Wyniki wyszukiwania niezależne od interesu monopolisty? Narybek innowacyjnych firm podskubujących koncerny bez obawy o przejęcie? Usługi internetowe dostarczane jak woda lub prąd? – taka wizja przyświeca pionierom reform w świecie zanurzonym w cyfrowej technologii
W latach 30. XX w. Stany Zjednoczone wydostały się z Wielkiego Kryzysu dzięki pakietowi reform wprowadzonych przez prezydenta Franklina D. Roosevelta. Ów Nowy Ład (New Deal) przywrócił prężność amerykańskiej gospodarce, między innymi wspierając rodzimych przedsiębiorców zamówieniami publicznymi i wzmacniając pozycję pracowników dzięki ochronie związków zawodowych.
Reformy Roosevelta stały się symbolem skutecznej interwencji państwa w funkcjonowanie rynku i jej ozdrawiającego wpływu na pogrążoną w zapaści gospodarkę. Były także ucieleśnieniem odważnego myślenia o obywatelach, których w sytuacji zagrożenia państwo nie może zostawić na pastwę losu.
Nowy kryzys, nowy ład
Blisko 80 lat później, gdy świat lizał rany po kryzysie z 2008 roku, do reform Roosevelta odwołali się eksperci, którzy wypracowali koncepcję zwaną Zielonym Nowym Ładem (Green New Deal). Plan ten stawiał na zrównoważony rozwój gospodarki z poszanowaniem środowiska naturalnego oraz z wykorzystaniem innowacyjnych, ekologicznych technologii.
Zielony Nowy Ład zyskał zwolenników na całym świecie. I choć trudno tu mówić o pełnym sukcesie, to wiele elementów tej koncepcji przyjęło się w różnych częściach globu.
Dziś, gdy świat mierzy się z pandemią koronawirusa oraz powstałą w jej wyniku recesją, coraz głośniej słychać o kolejnym pakiecie niezbędnych reform: Cyfrowym Nowym Ładzie (Digital New Deal).
Przymusowa izolacja, a w rezultacie nauka i praca przez internet, sprawiły, że w różnych dziedzinach gospodarki doszło w ostatnich miesiącach do niespodziewanego przyspieszenia cyfryzacji. Nawet jeśli nie wszędzie wdrożenie nowych technologii odbyło się równie sprawnie, skutecznie i bezboleśnie, to można się spodziewać, że świat szybko odrobi lekcję z pierwszej połowy tego roku i przysposobi się na podobne sytuacje w przyszłości. Dziś mamy już właściwie wszystkie niezbędne narzędzia, aby takiej zmiany dokonać.
Same technologie jednak nie wystarczą. Aby je właściwie wykorzystywać, trzeba najpierw zrozumieć logikę ich działania i dostosować je do procesów w organizacjach. Wymaga to nierzadko modyfikacji tych procesów, tak by współgrały z nowymi narzędziami. Taka adaptacja to jednak wciąż tylko część wyzwań, które stoją przed gospodarką przechodzącą cyfrową transformację. Największym problemem jest tu bowiem kształt otoczenia, w którym dokonują się zmiany.
Współczesny rynek charakteryzują zarówno nowe wersje problemów znanych z przeszłości, jak i zupełnie nowe wyzwania. Do tych pierwszych można zaliczyć postępującą monopolizację, do drugich tzw. dataizację.
Cyfrowa dominacja
W ciągu ostatnich kilkunastu lat w siłę urosły firmy, które w poprzednich dekadach albo w ogóle nie istniały, albo dopiero stawiały pierwsze kroki. Dziś Google, Facebook czy Amazon to najpotężniejsze na świecie korporacje, które podbijają kolejne rynki i monopolizują coraz więcej sektorów, jak reklama online, dystrybucja informacji czy e-handel. Chodzi tu zarówno o ich udział w rynku, jak i rozszerzanie wpływu przez różne fuzje i przejęcia.
Dążenia firm do monopolu dobrze znamy z historii. Zupełnie nowym zjawiskiem jest natomiast paliwo, które napędza ich działania w erze cyfrowej. To dane, których z każdym rokiem przybywa w tempie wykładniczym. Ten, kto zdobędzie ich najwięcej, ma gwarancję zdominowania rynku i konkurencji.
Współcześni ekonomiści rozumieją, że taka pozycja cyfrowych gigantów grozi światu nie mniej niż nieograniczona eksploatacja przyrody. Stawką w grze jest tu bowiem nie tylko przetrwanie wolnego rynku, ale również niezależnych mediów i polityków oraz społeczeństwa demokratycznego. Korporacje technologiczne wywierają bowiem coraz potężniejszy wpływ na nasze życie, bo dysponują nie tylko ogromnymi pieniędzmi, ale przede wszystkim rosnącym każdego dnia zbiorem danych na temat naszych preferencji, obaw, stanu zdrowia czy zasobności portfela. W erze powszechnej cyfryzacji zjawiska te jeszcze przybiorą na sile.
Jak więc stawić czoła nadmiernym apetytom cyfrowych gigantów? Propozycji jest wiele. Niektóre środowiska uważają za priorytet odzyskanie danych przez społeczeństwo. Inni kładą nacisk na konieczność regulacji cyfrowego rynku. Jedną z czołowych postaci tego drugiego nurtu w USA jest prof. Frank Pasquale z Uniwersytetu w Maryland, prawnik i autor książki „Black Box Society”, w której analizuje zagrożenia big data dla społeczeństwa. Nawiązując do reform Roosevelta sprzed ośmiu dekad oraz do niedawnego podjęcia tego dziedzictwa przez ekonomistów chcących gospodarki bardziej zrównoważonej i ekologicznej, Pasquale stworzył własną propozycję ujarzmienia potentatów ery cyfrowej, którą ochrzcił mianem Cyfrowego Nowego Ładu.
