Dlaczego zakupów pod okno nie dostarczają nam jeszcze drony? Cóż, ich zasiąg ograniczają baterie. A gdyby tak mogły skorzystać z podwózki?
W magazynie IEEE Spectrum (internetowym portalu Amerykańskiego Instytutu Inżynierów i Elektryków) pojawił się ciekawy pomysł na temat dronów. Te niewielkie bezzałogowe statki powietrzne mogłyby przecież w teorii już dawno zmienić świat. Dlaczego nie rozpowszechniły się jeszcze dostawy pod drzwi – lub okna na piętrze wieżowca?
Poza kwestiami technicznymi dotyczącymi nawigacji i przepisów regulujących autonomiczne pojazdy jest kwestia nie mniej ważna – zasilanie. Drony mogą latać, póki nie wyczerpie się akumulator, co znacznie ogranicza ich zasięg i wykorzystanie.
A gdyby tak mogły skorzystać z podwózki? Nie jest to pomysł całkiem nowy. Od 2017 roku planuje to w Zurychu Mercedes wraz z firmą Matternet, a w Stanach Zjednoczonych UPS i firma Workhorse. Furgonetki dostawcze miałyby służyć jako system transportu dronów na większe odległości. Ten pomysł ma zasadniczą wadę – wymaga floty specjalnie przeznaczonych samochodów.
Można pójść krok dalej, sugerują naukowcy ze Stanford University. Na konferencji International Conference on Robotics and Automation przedstawili pracę, w której prezentują podobne rozwiązanie. Mogłoby zwiększyć przeciętny zasięg dronów mniej więcej czterokrotnie. Pomysł zasadza się na tym, że miasta mają zwykle dobrze rozwiniętą sieć transportu publicznego. Autobusy też mogłyby podwozić drony.
Praca nie przedstawia konkretnych rozwiązań technicznych, czyli tego, jak dostosować oba rodzaje pojazdów, by drony mogły na autobusach lądować. Rozważa natomiast wydajność działania takiej połączonej sieci przy dostawach przesyłek. Obliczenia dotyczące setek dronów i autobusów są dość złożone – każde z nich operują z innym rodzajem ograniczeń. Autobusy muszą trzymać się rozkładu, a drony dotrzeć do miejsca docelowego w jak najkrótszym czasie. Jedne i drugie muszą wracać do bazy, żeby je zatankować i naładować (drony dodatkowo wracają po przesyłki).
Badacze obliczyli, że w mniejszych miastach (jak San Francisco, o powierzchni 150 km kw.) wykorzystanie transportu publicznego pozwoliłoby dronom na dotarcie wszędzie w ciągu godziny. W większych (jak Waszyngton, o powierzchni 450 km kw., co jest porównywalne na przykład z Warszawą) czas dotarcia wyniósłby dwie godziny. W tym ostatnim przypadku drony musiałby się przesiadać z dachu na dach nawet i osiem razy podczas jednej podróży, ale zwiększyłoby to ich zasięg o 450 proc.
Autor pracy, Shushman Choudhury, w wywiadzie wyjaśnia, że opracowany przez niego algorytm pozwala nie tylko na optymalizację czasu dostawy. Można go zastosować do optymalizacji zużycia energii albo zmniejszenia liczby przelotów nad obszarami zabudowanymi. Co istotne, algorytm opracowuje odpowiednie rozwiązanie na klasycznym komputerze w ciągu kilkudziesięciu sekund.
Autor pomysłu nie rozważa dodatkowych korzyści ekonomicznych. W dobie pandemii koronawirusa wiele osób pracuje zdalnie lub przesiadło się z autobusów do własnych samochodów. Wpływy z biletów w wielu miastach spadły nawet o połowę. Umowy z prywatnymi firmami na wykorzystanie autobusów jako „taksówek dla dronów” mogłyby wypełnić tę lukę.