Najpierw ludzkość! – apeluje Andrew Yang, pierwszy kandydat na prezydenta USA, który ostrzega rodaków przed przyszłością w świecie sztucznej inteligencji
„Nowe technologie – roboty, oprogramowanie, sztuczna inteligencja – zniszczyły już ponad 4 miliony miejsc pracy w USA. Startuję, ponieważ boję się o przyszłość naszego kraju” – pisze Andrew Yang, kandydat na prezydenta USA w swej książce „Wojna z normalnymi ludźmi: Prawda o znikających miejscach pracy w Ameryce i o tym, dlaczego uniwersalny dochód podstawowy jest naszą przyszłością”. To autobiograficzna opowieść połączona z politycznym manifestem, która w 2020 roku ma otworzyć przed tym 44-letnim politycznym outsiderem drzwi Białego Domu.
Człowiek znikąd szturcha
Rankiem 23 maja telewizja CNN pokazała rankingi poparcia dla 25 kandydatów opcji demokratycznej, startujących w wyścigu do najwyższego urzędu w USA. W pierwszej dziesiątce znalazł się Andrew Yang, szerzej nieznany przedsiębiorca technologiczny i filantrop. Narodowy Komitet Demokratyczny ustalił, że Yang weźmie udział w drugiej z dwóch debat kandydatów demokratycznych – odbyła się 27 czerwca.
Chociaż dzielił scenę z politykami wagi ciężkiej, jak na przykład prowadzącym w rankingach demokratów Joe Bidenem, niegdyś wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych, Yang nie wyglądał na speszonego. Przeciwnie – raz po raz szturchał przeciwników zaczepnymi stwierdzeniami, wyjaśniając przy okazji, jak widzi przyszłość Ameryki.
Sto tysięcy donatorów
Jeszcze trzy lata temu nikt nie rozpoznawał go na ulicy. 6 listopada 2017 roku Yang złożył wniosek do Federalnej Komisji Wyborczej o kandydowanie na prezydenta w 2020 roku. Start kampanii umożliwiły mu darowizny od ponad 100 tysięcy donatorów w co najmniej 20 stanach USA. Spełnił tym samym wymogi pierwszej rundy debat dla demokratycznych kandydatów na prezydenta. W lutym 2018 roku publicznie ogłosił swój start na kanale YouTube, a w styczniu 2019 zaczął liczyć, ilu ludzi chce od niego autograf, a ilu selfie. Szybko przestał. Za dużo liczenia.
Hasło jego kampanii brzmi: Najpierw ludzkość! Zawarte w nim przesłanie, że automatyzacja wielu kluczowych gałęzi przemysłu to jedno z największych zagrożeń dla pracowników, trafiło do wyobraźni wielu Amerykanów.
Jak w „Stranger Things”
„Wiem, że kraj, w którym dorastają moi synowie, będzie zupełnie inny niż ten, w którym ja dorastałem. I chcę spojrzeć wstecz na moje życie, wiedząc, że zrobiłem wszystko, co w mej mocy, by stworzyć przyszłość, na jaką zasługują nasze dzieci” – pisze Yang na swojej wyborczej stronie.
Wychowany w domu, w którym liczyła się kreatywność i dyscyplina myślenia, w podstawówce musiał znosić rasistowskie obelgi: „Wychowałem się w stanie Nowy Jork jako chudy azjatycki dzieciak, który często był ignorowany lub zaczepiany – jak jedno z dzieci w 'Stranger Things’, tyle że kujon i z mniejszą liczbą przyjaciół”.
Ojciec, doktor fizyki i autor 69 patentów, pracował w laboratoriach badawczych IBM i General Electric. Matka, absolwentka statystyki na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, to kobieta o artystycznej duszy.
Andrew ukończył kilka elitarnych szkół, zrobił magisterium z ekonomii i doktorat z prawoznawstwa, lecz z kancelarii prawniczej odszedł po niespełna roku. Po to, by zostać wiceprezesem start-upu projektującego oprogramowanie medyczne.
