A konkretnie ludzką przyszłość. To pytanie postawili sobie badacze, którzy przez piętnaście lat zbierali informacje o losach dzieci. Jak przewidywalne jest nasze życie?

W Stanach Zjednoczonych przez piętnaście lat trwało badanie losów dzieci. Miało stwierdzić, jaki wpływ ma na nie to, że ich rodzice nie zawarli ślubu i ze sobą nie mieszkają. Losowo wybrano dwa tysiące rodzin, a dane dotyczące dzieci, na przykład ich wyników w nauce i poziomu życia zbierano po ukończeniu przez nie pierwszego, trzeciego, piątego, dziewiątego i piętnastego roku życia.

Badacze z Princeton University (Sara McLanahan, Matthew Salganik i Ian Lundberg) w pracy opublikowanej w PNAS chcieli, żeby na podstawie zebranych przez nich danych losy dzieci przewidzieli eksperci. Mieli wytypować ich średnią ocen w szkole, ich wytrwałość w dążeniu do celów oraz poziom ubóstwa ich gospodarstw domowych. Do zadania przystąpiły setki badaczy ze 160 grup, wśród nich socjolodzy, statystycy, specjaliści od przetwarzania danych i od sieci neuronowych.

Żadna grupa, niezależnie od wykorzystywanych metod, nie trafiła. Nie udało się to nawet badaczom, którzy wykorzystali algorytmy uczenia maszynowego, donosi MIT Technology Review.

Dla ekspertów nie jest to zaskoczeniem. Nawet algorytmy, które mają za zadanie przewidzieć znacznie mniej, bo tylko to, czy ktoś powtórnie popełni przestępstwo, są dalekie od doskonałości. Ich skuteczność waha się między 60 a 70 proc. Dla porównania, przy rzucaniu monetą uzyskalibyśmy skuteczność 50 proc. “Nie można tego uzasadnić porażką indywidualnych badaczy ani konkretnych technik SI” – komentuje dla MIT Technology Review Matthew Salganik. Być może nasze życia są jednak zbyt skomplikowane nawet dla algorytmów sztucznej inteligencji.

Oczywiście dzisiejszych, bo być może kiedyś powstaną takie, które na podstawie naszych szkolnych wyników przewidzą, co będziemy robić w dorosłym życiu. Ale nawet najlepsze sieci neuronowe są tylko tak dobre, jak dostarczone im dane. Naukowcy z Princeton są socjologami. Może po prostu badali nie to, co trzeba? Bo przyszłość dzieci można zaskakująco trafnie przewidzieć, o czym dowodzą badania naukowe. Potrzebne są tylko inne dane.

Jak przewidzieć przyszłość (i zaoszczędzić miliardy)

Wyobraźmy sobie, że jest rok 2056. Przestępczość w krajach rozwiniętych spadła o 80 proc., nakłady na opiekę zdrowotną o 70 proc., na opiekę społeczną o 60 procent. Jak tego dokonano? Tajemniczą szczepionką? Za pomocą inżynierii genetycznej? Nie.

Od czterdziestu lat wszystkie noworodki przechodzą badanie rezonansem magnetycznym. W późniejszym wieku dodatkowo ocenia się ich poziom rozwoju za pomocą prostych testów. Te, które rozwijają się najwolniej, przez kilka godzin w tygodniu uczestniczą w zajęciach, które mają im pomóc. To wszystko.

Brzmi jak scenariusz science fiction? Nie powinno. Z trwających czterdzieści lat, a opublikowanych w 2016 roku w „Nature Human Behaviour” badań Terri Moffit i Avshaloma Caspiego, którzy śledzili rozwój i losy ponad tysiąca dzieci w Nowej Zelandii wynika, że grupa 20 proc. dzieci, która rozwija się najsłabiej w wieku lat trzech, gdy dorośnie stanowi aż 80 proc. dorosłych, którzy wchodzą w konflikt z prawem. Mało tego, na takich dorosłych wypisywane jest aż 78 proc. recept. I to oni stanowią ponad połowę – bo aż 60 proc. – odbiorców świadczeń opieki społecznej.

„Zdrowy rozwój mózgu”

Gdy badacze wzięli pod lupę dochody rodzin, w których dzieci się wychowywały i wykluczyli grupę najuboższych, podobną prawidłowość stwierdzili wśród zamożniejszych. Również w bogatszych rodzinach najsłabiej rozwijające się trzylatki w późniejszym wieku stanowiły grupę najczęściej wchodzących w konflikt z prawem, schorowanych i pobierających zasiłki dorosłych.

Zatem nie tylko biedne dzieci rozwijają się gorzej (choć taka korelacja istnieje). To rozwijające się gorzej dzieci stają się częściej biednymi, chorymi, a także popełniającymi przestępstwa dorosłymi. Niezależnie od zamożności rodziców.

