Nam nie chodzi tylko o innowacje techniczne, ale także mentalne. O nowe spojrzenie. To jest nasze credo. Z Justyną Orłowską i Antonim Rytlem z GovTech Polska rozmawia Maciej Chojnowski

Maciej Chojnowski: Lada dzień zostanie ogłoszona ostateczna wersja „Polityki rozwoju sztucznej inteligencji w Polsce”. Jaka będzie rola GovTech Polska w realizacji tej polityki?

Justyna Orłowska*: Naszemu zespołowi przypadła rola koordynatora. Nie bez powodu, bo jesteśmy zespołem międzyresortowym. Mamy nie tylko departament w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, ale i przedstawiciela w każdym z ministerstw. Widzimy więc całościowo, co się dzieje.

Naszym zadaniem jest też budowa mostów między sektorem publicznym a prywatnym. Jesteśmy trochę takim tłumaczem dla obu stron, bo one czasami mówią o tym samym, ale różnymi językami, i dlatego też nie potrafią się porozumieć.

W przypadku sztucznej inteligencji te dwa elementy są kluczowe dla sukcesu. W danych z sektora publicznego tkwi ogromny potencjał, by szkolić algorytmy sztucznej inteligencji. Bez tych zasobów to nie będzie możliwe. Z drugiej strony innowacyjne pomysły dotyczące wykorzystania tego potencjału powstają w sektorze prywatnym.

Oczywiście, pamiętamy też o sektorze nauki. Chcemy budować te mosty razem ze środowiskiem akademickim.

Justyna Orłowska

Jak państwo może wpływać na rozwój SI?

J.O.: Kluczowy jest właśnie dostęp do dużej ilości danych. Ale zastosowanie sztucznej inteligencji to także procesy – powtarzalne i skalowalne, dotyczące na przykład każdej gminy, każdego powiatu, czyli de facto całego kraju.

Weźmy na przykład Krajową Administrację Skarbową, która dysponuje nowoczesnymi ciężarówkami wyposażonymi w skanery rentgenowskie. Zrobione przez nie zdjęcia służą do ustalenia, czy w kontenerach nie znajduje się coś, czego nie wolno przewozić albo co powinno być objęte akcyzą. Do tej pory te zdjęcia analizował człowiek. Teraz wspiera go w tym SI.

W danych z sektora publicznego tkwi ogromny potencjał, by szkolić algorytmy sztucznej inteligencji

Justyna Orłowska

To przykład z naszego podwórka, bo było to jedno z pierwszych wyzwań, na których skupiliśmy się w ramach konkursów GovTech Polska. Start-up z Białegostoku rozwiązał ten problem i dostarczył prototyp narzędzia, które jest już używane w terminalu w Gdańsku, a wdrażane na naszych wschodnich granicach.

Antoni Rytel**: Wykorzystanie SI jest tu o tyle istotne, że tych kontenerów, pociągów czy samochodów, które się prześwietla rentgenem, jest kilkaset milionów rocznie. Gigantyczne wyzwanie!

A jeśli chodzi o rolę państwa w rozwoju sztucznej inteligencji, to możemy wyróżnić dwa główne obszary. Po pierwsze, działania państwa, żeby stymulować rynek, czyli zachęcić innowatorów. Tu wchodzą zarówno programy grantowe, jak i bardziej przyjazna legislacja czy promowanie i premiowanie korzystania z SI.

Równie ważne jest jednak to, że sama administracja musi i chce się zmieniać. Istnieje szereg procesów, które mają gigantyczny potencjał do automatyzacji. Dzięki temu usługi publiczne będą świadczone szybciej i wygodniej.

Antoni Rytel

J.O.: W GovTech chodzi nam właśnie o bycie katalizatorem tych zmian. Przecież wszyscy jesteśmy obywatelami naszego kraju, tylko po prostu pracujemy w różnych miejscach. Więc to nie są aż tak inne światy.

