Buszując w sieci bądź uruchamiając ulubione aplikacje, nie masz pojęcia, jakie dane na swój temat i komu przekazujesz. Odpowiada za to branża reklamy internetowej, która śledzi każdy twój ruch
Wyobraź sobie, że widziałam twoją historię przeglądania w internecie. I twoich sąsiadów też. Wszystko z ostatniego roku: na jakie strony zaglądasz w czasie pracy, co jadasz na kolację, jakie strony przeglądasz w domu, jakie prezenty zamawiasz na święta, a jakich nie. Jak się z tym czujesz?
A gdybym powiedziała ci, że przekazuję te informacje obcym ludziom, którzy na ich podstawie decydują np. o tym, jakie reklamy zobaczysz w sieci?
Wyobraź sobie, że pozwalasz mi na to zwykłym kliknięciem na jednej z odwiedzanych stron. Zgadzasz się na to za każdym razem, kiedy korzystasz z internetu. Czy w tej sytuacji ma jakiekolwiek znaczenie, że nie wiem, jak masz na imię?
Mętne zasady wymiany
Tak właśnie działa targetowana reklama behawioralna. Model biznesowy, który amerykańska badaczka Shoshana Zuboff nazwała „kapitalizmem nadzoru” (surveillance capitalism), napędza obecnie cały internet. Zyski z reklam finansują część interesujących treści dostępnych w sieci: darmowych filmików z kotami, artykułów oraz aplikacji. Ale mimo denerwujących wyskakujących okienek, które przypominają o ochronie naszych danych, zasady tej wymiany wcale nie są przejrzyste.
Reklamy internetowe dzielą się na dwie kategorie: reklamy wyświetlane na platformach, jak Facebook czy YouTube, lub obok sponsorowanych przedmiotów na Amazonie, i tzw. reklamy banerowe, które wyświetlają się w każdym innym miejscu, np. na portalach informacyjnych, w aplikacjach czy w podłączonym do sieci telewizorze. Przyjrzyjmy się tym drugim.
Behawioralnie lub kontekstowo
To, co wyróżnia reklamę behawioralną, to jej „personalizacja”, czyli dopasowanie zawartości banera do ciebie i twojej aktywności w internecie, a nie do zawartości strony. Targetowanie odbywa się na podstawie analizy twojej aktywności w sieci. Oznacza to, że jeśli czytasz tekst o Bożym Narodzeniu, a w przeszłości interesowały cię informacje o psach, odwiedzana strona może wyświetlić ci targetowaną reklamę o, powiedzmy, świątecznych zabawkach dla psów.
W przeciwieństwie do reklam behawioralnych reklamy kontekstowe nie wymagają żadnej wiedzy o tobie czy twojej miłości do psów. Dopasowane są do treści artykułu lub publikacji (np. wspomnianemu tekstowi o świętach mogłaby towarzyszyć reklama ozdób choinkowych).
Jak to działa
Gdy czekasz na załadowanie się strony, co trwa jedną piątą sekundy (krócej niż mgnienie oka), informacje o tobie wędrują z odwiedzanej przez ciebie strony na giełdę reklam, gdzie reklamodawcy licytują się o twoją uwagę. Strona wyświetli reklamę od tego, kto zaoferował drugą najwyższą stawkę (dlaczego drugą? Bo ten mechanizm pozwala zachować rywalizację i zniechęca firmy do proponowania nadmiernie wygórowanych stawek). Ten błyskawiczny proces nazywany jest „licytacją w czasie rzeczywistym” (real-time bidding).
Model ten ma pewne zalety. Na przykład prawdopodobieństwo, że zobaczysz reklamę zabawki dla ukochanego psa, a nie drapak dla kota albo odżywkę dla kulturysty, jest większe. Wiąże się też on jednak z pozyskiwaniem danych w sposób skrajnie nieprzejrzysty, co narusza twoją prywatność i wystawia cię na widok nieokreślonej liczby nieznanych podmiotów. Czy naprawdę chcesz, by twój ubezpieczyciel wiedział, że np. często zamawiasz pizzę w nocy? I po co twojemu nowemu bankowi dostęp do twego profilu w serwisie randkowym?
To poważny problem. Nie wierzysz? To spójrz, co dzieje się na zapleczu giełd reklamowych.
Jak cię śledzą
Kiedy na twoim urządzeniu ładuje się strona internetowa, w pamięci zapisują się pliki tekstowe zwane „ciasteczkami”. W ciasteczkach zapisywane są informacje o twoim urządzeniu, ustawieniach przeglądarki, adresie IP, lokalizacji, o tym, co czytasz i oglądasz. Niektóre z nich są niezbędne z przyczyn technicznych: informacja o urządzeniu pozwala dostosować szerokość strony do jego ekranu czy zasugerować odpowiedni język. Inne ciasteczka są niezbędne do zalogowania się na stronie, a jeszcze inne pomagają w automatycznym wypełnianiu formularzy. Ale są też ciasteczka, które służą śledzeniu i analizowaniu twojej aktywności: co i kiedy oglądasz, ile czasu spędzasz na danej stronie, w które reklamy klikasz.