Co dokładnie badali naukowcy? Trzylatki poddawano wielu testom, w tym inteligencji ogólnej, rozumienia mowy, samokontroli, czy zręczności. Potem uśredniano ich wyniki i na ich podstawie tworzono ogólny obraz „zdrowego rozwoju mózgu”. Wykazywał on zadziwiającą korelację z takimi zmiennymi w późniejszym, dorosłym życiu, jak ilość przyjmowanych leków, palenie papierosów, czy otyłość. Przede wszystkim badacze skoncentrowali się jednak na kosztach społecznych, stąd liczby dotyczące przestępczości, recept, czy świadczeń społecznych.

Efekt kuli śnieżnej

Przyczyny są zapewne dość złożone (ci sami naukowcy zajmowali się zresztą nimi w swoich poprzednich badaniach.) Przyznajmy to jednak szczerze, są intuicyjnie zrozumiałe. Prof. Terrie Moffitt z Duke University w USA, mówi o efekcie toczącej się kuli śniegowej.

Gorzej rozwijające się trzylatki, jeśli nie są objęte dodatkową opieką, mają małe szanse nadrobić zaległości w przedszkolu. Trafiają do szkoły już z takimi opóźnieniami w rozwoju, że nie są w stanie przyswoić programu nauczania, w szkole radzą sobie słabo, i zapewne nabywają niechęć do uczenia się w ogóle. W szkole są stygmatyzowane przez rówieśników i nauczycieli jako gorsze. Kończą edukację wcześniej, wcześnie podejmują najsłabiej płatne prace. Być może mają trudności z nawiązywaniem relacji społecznych.

Można sobie wyobrazić, że większość z nich ma poczucie bezradności i przegranej, co sprawia, że część z nich popada w konflikt z prawem, depresję lub wpada w nałogi. Ale przede wszystkim słabo wykształceni i biedni dorośli mają złe nawyki żywieniowe, prowadzą niezdrowy tryb życia i znacznie gorzej poruszają się we współczesnym, skomplikowanym i szybko zmieniającym się świecie.

Naukowcy podkreślają, że ich badanie nie oznacza, że los dorosłych przesądza się w wieku trzech lat. Ludzkie mózgi są niezwykle plastyczne, mózgi dzieci – tym bardziej. Wszystko można zmienić, gdy dzieciom pomoże się w rozwoju. A nawet gdy pomaga się im już jako dorosłym. Drugi główny autor badań, prof. Avshalom Caspi z King’s College London (prywatnie mąż prof. Moffitt) mówi, że ma nadzieję, że badania nie staną się pożywką dla przesądów i nie sprawią, że zaczniemy segregować i stygmatyzować dzieci.

Prof. Moffitt mówi z kolei, że powinniśmy przestać patrzeć na nie dających sobie rady dorosłych jako margines, wyrzutków, czy przegranych. Zamiast tego powinniśmy zapewnić im wsparcie na jak najwcześniejszym etapie rozwoju. To wystarczy, aby wyrównać szanse.

Noworodki pod rezonansem

Na razie taki pomysł – badania dzieci i wyrównywania szans – trąci utopią. Inna praca, opublikowana miesiąc po pracy Moffit i Caspiego na początku 2018 roku w PNAS nadaje badaniom nad rozwojem dzieci i ich przyszłym losem odcienia science fiction. Być może nie trzeba będzie poddawać trzylatków żadnym testom. Wystarczy rezonans magnetyczny niedługo po urodzeniu.

Naukowcy z University of North Carolina School of Medicine prowadzili badania, aby sprawdzić, czy na podstawie różnic w strukturze mózgu noworodka można przewidzieć trudności rozwojowe, takie jak zaburzenia spektrum autyzmu.

Stwierdzili, że rodzaj rezonansu magnetycznego (który bada rozprzestrzenianie się wody w tkankach nerwowych, zwanego diffusion tensor imaging, w skrócie DTI) wykonany u noworodka jest w stanie przewidzieć rozwój jego mózgu z dużym wyprzedzeniem – po pierwszych, a nawet drugich urodzinach. Okazało się, że struktura substancji białej, którą badanie noworodka obrazuje, dobrze przewiduje zarówno rozwój intelektualny dziecka w wieku 12 miesięcy, jak i jego zdolności językowe w wieku dwóch lat.

Stąd już bardzo blisko do wieku trzech lat, kiedy (jak wskazują badania Moffitt i Caspiego) pierwsze różnice w rozwoju przekładają się na późniejszy sukces – lub problemy – w życiu. Być może zamiast serii testów po trzecich urodzinach wystarczy badanie rezonansem po urodzeniu.

Czy uda się stworzyć społeczeństwo, w którym jest o 80 proc. mniej chorych dorosłych i tyle samo mniej przestępców? Cóż, to zależy tylko od nas. Na pewno opłaca się wyrównywać szanse dzieci jak najwcześniej. A przynajmniej tak wynika z naukowych badań.

Nie jest wykluczone, że obrazy rezonansu magnetycznego mózgów noworodków będzie kiedyś analizować sztuczna inteligencja. I tak coraz częściej analizuje obrazy w medycynie. Oszczędza to czas lekarzom, a jest w tym tak samo dobra, jak oni. A to, czy na tej podstawie stworzymy posegregowane na lepszych i gorszych społeczeństwa, czy będziemy wyrównywać szanse, zależy już tylko od nas.