Czempion zmian, ambasador Obamy
Kilka lat później był już dyrektorem zarządzającym w firmie zajmującej się programowaniem testów dla uczniów i studentów. Pod nowym zarządem firma Manhattan Prep rozbudowała swą sieć z pięciu do 69 oddziałów.
Równolegle rozpoczął prace nad stworzeniem nowego programu stypendialnego non-profit o nazwie Venture for America, który założył w 2011 r. Chciał, by następne pokolenie przedsiębiorców potrafiło tworzyć miejsca pracy. VFA rekrutowało najlepszych absolwentów szkół wyższych z każdego zakątka Stanów do dwuletniego programu stypendialnego, w ramach którego mogliby pracować w obiecujących start-upach w rozwijających się miastach.
To był pomysł na medal. Powstało wiele biznesów i setki nowych miejsc pracy. W 2012 roku administracja Baracka Obamy wyróżniła za to Yanga tytułem Czempiona Zmian, a trzy lata później przyznała mu miano Honorowego Ambasadora Prezydenta ds. Przedsiębiorczości. O jego stypendiach opowiada głośny film dokumentalny „Generation Startup”.
Świt robotów, czyli eureka
Czym Andrew Yang chce kupić zaufanie wyborców? Na przykład powszechnym dochodem podstawowym (UBI, Universal Basic Income), który nazywa „dywidendą wolności”. Każdy obywatel USA w wieku 18-64 lat otrzymywałby tysiąc dolarów miesięcznie jako zabezpieczenie przed skutkami masowego bezrobocia, które wkrótce będzie jednym z najbardziej dotkliwych efektów automatyzacji gospodarki.
Przechodzimy przez największą transformację w historii ludzkości i fatalnie nam idzie. Radzimy sobie z tym, udając, że to się nie stanie
Na takie rozwiązanie wpadł podobno po przeczytaniu książki „Świt robotów: czy sztuczna inteligencja pozbawi nas pracy” Martina Forda, amerykańskiego futurologa z Doliny Krzemowej. Pieniądze na UBI miałyby pochodzić z konsolidacji niektórych programów opieki społecznej, nowego 10-procentowego podatku VAT i opłat za emisję dwutlenku węgla.
Dotychczasowi podopieczni pomocy społecznej musieliby wybrać między bieżącymi świadczeniami a tysiącem dolarów w gotówce.
Największa transformacja w dziejach
Polityczne przesłanie Yanga odwołuje się do lęku Amerykanów przed utratą pracy i niepewności jutra, wywołanej postępującą automatyzacją wielu dziedzin gospodarki.
– Myślę, że przechodzimy przez największą transformację w historii ludzkości i fatalnie nam idzie. Radzimy sobie z tym, udając, że to się nie stanie – cytuje Yanga „The Huffington Post”.
Pojawienie się automatyki przemysłowej i sztucznej inteligencji kandydat na prezydenta opisuje jako zjawisko „wysoce przerażające”, malując czarny obraz amerykańskiej gospodarki w niedalekiej przyszłości. Szybko rozwijające się technologie, takie jak sztuczna inteligencja i robotyka, sprawiają, że miliony ludzi na świecie, w tym rzesze Amerykanów, stają się dla gospodarki ludźmi zbędnymi. Konsekwencje tego zjawiska już są odczuwalne. W stabilnych do tej pory krajach demokratycznych mnożą się polityczne niepokoje, szerzy się narkomania, pogłębiają problemy społeczne.
Lek na całe zło
Wkrótce miliony kierowców ciężarówek zostaną wyparte z rynku przez autonomiczny transport, a pracowników handlu detalicznego pozbawią zatrudnienia zautomatyzowane kioski, markety i zakupy w internecie – zapowiada Yang.
