Australia będzie wykorzystywać roboty do patrolowania wód – także po to, by wykrywać nielegalnych emigrantów. To budzi obawy organizacji humanitarnych

Niewielkie statki przypominają zdalnie sterowane łódki dla dzieci. Mają jednak pięć metrów długości i nie są zabawkami. To całkowicie autonomiczne statki zasilane ogniwami słonecznymi. Mogą unikać kolizji z innymi jednostkami pływającymi, wyposażone są w kamery, radary, mogą także holować sonar. Za sterami są odpowiednie algorytmy, choć w razie potrzeby kontrolę nad jednostką może zdalnie przejąć człowiek. Rozwiną prędkość do 5 węzłów. Będą monitorować pogodę (na pokładzie są też instrumenty meteorologiczne), faunę i florę oraz wszystko, co pływa po australijskich wodach.

Nazwano je Bluebottle, tak samo jak stworzenie znane po polsku jako żeglarz portugalski, które co prawda wygląda zjawiskowo, ale ma bardzo groźne dla człowieka parzydełka. Być może wybór nazwy jest nieprzypadkowy – te pływające drony będą wypatrywać także łodzi z imigrantami, którzy nie są przez australijski rząd mile widziani.

„Robot, który jest wytrwały i nie potrzebuje obsługi, nie potrzebuje też zasilania ani się nie znudzi, jest idealny do monotonnej i niebezpiecznej pracy”, mówi portalowi ABC Robert Dane, dyrektor zarządzający (CEO) firmy Ocius Technology, która zaprojektowała statki. „Nie mają załogi, ładunku, nie potrzebują paliwa. To roboty zasilane całkowicie siłą oceanów”, dodaje dla tygodnika „New Scientist”. Mija się tu trochę z prawdą, bo do pracy łódki potrzebować będą energii słońca. „Jedyne, co je ograniczy, to odkładające się organizmy morskie, co zdarza się podczas wielu miesięcy na morzu”. To zjawisko nazywane jest biofoulingiem – to, co pływa w wodzie – od glonów po mięczaki – lubi porastać statki.

Projekt powstał na zamówienie Ministerstwa Obrony, które właśnie przyznało firmie 5,5 mln dolarów australijskich na dalsze prace. Prototyp gotowy był już w 2017 roku, niedawno zakończył dziewiczy rejs z Sydney do Ulladulla (100 mil morskich, czyli ok. 200 km), teraz ma się rozpocząć produkcja. Autonomiczne jednostki mają zezwolenie odpowiednich władz na rejsy bezzałogowe i według planu wypłyną na szerokie wody w przyszłym roku.

„W ramach dwuletniego kontraktu dostarczymy pięć inteligentnych jednostek, które będą operować na trzech obszarach, wykonując trzy rodzaje zadań” – powiedział w czerwcu Robert Dane portalowi NSSN.

Żeglarze będą patrolować wody australijskiej wyłącznej strefy ekonomicznej (wody takie rozciągają się w promieniu 200 mil morskich od wybrzeży państwa). W przypadku Australii to oczywiście obszar olbrzymi, bo niemal 10 milionów kilometrów kwadratowych. Statki z załogą nie są zbyt praktycznym rozwiązaniem do patrolowania tak rozległych wód – choćby dlatego, że są zbyt drogie.

Patrolowanie (prócz obserwacji przyrody i pogody) to istotny powód, dla którego autonomiczni żeglarze wypłyną w rejs. Gdy wykryją jednostkę niemającą zezwolenia na kurs przez australijskie wody, przybliżą się do niej i dadzą sygnał obsłudze, by obejrzała ją okiem kamery. Gdy okaże się podejrzana, przechwyci ją marynarka wojenna.

Australia ma jednak złą sławę w przechwytywaniu łodzi – głównie z imigrantami. Bezlitośnie zawraca ich z powrotem na głębokie wody lub kieruje do położonych z dala od własnych wybrzeży ośrodków na wyspie Nauru i w Manus w Papui Nowej Gwinei, z którymi podpisała porozumienia. Ośrodki te, prowadzone przez prywatną firmę, od lat okryte są złą sławą, o czym donosiły między innymi BBC News, „New York Times” czy Amnesty International.

„Wykorzystanie łodzi-dronów, by uniemożliwić kobietom, mężczyznom i dzieciom ucieczkę od prześladowań, jest złe, taki cel jest zarówno niezgodny z prawem, jak i szkodliwy”, mówi Steve Valdez Symons z brytyjskiego oddziału Amnesty International tygodnikowi „New Scientist”. Rzecznik australijskiego Ministerstwa Obrony twierdzi zaś, że wszystko odbywać się będzie zgodnie z prawem krajowym i międzynarodowym.

Niewątpliwie technologie bezzałogowe są bardzo wygodnym rozwiązaniem dla państw, które nie chcą przyjmować imigrantów. Ale istnieją też organizacje takie jak MOAS, które za pomocą dronów reagują na zagrożenie życia uchodźców, by sprowadzić pomoc na Morzu Śródziemnym czy w Myanmie (dawniej Birma).