Dotykowy alfabet Braille’a ma już niemal 200 lat. Jest pomysł, jak wprowadzić go w XXI wiek, a do tego uczynić bardziej bezpiecznym w czasach pandemii
Niewielu wie, że alfabet powszechnie znany jako brajlowski powstał na potrzeby armii Napoleona. Szukał on możliwości bezgłośnego i bezszelestnego porozumiewania się żołnierzy i odczytywaniu rozkazów bez użycia światła. Punkty na płaskiej powierzchni opracował w 1809 roku żołnierz Charles Barbier. Kilkanaście lat później szyfrowanymi w punktach znakami zainteresował się piętnastolatek Louis Braille, który stracił wzrok w wyniku wypadku. Dopracował zestaw znaków, których podstawą jest sześciopunkt – kombinacja wypukłych punktów ułożonych w dwóch kolumnach po trzy punkty w każdej. Brajl stał się powszechnym i międzynarodowym językiem czytania niewidomych.
Teraz naukowcy z Uniwersytetu w Bayreuth opracowali system cyfrowych głośników, który pozwala niewidomym czytać brajla za pomocą fal ultradźwiękowych. Nazwali go HaptiRead. Jest bezdotykowy.
Modulowanie skupionych fal ultradźwiękowych umożliwia wytwarzanie wyczuwalnych punktów haptycznych w powietrzu.
Urządzenie HaptiRead wykorzystuje czujnik Leap Motion do wykrywania zbliżającej się dłoni z odległości nawet 70 centymetrów. Następnie może renderować tekst w alfabecie Braille’a bezpośrednio na dłoni w sposób odczuwalny tylko dla bezpośredniego użytkownika.
Narzędzie, które zostanie teraz udoskonalone (na razie ma cztery zamiast sześciu punktów ultradźwiękowych, dodane zostaną brakujące dwa, zapewni niewidomym większą prywatność przy korzystaniu z publicznych wyświetlaczy czy ułatwi korzystanie z bankomatów (obecnie niektóre mają wejście na słuchawki i instruują niewidomego, jak ma skorzystać z urządzenia, ale musi on pamiętać, aby mieć słuchawki przy sobie).
Ponadto zapewnia większą higienę w epoce COVID-19, gdzie częsty fizyczny kontakt z interfejsami brajlowskimi w bankach, sklepach czy szpitalach podnosi zagrożenie zarażeniem.