Czas na regulację
Obserwując zmiany zachodzące w ostatnich latach w cyfrowym krajobrazie, Pasquale sięgnął do własnego artykułu z 2010 r. i zrewidował jego treść. O ile bowiem jeszcze dziesięć lat temu takie pomysły jak regulacja Google’a mogły się wielu osobom wydawać przedwczesne i szkodliwe dla konkurencyjności, dziś widać wyraźnie, że są to działania niezbędne, byśmy przetrwali konfrontację z potęgą największych cyfrowych korporacji.
Pasquale odwołuje się do odważnych reform Roosevelta, ponieważ uważa, że w obecnej sytuacji kosmetyczne zmiany w prawie na nic się nie zdadzą. Potrzebujemy nowych ram prawnych, w których moglibyśmy myśleć o porządku w erze cyfrowej – przekonuje. Na czym miałby się on opierać?
Pasquale pisze o czterech filarach Cyfrowego Nowego Ładu. Są to:
- Brak dyskryminacji konkurencyjnych firm przez właścicieli cyfrowych platform (chodzi np. o oferty w sklepie Amazona czy wyniki wyświetlane w wyszukiwarce Google).
- Silne prawo antymonopolowe, które uniemożliwiałoby cyfrowym potentatom kolejne fuzje i przejęcia potencjalnej konkurencji.
- Transparentność działania firm technologicznych – miałby ją zapewniać specjalnie w tym celu powołany urząd kontrolny.
- Przyznanie statusu usługi publicznej kluczowym obszarom działalności Google’a, Facebooka i Amazona, tak by ograniczyć możliwość nieuczciwych praktyk.
W braku dyskryminacji, o którym pisze Pasquale, chodzi o zapewnienie tzw. neutralności wyszukiwania (search neutrality). To pomysł analogiczny do znanej od lat koncepcji neutralności sieci (net neutrality), która mówi, że dostawcy internetu nie mogą faworyzować żadnych treści. W przypadku neutralności wyszukiwania chodziłoby o to, żeby nawet w przypadku treści sponsorowanych użytkownik zdawał sobie sprawę z istnienia alternatywy.
Jak podkreśla Pasquale, celem nie jest tu przypadkowe prezentowanie treści w wyszukiwarce, jak przedstawiają sprawę jej przeciwnicy. Rzecz wyłącznie w przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom, w których usługi czy produkty oferowane przez właścicieli platform (lub w ofertach sponsorowanych) uniemożliwiają dostrzeżenie konkurencji.
Gwarancją uczciwości w tym obszarze może być tyko większa transparentność cyfrowych gigantów. Dlatego tak bardzo potrzebne jest powołanie urzędu, który monitorowałby przejrzystość działania narzędzi dostarczanych przez firmy technologiczne.
Platformy użyteczności publicznej
Zdaniem Pasquale’ego, bardzo ważna jest też zmiana w podejściu do najważniejszych usług oferowanych przez największe platformy. W wielu przypadkach mają one kontrolę nad infrastrukturą organizującą życie współczesnych społeczeństw. Musimy więc myśleć o tych usługach w kategoriach użyteczności publicznej. Nikt nie oczekuje od producentów samochodów czy alkoholu, by dostarczali konsumentom swoje produkty po przystępnych cenach. Nie są one bowiem niezbędne do życia i ceny mogą być tu śmiało określane przez mechanizmy podaży i popytu.
Inaczej wygląda to w przypadku dostępu do wody, transportu publicznego czy energii elektrycznej. To podstawowe usługi, niezbędne każdemu, dlatego ich świadczenie powinno być regulowane, aby uniemożliwić nadużycia czy wykluczenie niektórych grup społecznych.
Podobnie jest, przekonuje Pasquale, z największymi cyfrowymi platformami. W sytuacji, gdy Google, Facebook i Amazon mają decydujący wpływ na kształt różnych obszarów naszego zmediatyzowanego przez technologie życia, nie możemy godzić się na to, by w dalszym ciągu traktować je jak pierwsze lepsze firmy komercyjne. Chcąc zachować monopol w jednym obszarze (wyszukiwarek internetowych, mediów społecznościowych czy e-handlu), firmy te muszą zgodzić się na ograniczenia, które zagwarantują użytkownikom bezpieczne i uczciwe korzystanie z ich usług, a zarazem zapewnią dostęp do rynkowej gry innym, mniejszym przedsiębiorstwom.
Pomysł nie tylko dla Stanów
Koncepcja Cyfrowego Nowego Ładu powstała w Stanach Zjednoczonych i odnosi się przede wszystkim do sytuacji na tamtejszym rynku, który pod wieloma względami jest bardziej zderegulowany niż rynek europejski. Pasquale dostrzega przy tym w pomysłach powstałych na Starym Kontynencie inspirację i punkt wyjścia do naprawy sytuacji w USA (np. pozew UE wobec Google’a dotyczący dyskryminacji w wyszukiwarce).
Jego propozycje mogą być jednak inspirujące również dla prawodawców poza USA. Na całym świecie trwa dziś bowiem spór o kształt przyszłego cyfrowego świata. Im bardziej spójne będą rozwiązania przyjęte w poszczególnych państwach, tym łatwiej będzie okiełznać cyfrowych potentatów. W przeciwnym razie zawsze znajdzie się luka, którą będą mogli wykorzystać.