Co sprawiło, że w ciągu zaledwie trzech lat pojedyncze wydarzenie, konkurs GovTech Polska, przeobraziło się w rządowe przedsięwzięcie o strategicznej roli dla rozwoju SI w Polsce?

J.O.: Wszystko zaczęło się jeszcze w Ministerstwie Finansów. Nasz przełożony Mateusz Morawiecki, wówczas wicepremier, minister rozwoju i finansów, chciał uszczelnić system podatkowy. By cokolwiek zmienić w tym systemie, potrzebne są dane. A gdy tych danych jest dużo, potrzebni są eksperci, którzy potrafią je przeanalizować.

Wtedy właśnie pojawiło się wyzwanie: w jaki sposób zaangażować ludzi zdolnych, potrafiących analizować wielkie ilości danych oraz budować algorytmy automatyzujące ten proces. Premier Morawiecki chciał zaangażować start-upy i kreatywnych programistów w uszczelnianie systemu podatkowego. Zaproponowaliśmy by zorganizować hackathon. Do tej pory sektor publiczny nie uczestniczył w takich wydarzeniach, wiedzieliśmy jednak, że sektor prywatny to robi i ma z tego realne korzyści. Premier Morawiecki od razu zapalił się do tego pomysłu.

Podczas hackathonu powstało działające do dziś rozwiązanie pozwalające namierzać oszustwa na portalach aukcyjnych.

O co dokładnie chodziło?

J.O.: Na przykład nowe telefony były wystawiane jako używane, żeby sprzedawcy płacili mniejszy VAT. Programiści mieli za zadanie odkrycie tych nieprawidłowości. Udało im się stworzyć narzędzie, które weryfikowało aukcje. W rezultacie po 10 miesiącach skala tego procederu zmniejszyła się o 80 procent.

Okazało się, że byliśmy pierwszą skarbówką na świecie, która zorganizowała hackathon. Co więcej, był to największy hackathon w Europie i drugi największy na świecie.

Na tym się skończyło?

J.O.: Nie. W grudniu 2017 roku Mateusz Morawiecki został premierem i zaprosił nas do kontynuowania projektu już w szerszym zakresie. To wtedy oficjalnie padło hasło „GovTech”, które już wcześniej pojawiało się w naszych rozmowach. Wiedzieliśmy, że w Singapurze czy Wielkiej Brytanii innowacje dla sektora publicznego są wdrażane z poziomu centralnego. Wtedy jednak działaliśmy jeszcze w konkretnym resorcie. Ale w kwietniu 2018 roku podjęto decyzję, żebyśmy rozszerzyli działalność. I gdy zespół zaczął już działać międzyresortowo, zaczęliśmy się zastanawiać nad pierwszym produktem GovTechu.

A.R.: Żeby wspierać innowacje we wszystkich sektorach, trzeba zacząć od siebie. Dlatego postanowiliśmy zająć się zamówieniami publicznymi. To jest rynek wart 200 mld zł rocznie, jeden z największych w Polsce. A im większy rynek, tym większe pole do innowacji, rozwoju i pozytywnych zmian.

Gdy jednak ogłosiliśmy, że chcemy uprościć zamówienia publiczne, by były przyjazne różnym innowatorom i start-upom, usłyszeliśmy: „Przygotujcie ustawę – jesteście częścią Kancelarii Premiera”. Ale my postanowiliśmy wpisać się w to, co już istnieje. Udało nam się wykorzystać procedurę, która powstała z myślą o architektach i projektantach wnętrz.

Dlaczego akurat tę?

A.R.: A to dlatego, że w ustawie zapisano, że tryb konkursowy stosuje się w szczególności do projektów architektonicznych. To była po prostu kwestia zmiany podejścia do tego zagadnienia. I tak stworzyliśmy procedurę, która jest prosta i otwarta dla wszystkich. Zgłoszenie to jeden podpis. Nie ma warunków wstępnych. Jedyny wymóg to bycie niekaranym, ale to narzuca prawo. No i cały ten proces jest w pełni elektroniczny. Mamy platformę konkursową, która pozwala małym firmom, start-upom, ale też osobom fizycznym realizować wyzwania wagi państwowej.

