Językowa gra w kotka i myszkę na temat koronawirusa między internautami za Wielkim Murem a inwigilującą ich rozmowy władzą doprowadziła do wciąż mutującej ewolucji sieciowego języka

Aby uniknąć najbardziej powszechnego systemu cenzury sieci na świecie, chińscy internauci nie mają innego wyjścia – wrażliwe słowa w chatach, rozmowach, na forach i w mediach społecznościowych zastępują wciąż innymi określeniami. Rząd bowiem stale dodaje nowe tematy i terminy, których używanie w sieci może narazić na niezadowolenie władzy.

Niepokorni Chińczycy mylą w ten sposób systemy filtrujące zawartość grupowych chatów, które blokują wysyłanie treści, oraz web crawlery – algorytmy śledzące i indeksujące treść, zwane robotami internetowymi czy „pająkami”.

Internauci, którym władza nie od dziś knebluje usta, są przyzwyczajeni do tej gry słownej. Przykłady? „Panda” jako słowo lub emotikon przedstawiała do niedawna Biuro Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a „Ministerstwo Prawdy” (z powieści George’a Orwella „Rok 1984”) zastępowało Departament Propagandy Partii Komunistycznej. Prezydent Chin Xi Jinping pojawiał się na platformach dyskusyjnych jako „Kubuś Puchatek”, czasem jako „świnka Peppa”. Często użytkownicy sieci, żeby przebić się przez blokady, zmuszani są do kreatywności w stopniu graniczącym z absurdem.

Epidemia? Jaka epidemia?!

Funkcjonariusze reżimu początkowo tuszowali prawdę o wybuchu epidemii, a postępowanie chińskich władz w związku z koronawirusem SARS-CoV-2 podsyciło krytykę wobec rządu dotyczącą blokowania wolności wypowiedzi.

Fakty na temat „medycznej” cenzury wobec internautów, w tym lekarzy, ujawnił na początku marca tego roku ośrodek Citizen Lab, który działa pod auspicjami Uniwersytetu Toronto.

Już w styczniu użytkownicy chińskiej platformy mediów społecznościowych Weibo zauważyli, że słowa „Wuhan” i „Hubei” zostały ocenzurowane. Tylko niewielki odsetek użytkowników widział posty zawierające te wyrazy

„Nasze ustalenia pokazują, że informacje na temat COVID-19 są ściśle kontrolowane w chińskich mediach społecznościowych. Cenzura treści COVID-19 rozpoczęła się na wczesnych etapach epidemii i nadal się rozprzestrzeniała, blokując szeroki zakres wypowiedzi, od krytyki rządu po oficjalnie usankcjonowane fakty i informacje” – stwierdzono w raporcie Citizen Lab.

Wielu komentatorów twierdzi, że rzetelne informowanie w grudniu ubiegłego roku o sytuacji w Wuhan – epicentrum epidemii – wymusiłoby na decydentach przyspieszenie działań prewencyjnych i szybsze opanowanie choroby COVID-19.

Jednak władza nie posłuchała. Co więcej, w lutym Pekin zapowiedział kary za „szerzenie strachu”, ostrzegając prywatnych dostawców usług mediów społecznościowych przed odpowiedzialnością. W odpowiedzi na falę krytyki online wiele nowych terminów znalazło się na indeksie, a dziennikarze, studenci, uczeni, działacze i zwykli internauci zaczęli rozwijać słownik alternatywny.

Przechytrzyć system

Już w styczniu użytkownicy chińskiej platformy mediów społecznościowych Weibo zauważyli, że słowa „Wuhan” i „Hubei” (region, którego stolicą jest Wuhan) zostały ocenzurowane. Tylko niewielki odsetek użytkowników widział posty zawierające te wyrazy. Po zwróceniu uwagi na cenzurę na Weibo pojawił się m.in. hashtag „Chcę wolności słowa”. Prawie natychmiast został usunięty, a osoby korzystające z niego zostały zablokowane.

Na WeChat, innej popularnej platformie społecznościowej, systematycznie cenzurowano kombinacje, takie jak „Xi Jinping jedzie do Wuhan” i „Wuhan + kryzys + Pekin”, co potwierdził Citizen Lab.

W przypadku WeChat, który ma ponad miliard użytkowników, cenzura stosowana jest na poziomie serwera, który wychwytuje blokowane słowa. Wysłana wiadomość przechodzi od użytkownika do użytkownika przez serwer, którym zarządza firma Tencent, spółka-matka WeChat. Aplikacja wykorzystuje sztuczną inteligencję (SI) do wykrywania znaczenia tekstów. I tutaj użytkownicy sieci próbowali sobie poradzić. Na przykład zaczęli używać „wh” i „hb”, inicjałów Wuhan i Hubei, jako terminów zastępczych. Inny przykład to fraza F4 – nazwa popularnego kiedyś w Chinach boysbandu. Internautom zastąpiła ona określenie czterech regionalnych polityków: gubernatora prowincji Hubei; sekretarza Komitetu Partii Komunistycznej Hubei, burmistrza Wuhan oraz sekretarza partii w Wuhan. Wielu uważa tych czterech mężczyzn za najbardziej odpowiedzialnych za masową epidemię.

