Wszystko, co publikujemy w sieci – zdjęcia, filmy, informacje, spostrzeżenia – zostaje tam na zawsze. W erze deepfake’ów czy kradzieży danych przez nierozsądek rodziców mogą ucierpieć dzieci

Córce Gwyneth Paltrow nie spodobało się, gdy matka opublikowała w ubiegłym roku na Instagramie selfie z ich wspólnej wyprawy narciarskiej. Apple była na zdjęciu w goglach narciarskich zakrywających prawie całą twarz, ale mimo to wpisała pod publikacją: „Mamo, omówiłyśmy to. Nie możesz niczego publikować bez mojej zgody”. Gazeta „The Telegraph” skomentowała, że nawet jeśli „jesteś hollywoodzką gwiazdą z biznesem wartym 250 milionów dolarów, zbudowanym na nieskazitelnym wizerunku, nadal możesz przynosić wstyd swojemu dziecku”.

Pierwsze takie pokolenie

Dzisiejsze młode pokolenie to pierwsze, które już od narodzin doświadcza takiego zachowania ze strony mam i tatusiów. Udostępnianie informacji o własnych dzieciach w internecie staje się coraz częstszym powodem spięć między rodzicami a dziećmi – głównie nastolatkami.

Nazwane sharentingiem (od kombinacji angielskich słów sharing, czyli „dzielenie się”, i parenting – „rodzicielstwo”) polega na publikacji zdjęć, filmów dzieci lub z dziećmi (z wakacji, życia codziennego, różnych wydarzeń), a przy okazji ich różnych danych (np. publikacja zdjęcia z przyjęcia urodzinowego pozostawia w sieci datę urodzin dziecka wraz z jego imieniem i nazwiskiem, czasami z miejscem zamieszkania). Dorośli chcą się chwalić, pokazać znajomym, jak wspaniałymi są rodzicami. Z dumą prezentują całej sieci, jak mądre, sprawne i utalentowane są ich pociechy, publikując świadectwa szkolne czy dyplomy z konkursów i zawodów. Pełno na nich informacji osobowych.

W Wielkiej Brytanii każde pięcioletnie dziecko ma w sieci średnio ok. 1,5 tysiąca zdjęć udostępnionych przez rodzinę lub opiekuna

Młodemu pokoleniu przestaje się to podobać nie tylko ze względu na to, że budują wokół siebie swoje własne, cyfrowe tożsamości w sieci, zatem to, co w związku z nimi pokazują rodzice, nie zawsze przypada im do gustu. Chcą mieć kontrolę nad swoim wizerunkiem. Poza tym negatywne skutki sharentingu są znane osobom, które uczestniczyły w procesach rekrutacyjnych, podczas których były sprawdzane przez firmy headhunterskie. Na światło dzienne wypływały wtedy niejednokrotnie kompromitujące zdjęcia lub aktywność sprzed lat, co niekiedy prowadziło do odrzucenia kandydatury.

Na Wyspach o etyce

Obraz sytuacji pokazano w opublikowanym niedawno materiale telewizji BBC, który powstał przy współpracy z The Open University (to brytyjski uniwersytet oparty na nauczaniu zdalnym, utworzony i finansowany przez rząd Wielkiej Brytanii).

„Dla ludzi naszego pokolenia tożsamość online nie jest tak bardzo postrzegana jako oddzielna od twojej prawdziwej tożsamości, ale jako jej rozszerzenie” – mówi w filmie nastolatka o jasnej karnacji i błękitnych oczach. Wtóruje jej (również nastoletnia) Zahrah o hinduskiej urodzie: „Nie sądzę, aby rząd i rodzice mieli prawo przejmować kontrolę nad naszą tożsamością online, ponieważ jest ona częścią tego, kim jesteśmy, i używamy naszych postów i podobnych rzeczy do wyrażania siebie”.

Słuchając tego, rodzice twierdzą, że nie byli świadomi, iż wyrządzają w ten sposób jakąś krzywdę.

Jednak zjawisko staje się coraz bardziej powszechne – w Wielkiej Brytanii każde pięcioletnie dziecko ma w sieci średnio ok. 1,5 tysiąca zdjęć udostępnionych przez rodzinę lub opiekuna. W Polsce nawet 3 miliony dzieci ma już swoje zdjęcia w internecie.

Co grozi dziecku?

Chęć dzielenia się jest ludzka – i ma wiele zalet. Ale czy to sprawiedliwe dla dorastających ludzi? Jakie są niebezpieczeństwa? Sharenting dosyć często wywołuje sytuacje, które mogą zagrażać bezpieczeństwu dzieci i nastolatków – teraz i w przyszłości.

Po pierwsze, technologie deepfake pozwalają na manipulowanie obrazami. W ten sposób powstają filmy, które na zawsze mogą złamać czyjeś życie, w tym dziecka, którego twarz zostanie wmontowana w wideo z pornografią dziecięcą. To najokrutniejszy przykład.