Czy ta zmiana przełożyła się na wzrost zainteresowania zamówieniami publicznymi?

A.R.: Dziś w konkursach średnio bierze udział około 50 innowacyjnych podmiotów. To ponad 20 razy więcej niż w normalnych przetargach. Okazało się, że wystarczy mówić do przedsiębiorców ich językiem i uprościć procedurę, a zainteresowanie będzie ogromne.

To nas oczywiście napędza do kolejnych działań, projektów i konkursów. Jest ich już kilkanaście, ale nie zwalniamy tempa. Zresztą inne kraje zaczęły przyjmować nasze podejście. Więc to, co robimy, najwyraźniej działa.

Administracja musi i chce się zmieniać. Istnieje szereg procesów, które mają gigantyczny potencjał do automatyzacji. Dzięki temu usługi publiczne będą świadczone szybciej i wygodniej.

Antoni Rytel

Na początku czerpaliście z zagranicznych wzorców, teraz sami inspirujecie innych.

J.O.: Tak, i z tych pierwszych inspiracji zrodziły się później międzynarodowe porozumienia. Na przykład Szkocja ma swój oddzielny program, który zajmuje się tylko konkursami. Oni to nazywają challenges – wyzwania. To jest taka nomenklatura hackathonowa. My teraz jesteśmy już szerszym programem, ale zaczynaliśmy właśnie od takiej pierwszej potrzeby, którą zauważyliśmy.

Najważniejsza inspiracja z Wielkiej Brytanii dotyczy pomysłu scentralizowania tych działań. Bo najtrudniej było nam przejść z jednego obszaru do skali międzyresortowej. Podpisaliśmy porozumienie z Brytyjczykami i teraz współpracujemy. Oni są na przykład zainteresowani wdrażaniem naszego modelu konkursów.

Z kim jeszcze współpracujecie?

J.O.: Jesteśmy częścią szerszego środowiska govtechowego na świecie. Zależało nam szczególnie na Europie, bo mamy wspólne regulacje. Kiedy współpracowaliśmy z Wielką Brytanią, to u nich wszystko było zgodne z dyrektywami unijnymi. Wiadomo, że implementacje dyrektyw bywają różne w zależności od kraju, ale przynajmniej jest wspólny mianownik.

Oprócz Brytyjczyków współdziałamy też między innymi z GovTechami z Brazylii, Hiszpanii czy Litwy. Litwini bardzo zainteresowali się naszą ścieżką, a Duńczycy swój konkurs zorganizowali tak, żeby był możliwie najwierniejszym odzwierciedleniem naszego. Po prostu wzajemnie się inspirujemy. Nie rywalizujemy, bo i tak ostatecznie każdy działa na swoim rynku. Nikomu więc nie szkodzi, że ktoś stworzy podobną modę w innym kraju, bo i tak każdy będzie chciał mieć swoje start-upy.

A.R.: Społeczność govtechowców na świecie jest mała, więc nie musimy wysyłać listów do ambasad z prośbą o umówienie spotkania, tylko po prostu jesteśmy wszyscy na łączach. Tego typu programy mają dużo większą dynamikę, niż można by zakładać. A sam rynek i potencjał są ogromne – dziś to około 400 miliardów dolarów w skali światowej!

Czy mechanizmy, które stworzyliście, mogą znaleźć zastosowanie poza sektorem publicznym i przydać się na przykład przedsiębiorcom?

J.O.: Zdecydowanie tak. Wielkie firmy w Polsce przychodzą do nas z pytaniem, czy mogłyby wstawić swoje wyzwanie na naszą platformę konkursową, bo je także interesuje ten model. On w ogóle cieszy się szerokim zainteresowaniem wszystkich wielkich instytucji.

Ideą przyświecającą konkursom jest otwarcie się na młode, zwinne zespoły, które nie są obciążone różnymi procedurami, tylko skupiają się na zadaniu. Takie mniejsze zespoły częściej tworzą innowacyjne rozwiązania, bo w wielkiej korporacji, zanim dostaniesz zgodę na nieszablonowe działanie, to twoja innowacja może stracić potencjał.