Tylko strona, która zainstalowała dane ciasteczko, może je odczytać. Google.com nie jest w stanie odczytać ciasteczek onet.pl., ale może poprosić onet.pl o dostęp do informacji zapisanych w jego ciasteczku lub zainstalować własne, które będzie monitorowało twoją aktywność na onet.pl. Zazwyczaj mamy do czynienia z tym drugim scenariuszem: obok ciasteczek zainstalowanych bezpośrednio przez przeglądaną stronę (first-party cookies) instalowane są śledzące ciasteczka zewnętrznych podmiotów (third-party cookies). Niektóre portale przekazują w ten sposób dane swoich gości nawet 400 „zaufanym partnerom” reklamowym, których w większości prawdopodobnie nawet nie kojarzysz.
Każde ciasteczko ma identyfikator (cookie ID), który staje się twoim cyfrowym imieniem i nazwiskiem. To, jak się naprawdę nazywasz, nie ma w świecie marketingu internetowego znaczenia. Liczy się to, jak korzystasz z sieci: co, gdzie i kiedy w niej czytasz i oglądasz. Na tej podstawie algorytmy „odgadują” twoją płeć i zainteresowania. Te przewidywania stają się coraz bardziej szczegółowe i trafne w miarę tego, jak rośnie ilość informacji z różnych stron zapisanych w ciasteczkach.
Jak wygląda handel danymi
Kiedy już twoje dane (w tym np. link do artykułu, który czytasz) zostaną zapisane w ciasteczku, strona przesyła je wraz z identyfikatorem ciasteczka tzw. platformie podaży (supply-side platform, SSP) – programowi (obsługiwanemu zazwyczaj przez zewnętrzną firmę), który zarządza zasobami reklamowymi danego portalu.
Następnie SSP przesyła identyfikator i związane z nim informacje na giełdę reklam, gdzie stają się one przedmiotem wirtualnej licytacji. Czasami informacje trafiają na wiele giełd jednocześnie.
Następnie informacje o tobie trafiają na platformę popytu (demand-side platforms, DSP), gdzie dostęp do nich mają dziesiątki, jeśli nie setki firm reprezentujących reklamodawców. Ich zadaniem jest ustalić, czy dany użytkownik pasuje do kampanii, które prowadzą aktualnie dla swoich klientów. W tym celu zestawiają ze swoimi bazami danych otrzymany z giełdy identyfikator użytkownika, starając się znaleźć o nim dodatkowe informacje. W ten sposób mogą się dowiedzieć, czym interesuje się obiekt aukcji, że niedawno odwiedził konkretne strony w sieci, ile ma lat, gdzie mieszka. Następnie – zupełnie jak na aukcji obrazów – licytują w nadziei, że będą mogli wyświetlić właściwą reklamę właściwej osobie we właściwym czasie.
Giełda reklam wyłania zwycięzcę aukcji i przekazuje platformie podaży potwierdzenie dokonania transakcji wraz z treścią reklamy i kodem śledzącym platformy popytu. Dopiero wtedy reklama wyświetla się u ciebie.
Nie masz żadnej kontroli
Dzięki wykorzystaniu algorytmów zaprogramowanych tak, by cały proces – od stworzenia profilu użytkownika do ustalenia najkorzystniejszej oferty i wyłonienia zwycięzcy – odbywał się automatycznie, całość nie trwa dłużej niż jedna piąta sekundy.
Ten handel danymi odbywa się w sieci na okrągło. Pomyśl teraz o zakładkach otwartych na twoim urządzeniu czy stronach odwiedzonych w ciągu ostatniego tygodnia. Wszystko to jest przedmiotem wymiany, by można było precyzyjniej sprofilować wyświetlane ci reklamy.
Niektórym wydaje się to przytłaczające i nie do zaakceptowania, inni nie mają nic przeciwko takiej wymianie. Jednak główną wadą tego systemu jest zbyt duże tempo dokonywania transakcji, które sprawia, że cały proces jest niezwykle skomplikowany i nieprzejrzysty. Nie masz żadnej kontroli nad tym, gdzie przesyłane są twoje dane i co się z nimi dalej dzieje.
Jak możesz utrudnić życie handlarzom reklam
- Nie klikaj w reklamy ani sponsorowane wyniki wyszukiwania!
- Zainstaluj wtyczkę (np. NoScript), która będzie blokować skrypty śledzące w twojej przeglądarce (uwaga, zobaczysz zupełnie inny internet).
- Wybierz alternatywną przeglądarkę (np. Firefox) i wyszukiwarkę (np. DuckDuckGo).
- Regularnie czyść ciasteczka i identyfikatory reklamowe na swoich urządzeniach.
- Wspieraj organizacje walczące o twoją wolność i prywatność w sieci (np. Panoptykon).
Źródło: Fundacja Panoptykon (panoptykon.org). Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Koniec prywatności?!
W piątek 31 stycznia zapraszamy do lektury ważnego dwugłosu w dyskusji o końcu prywatności:
Michał Kosiński: Wojnę o prywatność już przegraliśmy
Mirosław Sopek: Naszą prywatność ocali mechanika kwantowa