„Jedna trzecia wszystkich amerykańskich pracowników jest zagrożona trwałym bezrobociem – pisze na swoim blogu. – Automatyzacja zagraża ponad 20-30 procentom wszystkich amerykańskich miejsc pracy w ciągu najbliższych 11 lat, a ponad 90 procent miejsc pracy stworzonych w ciągu ostatniej dekady to miejsca pracy tymczasowej, koncesyjnej lub kontraktowej, bez żadnych korzyści ani bezpieczeństwa. Tymczasem nasz rząd niebezpiecznie zostaje w tyle, jeśli chodzi o radzenie sobie z nowymi technologiami i ich wpływem na nasz styl życia”.
Jego diagnozy trafiają na podatny grunt. O popularności teorii Yanga świadczą tysiące wyborców na wiecach, traktujących „dywidendę wolności” jak lek na całe zło: sposób na pobudzanie przedsiębiorczości, narzędzie niwelowania różnic w dochodach warunkowanych rasowo, wspomaganie edukacji najuboższych i gwarancję lepszej przyszłości każdego Amerykanina.
Trzeba uciekać do przodu
Samego siebie Yang sprzedaje wyborcom nie jako polityka, lecz „przedsiębiorcę, który rozumie gospodarkę”, i „zwyczajnego faceta”. Dorobił się już licznej rzeszy zwolenników, którzy określają samych siebie mianem Gangu Yanga (Yang Gang). Najbardziej zagorzali zwolennicy pojawiają się na wiecach i spotkaniach wyborczych w czapeczkach i koszulkach z napisem MATH (nie ma oficjalnego rozwinięcia, padały propozycje: Przesuń Amerykę w stronę człowieczeństwa – Move America Towards Humanity czy Spraw, by Ameryka myślała intensywniej – Make America Think Harder), co ma być drwiącą polemiką z Make America Great Again (Uczyń Amerykę znowu wielką), sloganem wyborczym kampanii Donalda Trumpa z 2016 r., a wcześniej – Ronalda Reagana.
Sztuczna inteligencja i robotyka sprawiają, że miliony ludzi na świecie, w tym rzesze Amerykanów, stają się dla gospodarki ludźmi zbędnymi
Trump ma w oczach Yanga jedną zaletę: trafnie zdiagnozował główny problem amerykańskiej gospodarki. Tyle że zaproponował bezsensowne rozwiązanie: „nienawidzić imigrantów, zamrozić czas albo cofnąć zegar”.
A trzeba postąpić odwrotnie: uciec do przodu, przyspieszając rozwój amerykańskiego społeczeństwa i gospodarki. To przyspieszenie oznacza m.in. zerwanie przez Amerykanów z zależnością od stabilnego, pełnoetatowego zatrudnienia. Te czasy już minęły.
To jeszcze nie ten czas?
Wiele wskazuje na to, że pierwszy w historii kandydat na amerykańskiego prezydenta, który w swym programie mówi o zagrożeniach ze strony sztucznej inteligencji, nie zdobędzie nominacji od Partii Demokratycznej w wyborach w 2020 roku. Mimo że niejeden okazuje mu przychylność, niewielu jeszcze dostrzega w nim potencjał gracza z pierwszej ligi.
„Byłam zafascynowana tym pomysłem [wprowadzenia UBI – red.] – wyznała w swej głośnej książce ‘What Happened’ z 2017 roku Hillary Clinton – podobnie jak mój mąż. Spędziliśmy tygodnie, pracując z naszym zespołem ds. polityki, by sprawdzić, czy jest on na tyle realistyczny, żeby można go było uwzględnić w mojej kampanii. Niestety, nie udało się sprawić, by te liczby zadziałały”.
Yang niespecjalnie zdaje się tym przejmować, prowadząc swą kampanię z niesłabnącym impetem. Jego gang z dnia na dzień jest coraz większy, a nowa narracja, którą wniósł do polityki – coraz głośniejsza. Choć w polityce jest krótko, wie, że w tym świecie oglądanie się za siebie nie ma sensu.
Opisz ostatni raz, kiedy byłeś zawstydzony – poprosił „New York Times” w swoim politycznym kwestionariuszu.
– Sam start do prezydentury jest już wystarczająco zawstydzający – odrzekł.