Catriona Havard z The Open University w wywiadzie dla BBC potwierdza skalę zagrożenia: „Szczególnie teraz dzięki oprogramowaniu do rozpoznawania twarzy poprzez publikowanie zdjęć twarzy pomagasz tworzyć bazy danych. Nie wiesz, jak te zdjęcia, które opublikowałeś, zostaną wykorzystane. Niestety, mamy grupy pedofilów, dosłownie skanujących filmy, aby zrobić pojedyncze ujęcia, które wydają się odsłaniać części ciała dziecka”.

W Polsce nawet 3 miliony dzieci ma już swoje zdjęcia w internecie

Inną kwestią są wrażliwe dane na temat dzieci, które rodzice bezwiednie udostępniają w internecie, czym narażają pociechy na kradzież ich tożsamości lub wciągnięcie w celach marketingowych w bazy danych, z których korzystają komercyjne podmioty (ustalenie wieku, płci, imienia i nazwiska oraz danych rodziców czy ustalenie miejsca zamieszkania to dla cyberzłodzieja fraszka). Kiedy dziecko dorośnie, będzie klientem, odbiorcą reklamy (już teraz jest), konsumentem czy wyborcą. To również możliwość oszustw finansowych, nawet gdy wciąż mamy do czynienia z niepełnoletnim.

Kredyty teraz i kiedyś

Bank Barclays ostrzega, że sharenting jest „najsłabszym ogniwem” w zagrożeniu oszustwami internetowymi i kradzieżą tożsamości. Zdaniem specjalistów banku ds. bezpieczeństwa rodzice, udostępniając online informacje o dzieciach, narażają ich przyszłe bezpieczeństwo finansowe. Według prognoz Barclays do 2030 r. oszustwa internetowe mogą kosztować prawie 670 milionów funtów.

Oszuści nie muszą również czekać, aż dziecko stanie się pełnoletnie. Zwraca na to uwagę m.in. Trevor Buxton, menedżer ds. komunikacji oszustw w PNC Bank. Złodzieje mogą na przykład połączyć numer ubezpieczenia społecznego dziecka z datą urodzenia i adresem zamieszkania i na tej podstawie mogą otwierać fałszywe konta kredytowe w imieniu dziecka. Jest to tym bardziej możliwe, że dziecko nie widnieje w bazie informacji kredytowej. „Wielu rodziców nie bierze pod uwagę możliwości, że ich dziecko może stać się ofiarą kradzieży tożsamości, ponieważ nie stara się ono o kredyt” – mówi Buxton.

Według badania Javelin Child Identity Fraud Study w 2017 roku w USA ponad milion dzieci zostało dotkniętych kradzieżami tożsamości, co spowodowało 2,6 miliarda dolarów strat. Dotknięte oszustwem rodziny zapłaciły ponad 540 milionów dolarów z własnej kieszeni.

Pozwą mamę i tatę?

We Francji problem został zauważony już kilka lat temu. W 2015 roku Eric Delcroix, specjalista od technologii Web 2.0 i cyfrowej tożsamości stwierdził w rozmowie z czasopismem Le Figaro, że „za kilka lat może dojść do procesów sądowych dzieci oskarżających rodziców o publikowanie ich zdjęć, gdy byli młodsi”. W myśl francuskiego prawa dziecko po osiągnięciu pełnoletności może pozwać do sądu rodziców za „niechcianą” publikację w sieci.

Według francuskiego prawa karnego „osoba, która w jakikolwiek sposób umyślnie narusza prywatność innej osoby, podlega karze jednego roku pozbawienia wolności i grzywnie w wysokości 45 tysięcy euro”. Do takiego naruszenia dochodzi między innymi, gdy bez zgody autora upubliczniane są jego nagrania z życia prywatnego.

W 2016 roku we francuskich mediach społecznościowych rozgorzała akcja online nawołująca rodziców, by zaprzestali publikacji informacji, zdjęć i filmów nieletnich dzieci.

W Stanach trudniej

Takiego prawa nie mają dzieci w USA, musiałyby szukać kruczka prawnego.

Amerykańskie dziecko mogłoby zaskarżyć rodziców, gdyby się okazało, że upublicznienie np. zdjęć wywołało u niego stres emocjonalny. Musiałoby ono także udowodnić, że zachowanie rodzica było „ekstremalne” i „oburzające” – stwierdza Mark Bartholomew, ekspert ds. prawa cyfrowego z Uniwersytetu w Buffalo w rozmowie z dziennikarzami The Huffington Post.

Ponad milion dzieci w USA zostało w 2017 roku dotkniętych kradzieżami tożsamości, co spowodowało 2,6 miliarda dolarów strat. Oszukane rodziny zapłaciły ponad 540 milionów dolarów z własnej kieszeni

Stacey Steinberg, profesor prawa w Levin College of Law Uniwersytetu Florydy, która bada niezamierzone konsekwencje sharentingu, stwierdziła na łamach magazynu „Emory Law Journal” w 2017 roku, że „dzieci interesują się prywatnością. Jednak na korzyść rodziców przemawia to, że mają oni prawo do kontroli wychowania swoich dzieci i mają też prawo do wolności słowa”.

