Co o obu kandydatach na prezydenta USA powiedziałby niezależny, nieuprzedzony obserwator? Taki, który usłyszałby ich wypowiedzi po raz pierwszy? Na przykład… sztuczna inteligencja
Czwartkowe przedpołudnie 5 listopada. Po wtorkowym głosowaniu napięcie sięga zenitu. Komisje liczą głosy, a obaj kandydaci – urzędujący republikański prezydent Donald Trump i pretendent z Partii Demokratycznej Joe Biden – idą łeb w łeb. To ostatnie chwile niepewności; wkrótce dowiemy się, który z nich wygrał.
Te wybory są szczególne – społeczeństwo Stanów Zjednoczonych od dawna nie było tak spolaryzowane, a frekwencja tak wysoka; do tego wszystko odbywa się w scenerii szalejącej epidemii, która wyjątkowo dała się w USA we znaki. Obserwując amerykańską politykę, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia ze zderzeniem dwóch kultur, dwóch cywilizacji. W takiej sytuacji trudno o dialog, a jednak trzeba rozmawiać, pomimo wszystko.
Debata pod lupą SI
W kampanii spotkali się dwa razy: 29 września i 23 października. Tym dwóm debatom przysłuchiwały się i przyglądały miliony ludzi nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Bo to, kto rządzi w tym kraju, jest wciąż niezwykle istotne także dla światowej polityki. Podczas debat prezydenckich padają pytania o najważniejsze sprawy dotyczące przyszłości obywateli: o miejsca pracy i podatki, wymiar sprawiedliwości i służbę zdrowia, bezpieczeństwo i ekonomię. A także o te kwestie, którymi aktualnie żyje kraj: COVID-19 i ruch Black Lives Matter.
Większość wyborców wiedziała, jakich odpowiedzi się spodziewać, i miała już od dawna wyrobione zdanie na temat obu kandydatów. Oglądali debaty, bo to fascynujący polityczny spektakl, pokaz umiejętności retorycznych i sztuki opanowywania emocji. Kto kogo tym razem przegada? Kto da się sprowokować? Kto kogo zapędzi w kozi róg?
Ciekawe, jak na spierających się podczas debaty kandydatów spojrzałby niezależny, nieuprzedzony obserwator? Na przykład… sztuczna inteligencja? Takie pytanie zadał sobie Lawrence Krukrubo, nigeryjski specjalista od danych z firmy Tech Layer. Postanowił przekonać się, co algorytmy sztucznej inteligencji powiedzą nam o obu kandydatach, tylko na podstawie ich wypowiedzi podczas obu debat. Czy potwierdzą nasze spostrzeżenia, czy może wychwycą coś, czego nie zauważyliśmy z naszej ludzkiej perspektywy?
„Kierowała mną autentyczna ciekawość” – napisał pomysłodawca eksperymentu w artykule opublikowanym na stronie Medium.com. „Możliwe, że zanurzając się głębiej i analizując sposób, w jaki obaj kandydaci odpowiadali na pytania nurtujące miliony Amerykanów, odkryjemy coś interesującego…”.
Oko w oko, słowo w słowo
Zabrał się więc do pracy. Na rev.com znalazł transkrypcje obu debat, które przerzucił do Jupytera – aplikacji webowej, która pozwala na analizę tekstu za pomocą narzędzi SI służących przetwarzaniu języka naturalnego.
Już sama analiza czasu wypowiedzi potwierdziła to, co rzucało się wszystkim w oczy: Trumpa trudno przegadać. Urzędujący prezydent często nie dopuszczał Bidena do głosu, przerywał mu bez pardonu i przekraczał limit czasu, jaki przysługiwał mu na odpowiedź. W efekcie podczas pierwszej debaty odzywał się 314 razy, a Biden 250. Zajął 56 procent czasu, Biden – 44 procent. Podczas drugiej ta nierównowaga jeszcze wzrosła: Trump mówił 193 razy (60 procent ), a Biden 131 razy (40 procent ) (w artykule czytamy: „Zanotowałem sobie na marginesie: Trump nie jest może najbystrzejszy, ale z pewnością ma gadane…”).
Jakie słowa były najważniejsze dla obu panów? Kiedy oglądamy „chmurę” słów używanych najczęściej przez Trumpa, widzimy takie słowa, jak: „temu” (np. dwa lata temu), „budować”, „Chris”(imię prowadzącego), „nazywany”, „katastrofa”, „nikt”. Zwyczajne słowa. U Bidena wygląda to nieco inaczej: „tworzyć”, „lud”, „Amerykanie”, „poważna”, „sytuacja”, „federalne”. Analiza różnorodności używanych słów wykazała, że Biden, mimo że mówi mniej, posługuje się bogatszym i bardziej zróżnicowanym słownictwem niż Trump.
„Samokrytyka” prezydenta
Nie są to może wyniki, które obaliłyby nasze dotychczasowe przekonania, jednak zawierają ciekawe smaczki… Najbardziej zaciekawiła mnie analiza sentymentu.
Okazało się, że Trump wyraża więcej negatywnych emocji niż Biden. Jego odpowiedzi na pytania dotyczące pracy, wynagrodzeń i podatków cechowały się negatywnymi emocjami aż w 72 procentach, a pozytywnymi – tylko w 21 procentach. Najczęściej używał takich słów jak: „kraj”, „praca”, „podatki”, „firmy”, „depresja”. Mówił dużo o ludziach, którzy tracą pracę, popełniają samobójstwa, umierają. O depresji, alkoholu i narkotykach i że nigdy nie było aż tak źle. To trochę zaskakujące, bo spodziewać by się można, że będzie kreślił raczej pozytywny obraz sytuacji, za którą jest odpowiedzialny.
Biden był bardziej pozytywnie nastawiony do tematu (negatywne emocje – 60 procent, pozytywne – 33 procent), choć to on przecież, jako polityczny oponent, ma prawo krytykować stan państwa pod rządami Trumpa. Tym bardziej że krytycyzm jego wypowiedzi wypadał w algorytmicznej analizie mocniej niż w rzeczywistości, ponieważ zwykle zaczynał zdanie od krytyki dotychczasowej polityki, a następnie kreślił własną, pozytywną wizję. Używał takich słów jak: „podatki”, „praca”, „ludzie”, „miliony”, „fakty”, „ekonomia”, „znaczący”. Mówił dużo o nowych miejscach pracy i czystej energii. O inwestycji w stacje do ładowania samochodów elektrycznych na autostradach i energooszczędne budynki.
Na końcu autor wybiera zbiór pojęć, o których on osobiście chciałby usłyszeć w debacie; takich, które dotyczą najbardziej dla niego istotnych kwestii. Wybiera m.in.: „praca”, „wynagrodzenie”, „rasizm”, „ekonomia”, „COVID”, „szczepionka”, „opieka zdrowotna”, „afrykański”, „latynoamerykański”, „azjatycki”, „mniejszości”, „imigranci”. Następnie, używając algorytmów SI, próbuje przewidzieć, który z kandydatów będzie poruszać te tematy… Jak można się było spodziewać, będzie to raczej Joe Biden (53,5 procent) niż Donald Trump (46,5 procent), który zdaje się wciąż negować istnienie rasizmu w Stanach Zjednoczonych.
Cóż, to tylko zabawa słowami, i to do tego słowami z dwóch zaledwie debat. Praktyka, jak wiadomo, często odbiega od deklaracji. A jednak takie analizy pokazują pewne tendencje: czarno na białym, w liczbach. Już za chwilę przekonamy się, która narracja zwycięży.