Google Maps poinformuje, czy w autobusie trzeba założyć maseczkę i czy będzie w nim tłok
Z powodu pandemii zamiast autobusów i tramwajów podróżujący do pracy częściej wybierają własny samochód. Choć wpływy z biletów nigdy nie pokrywały większości kosztów komunikacji publicznej, teraz bardzo spadły. Dla miast to duże straty, a w godzinach szczytu na ulice powróciły korki – mimo tego, że część białych kołnierzyków nadal pracuje zdalnie z domów. Czy wrócimy jeszcze do sytuacji z czasów sprzed epidemii?
Chce w tym pomóc Google. Podobnie jak mapy tej firmy przedstawiają natężenie ruchu, tak mają przedstawiać również tłok w komunikacji miejskiej. Na razie w wybranych krajach (w Europie w Belgii, Francji, Hiszpanii, Holandii i Wielkiej Brytanii). Dodatkowo mapy wyświetlają powiadomienia od zarządców transportu publicznego – tłumaczy na firmowym blogu menadżer produktu Google Maps, Ramesh Nagarajan.
Jak to działa
Funkcję przewidywania tłoku zaczęto wprowadzać w ubiegłym roku w 200 wybranych miastach na świecie. Pasażerowie mogli przesłać w aplikacji informacje, czy na danej trasie jest tłok. Algorytmy uczenia maszynowego na tej podstawie przewidywały, czy będzie o wybranej przez nas porze, gdy będziemy daną trasę pokonywać.
Teraz funkcja ma być łatwiej dostępna – po przewinięciu szczegółów informacji o transporcie publicznym na danej trasie w dół. Dodatkowo w mapach dostępne są komunikaty ze stron instytucji zarządzających transportem publicznym, także o awariach czy opóźnieniach.
Od początku czerwca Google wykorzystuje anonimowe dane statystyczne (dane zanonimizowane i zagregowane) użytkowników z włączoną historią lokalizacji, żeby takie informacje o zatłoczeniu podawać i przewidywać. Żeby chronić prywatność, dane są przetwarzane dopiero, gdy napłyną od odpowiednio dużej liczby pasażerów – im większa pula danych, tym trudniej wyłowić z niej informacje o poszczególnych osobach (i odwrotnie, w niewielkiej puli łatwo „odanonimizować” dane).
Ale czy sprawi to, że widząc w aplikacji „mało osób w pojeździe” przesiądziemy się do autobusów – trudno powiedzieć. Być może korki z nami zostaną na dłużej.
Korki jak grypa
Skoro już o korkach drogowych mowa, to badacze z australijskiego University of New South Wales badają je od lat. Doszli do wniosku, że są zaraźliwe – dobrze przewiduje je ich model oparty na tym, jak rozprzestrzeniają się choroby zakaźne, o czym w kwietniu donosili w pracy opublikowanej na łamach „Nature Communications”.
Niestety ich model pokazuje tylko zagęszczenie ruchu ogółem, a nie to, na których ulicach wystąpi. Ale na to też jest sposób. Sieci neuronowe mogą uczyć się, które ulice się korkują. Potrafią to też fizyczne układy obliczeniowe stworzone z miniaturowych, srebrnych neuronów, wykazali naukowcy z University of California w Los Angeles. Ich sieć z powodzeniem symulowała ruch uliczny w tym mieście.
Czy walka z korkami przeniesie się do sieci – w tym neuronowych? Czas pokaże.