„New York Times”, który od dłuższego czasu zajmuje się prywatnością w sieci, prowadząc dedykowany jej projekt, stwierdza, że amerykańskie prawo mające na celu ochronę dzieci w internecie (COPPA) „daje rodzicom kontrolę nad tym, jakie informacje są zbierane od ich małych dzieci w internecie”. Niestety, niewinne posty od rodziców mogą mieć niezamierzone konsekwencje. Poza tym dzieciom po prostu się to nie podoba. „NYT” ostatnio opublikował film z trójką bohaterów. To nastolatkowie, których rodzice notorycznie udostępniają informacje o nich, dzieląc się swoim szczęśliwym rodzicielstwem. „Nie godziliśmy się na to” – mówią w sfilmowanych rozmowach do swoich rodziców, którzy mają na ten temat odmienne zdanie.

Sprawa polska: kilka pułapek

Mec. Kordian Baranowski, Kancelaria Adwokacka Adwokat Kordian Baranowski

Wizerunek człowieka, w tym dziecka, należy do dóbr osobistych, a jego rozpowszechnianie wymaga zgody osoby na nim przedstawionej (art. 81 ust. 1 Ustawy Prawo autorskie i prawa pokrewne).

Sytuacja nieco się komplikuje,pon gay mamy do czynienia z wizerunkiem osoby małoletniej – w świetle przepisów kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dziecko pozostaje aż do pełnoletności pod władzą rodzicielską, która obejmuje w szczególności obowiązek i prawo rodziców do wykonywania pieczy nad osobą i majątkiem dziecka oraz do wychowania dziecka, z poszanowaniem jego godności i praw.

Władza rodzicielska jest jednak ograniczona: powinna być wykonywana tak, jak tego wymaga dobro dziecka i interes społeczny. W istocie rodzice mogą dysponować wizerunkiem swojego dziecka w dowolny sposób, byleby był on zgodny z dobrem małoletniego. Oznacza to, że nie powinni oni zamieszczać wizerunku swojego dziecka w sposób, który mógłby np. narazić je na śmieszność, czy w sposób uwłaczający jego godności. Na prawo do wizerunku składa się uprawnienie do decydowania o jego sporządzeniu oraz decyzji o tym, gdzie ten wizerunek jest zamieszczany.

Należy też zauważyć, że 13-latkowie mają w Polsce ograniczoną zdolność do czynności prawnych. Oznacza to, że powinni oni równolegle do rodziców wyrazić zgodę na ujawnienie ich wizerunku lub informacji z życia osobistego.

Ochronę małoletnich zapewniają nie tylko przepisy prawa polskiego, ale również Konwencji o prawach dziecka, która w art. 12 ust. 1 stanowi, iż dziecku, które jest zdolne do kształtowania swych własnych poglądów, zapewnia się prawo do swobodnego ich wyrażania we wszystkich sprawach dotyczących dziecka, przyjmując je z należytą wagą, stosownie do wieku oraz dojrzałości dziecka.

Dziecko po osiągnięciu pełnoletności może żądać od swoich rodziców usunięcia jego wizerunku z portalu społecznościowego, jeżeli do zdjęcia ma dostęp nieograniczona liczba użytkowników. Nie ma przy tym przepisów karnych, które by penalizowały zachowanie rodziców zamieszczających np. zdjęcia ze wspólnych wakacji, o ile nie są to treści zakazane przez prawo. Jeżeli zaś chodzi o zadośćuczynienie, to jest ono wątpliwe, o ile wizerunek (zdjęcie lub film) zamieszczony na portalu społecznościowym nie uwłacza godności, bo wkraczalibyśmy w prawo rodzica do posiadania pamiątek z czasów dzieciństwa swoich dzieci.

Problem jest oczywiście bardziej złożony i wymagałby szerszych rozważań, w których poddane byłyby analizie wszystkie jego aspekty. Nie dotknęliśmy nawet częściowo problemu ekshibicjonizmu życia osobistego, jak i tematu wykorzystywania zarobkowego wizerunku swoich dzieci, np. prowadząc vlogi czy blogi „parentingowe” przez rodziców, a wizerunek dziecka w takich okolicznościach mógłby być uznany jako uwłaczający godności, np. vlog parentingowy o czynnościach higienicznych tuż po zrobieniu „kupki” przez oseska do pampersa. W takich okolicznościach pełnoletnie już dziecko mogłoby skutecznie żądać usunięcia takiej treści jako uwłaczającej jego godności.

Osobiście uważam, że tzw. amerykanizacja prawa poprzez dopuszczalność występowania z wszelakimi, nawet najbardziej kuriozalnymi roszczeniami nie powinna mieć miejsca. Współcześnie obowiązujące normy, na podstawie szeregu dostępnych narzędzi interpretacyjnych, zapewniają wystarczającą ochronę dóbr osobistych w przypadku, gdyby pełnoletnie dziecko nie życzyło sobie istnienia jego wizerunku w internecie z uwzględnieniem prawa rodzica do publikacji wspomnień. Nie ma potrzeby tworzenia nowych przepisów, bowiem wysoka jakość regulacji między innymi polega na tym, że mają one być na tyle elastyczne, a zarazem jednoznaczne, by nie było potrzeby ich częstej zmiany.