W lutym Pekin zapowiedział kary za „szerzenie strachu”, ostrzegając prywatnych dostawców usług mediów społecznościowych przed odpowiedzialnością

Na chińskiej platformie YY służącej do livestreamingu cenzura zaczęła interweniować w ostatni dzień 2019 roku, czyli dzień po tym, gdy grupa chińskich lekarzy, w tym zmarły później w wyniku zarażenia COVID-19 Li Wenliang, próbowała ostrzec przed nową chorobą. W YY kontrola występuje jeszcze przed wysłaniem wiadomości, ponieważ w aplikację wbudowane są listy słów kluczowych nieakceptowanych przez YY. Lista jest aktualizowana za każdym razem, gdy użytkownik korzysta z aplikacji, i blokuje wysyłanie niepożądanych wiadomości. Jakie frazy zablokowano 31 grudnia na YY? To na przykład „targ owoców morza w Wuhan”, „nieznane zapalenie płuc Wuhan” czy „laboratorium wirusów P4”.

Nawijanie makaronu na uszy

W dobie mediów społecznościowych chińska cenzura nie jest w stanie upilnować wszystkich udostępniających informacje w sieci.

Na przykład aby uzyskać dostęp do zagranicznych stron internetowych zablokowanych w Chinach (takich jak Facebook i Twitter), użytkownicy z Chin muszą korzystać z VPN – oprogramowania, które tworzy swego rodzaju tunel, przez który płynie ruch w ramach sieci prywatnej pomiędzy klientami końcowymi za pośrednictwem publicznej sieci. Aby przekazywać sobie o tym informacje, nazywają VPN np. mianem wietnamskiego makaronu pho (Vietnam Pho Nuddles). Tą drogą m.in. wyciekały od końca stycznia br. z Wuhan i Chin przerażające filmy o ludziach mdlejących na ulicach.

https://twitter.com/CristoSabrozon/status/1220545588229439489?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1220545588229439489&ref_url=https%3A%2F%2Fwww.donald.pl%2Fartykuly%2FbsUTLT2L%2Fz-chin-zaczely-wydostawac-sie-nieupilnowane-przez-cenzure-filmy-z-mdlejacymi-ludzmi

Sprytne ewoluowanie języka prowadzonych w sieci rozmów już wkrótce może być wsparte również przez SI – np. naukowcy z Uniwersytetu Maryland pod koniec 2019 roku opracowali narzędzie o nazwie Geneva (skrót od Genetic Evasion), które automatycznie uczy się obchodzenia cenzury. Testowana w Chinach, Indiach i Kazachstanie Geneva znalazła dziesiątki sposobów na obejście ograniczeń poprzez wykorzystanie luk w logice cenzury i znalezienie błędów, które zdaniem naukowców byłyby praktycznie niemożliwe do znalezienia przez ludzi.

Autorytaryzm kontra demokracja

Równolegle propaganda chińska opisuje wojnę z wirusem jako heroiczną kampanię na rzecz społecznego zdrowia. I próbuje pokazać światu, że autorytaryzm wychodzi obronną ręką ze sporu o to, który system jest lepszy w kryzysowej sytuacji. Transporty sprzętu medycznego do Europy są wykorzystywane do tworzenia opowieści o zachodniej demokracji, która nie radzi sobie z rozprzestrzenianiem choroby tak skutecznie jak Państwo Środka.

Amerykański wywiad przedstawił Donaldowi Trumpowi raport, z którego wynika, że Państwo Środka ukrywa prawdziwą skalę epidemii koronawirusa – ujawniła właśnie agencja Bloomberg

Chiny – pierwsza ofiara pandemii – ostatnio zaczęły już powoli uchylać drakońskie ograniczenia, które miały zahamować rozwój epidemii. Tymczasem pod względem liczby oficjalnie zgłoszonych przypadków zachorowań zostały już prześcignięte przez USA, Włochy i Hiszpanię (dane z 2 kwietnia 2020 r.)

Ale czy chińskim statystykom – zwłaszcza w świetle opisywanej tu „polityki informacyjnej” – można wierzyć? Wiele spraw uważanych jest za przemilczane, np. przypadek rzekomo całkowicie wyleczonego 36-letniego mężczyzny, który wypuszczony ze szpitala zamiast do domu trafił na dodatkową kwarantannę w hotelu, gdzie zmarł na niewydolność płuc (będącą jednym z objawów COVID-19). Donoszą o tym nieliczne niezależne chińskie media (głównie z autonomicznego Hongkongu). I internauci.

Także Zachód patrzy Pekinowi na ręce z rosnącą podejrzliwością. Agencja informacyjna Bloomberg ujawniła właśnie, że amerykańskie służby wywiadowcze przedstawiły Donaldowi Trumpowi raport, z którego wynika, że Państwo Środka ukrywa prawdziwą skalę epidemii koronawirusa.