowach ugruntowanych stereotypów. Później już jest trudniej zmienić ich przekonania.

Coraz częściej zbyt ufamy technologii. Zapominamy, że za każdą technologią stoi człowiek, a skoro tak, to on może się mylić. Cel mógł zostać źle postawiony, czyjeś potrzeby mogły nie zostać uwzględnione

Jest taka ciekawa książka „Invisible Women. Exposing Data Bias in a world designed for men” Caroline Perez, która pokazuje, jak wiele nowych technologii jest domyślnie projektowanych pod mężczyzn. Zajmie nam to pewnie trochę czasu, zanim to wyprowadzimy na zdrowe proporcje.

W Kids Code Fun okazało się, że grupy dla dziewczynek potrzebne są tylko na początku. Wystarczy, że pochodzą do dziewczęcej grupy przez pierwszy semestr, żeby potem czuły się pewnie w grupach mieszanych. Nie trzeba wiele, wystarczy je wzmocnić na początku. Muszą na starcie nabrać pewności, że nie będą jedynymi dziewczynkami w grupie. Wszyscy mamy taką tendencję, że szukamy podobnych do siebie. Sama pamiętam, jak w liceum chciałam pójść do klasy matematycznej, ale wycofałam się, bo zobaczyłam na liście prawie samych chłopców. Nie chciałam być w „męskiej” klasie.

W jaki sposób zetknęłaś się z nowymi technologiami?

Z wykształcenia jestem socjolożką. Zawsze interesowały mnie działania społeczne, angażowałam się w działania różnych organizacji społecznych. Przez wiele lat uczyłam młodzież wietnamską języka polskiego. Sama lubiłam uczyć się języków obcych, między innymi chińskiego. W pewnym momencie mój kolega, programista, powiedział: skoro tak lubisz uczyć się języków, to dlaczego nie nauczysz się programowania? Przecież to jest po prostu kolejny język.

Zainspirowana, spróbowałam. Wzięłam udział w bezpłatnych warsztatach programowania i odkryłam, że programowanie jest znacznie łatwiejsze od chińskiego. Zaangażowałam się więc we wszystkie możliwe przedsięwzięcia związane z informatyką, żeby dowiedzieć się, kim są ci enigmatyczni programiści, o których myślałam jako o grupie czysto męskiej. Zaczęłam chodzić na meetupy, rozmawiać. Odkryłam, że oprócz programowania mają wiele innych zainteresowań, że lubią dzielić się wiedzą. Spodobało mi się to środowisko.

Wtedy właśnie wpadłam na pomysł, co chcę robić w życiu: chciałam uczyć dzieci nowych technologii. Na kolejnym meetupie poznałam Karolinę Cikowską, która powiedziała, że chce uczyć dziewczynki w wieku 8-12 lat programowania. To ona zwróciła moją uwagę na to, że bardzo brakuje kobiet w IT. I że warto skupić się na młodszych dziewczynkach, które jeszcze nie mają wbitych do głowy stereotypów, że się do tego nie nadają. Karolina założyła Fundację Girls Code Fun, a wspólnie stworzyłyśmy szkołę programowania Kids Code Fun. W zeszłym roku zaangażowałam się w tworzenie Centralnego Domu Technologii wraz z Fundacją Polskiego Funduszu Rozwoju, którego program merytoryczny współtworzy Kids Code Fun, Stowarzyszenie Cyfrowy Dialog oraz firma Skriware.

Na przestrzeni ostatnich lat zaszły już jakieś zmiany?

Widać zmiany w mentalności rodziców. Ale mówię tu głównie o Warszawie i innych dużych miastach. Bardzo ubolewam, że tak mało dzieje się w mniejszych miejscowościach i na wsiach. Nawet jeśli jakaś fundacja dotrze tam ze swoimi zajęciami, to po ich wyjeździe często inicjatywa upada. Nie chodzi tylko o sam dostęp do sprzętu – wielokrotnie podczas swoich zajęć jeździłam do miejscowości, gdzie była świetnie wyposażona pracownia – ale nie było osoby, która mogłaby na miejscu wesprzeć dzieci w rozwijaniu tych umiejętności.

Wielu polskich programistów po studiach w Polsce wyjeżdża na Zachód, na przykład do Doliny Krzemowej. Czy jest szansa, że za jakiś czas część z nich będzie chciała zostać i tu, u nas, stworzyć coś na kształt… może nie Doliny Krzemowej, ale Estonii?

Ja bym nie chciała mieć w Polsce Doliny Krzemowej. Dolina Krzemowa zamyka wszystkie kompetencje w rękach wybranej grupy, która projektuje nowe technologie tak, by były korzystne głównie dla niej. Wolałabym mieć w Polsce drugą Estonię, gdzie przygotowuje się powszechnie społeczeństwo do korzystania z technologicznych rozwiązań. Ale nic nie spadnie nam z nieba. Trzeba inwestować w edukację i nastawić się na rozwój. Wtedy, kto wie?


*Van Anh Damdyrektorka Zarządzająca Centralnego Domu Technologii. Edukatorka urodzona w Wietnamie, ale wychowana w Polsce. W pracy łączy swoje doświadczenie w nauczaniu, kreatywnych działaniach i pasję do nowych technologii. Najbardziej lubi tłumaczyć dzieciom i dorosłym, czym jest programowanie, za pomocą pluszowego kurczaka. Współzałożycielka szkoły programowania Kids Code Fun i członkini Rady Fundacji Girls Code Fun. Tworzyła i wprowadzała programy edukacji technologicznej w Polsce i Indonezji.

Centralny Dom Technologii

To przestrzeń edukacji technologicznej powołana we wrześniu 2019 roku z inicjatywy Fundacji Polskiego Funduszu Rozwoju. Mieści się przy ulicy Kruczej 50 w Warszawie. Oferuje interdyscyplinarne zajęcia edukacyjne dla dzieci, młodzieży i dorosłych; indywidualne i grupowe; międzypokoleniowe, dla nauczycieli i dla cyfrowych debiutantów. Większość jest bezpłatna lub dofinansowana przez Fundację PFR.

Zajęcia realizowane są w innowacyjnym modelu nauczania STEAM, rozwijającym umiejętność krytycznego myślenia i działania projektowe, współpracy i kreatywności. Podczas warsztatów zatytułowanych „O czym śnią roboty” dzieci programują swojego robota, na „Pejzażu elektronicznym” – ożywiają swoje rysunki dzięki elektronice, na „Zakodowanym świecie przyrody” – szukają rozwiązań, które poprawią stan środowiska, na „Świecie 3D” – tworzą modele 3D zwierząt, komórek i cząsteczek.

Oprócz działań edukacyjnych w CDT prezentowane są wystawy, na których prezentowane są ciekawe przykłady polskich nowych technologii, na przykład roboty służące edukacji.

28 stycznia 2020 odbędzie się otwarcie drugiej już wystawy w CDT, zatytułowanej: „Aktualizacja systemu. Jak technologia zmienia edukację”.