A.R.: Chodzi nam o ułatwienia proceduralne. To, co sprawdza się w takiej korporacji, jaką jest państwo, zadziała także na rynku stricte biznesowym. Co ważne, staramy się tymi praktykami powszechnie dzielić. Jesteśmy finansowani z publicznych pieniędzy, więc chcemy jak najwięcej wartości zwracać społeczeństwu. Nasze standardy są publicznie dostępne po polsku i po angielsku. Zasady robienia hackathonów też są spisane. Także większość narzędzi cyfrowych, które opracowujemy, jest dostępna w modelu otwartym.

Porozmawiajmy o barierach we wdrażaniu innowacji. Mówiliśmy już o zamówieniach publicznych. Co jeszcze stoi tu na przeszkodzie, jeśli chodzi o administrację?

J.O.: Problemy, które tu spotykamy, nie różnią się nazbyt od problemów dużych korporacji. W obu przypadkach, zanim zostanie podjęta decyzja o jakimś zaangażowaniu, są potrzebne różne zgody. Każdy urząd ma swoje procesy wewnętrzne, które nie są ujednolicane, bo w jednym obszarze coś może być bardziej skuteczne niż w innym. Do tego dochodzą jeszcze spółki skarbu państwa, które też mają swoje procedury. To też beneficjenci naszego programu.

Możemy wręcz powiedzieć, że urzędy czasami są nawet bardziej zwinne niż firmy. Wszystko zależy od zespołu. Jeśli ludziom na czymś naprawdę zależy, to bez względu na to, czy to jest ministerstwo, czy spółka, robota idzie sprawnie.

Zastosowanie sztucznej inteligencji to także procesy – powtarzalne i skalowalne, dotyczące na przykład każdej gminy, każdego powiatu, czyli de facto całego kraju

Justyna Orłowska

A.R.: Sprawą często podnoszoną przy okazji dyskusji o wyzwaniach administracji publicznej są ludzie. Chodzi o dopływ kreatywności do sektora publicznego. Premier ogłosił właśnie Program Młodych Liderów, który ma przyciągać do administracji ludzi pomysłowych, aktywnych, mających pomysł, jak zmieniać sektor publiczny. Nie oznacza to oczywiście, że w administracji wszyscy są powolni i mało twórczy. Chodzi jedynie o to, żeby niezależnie od tego, jakie kadry mamy już teraz, zawsze mieć możliwość przyciągnięcia osób o dużym potencjale innowacyjnym.

J.O.: Niedawno mieliśmy spotkanie z laureatami naszego konkursu Liderów Innowacji. Zastanawialiśmy się, jak przyciągnąć „pokolenie Z” [czyli ludzi urodzonych w drugiej połowie lat 90. i tuż po roku 2000, wchodzących teraz na rynek – red.] do pracy w administracji publicznej. Bo sektor publiczny to nie jest pierwszy pomysł na pracę, jaki przychodzi do głowy młodym ludziom.

Jednak osoby, które były już w naszym zespole i wiedzą, czym jest działanie dla 38 milionów ludzi, są żywo zainteresowane uczestnictwem oraz tym, aby innych też do tego zachęcać.

Jakiś przykład fajnego projektu, który mógłby zachęcić młodych do współpracy?

J.O.: Polska Agencja Prasowa zwróciła się do nas z prośbą o pomoc przy stworzeniu narzędzia do zwalczania fake newsów. W ten sposób powstał FakeHunter. Zaczęło się od weryfikacji newsów dotyczących koronawirusa, teraz analizuje już treści na temat finansów i będzie rozbudowywany o kolejne kategorie.

Jesteśmy gotowi na różne pomysły. I czy one będą realizowane w trybie hackathonowym, czy po prostu nasz zespół wytworzy coś razem z programistami z różnych instytucji, to rzecz wtórna. Najważniejsze, że cały czas zbieramy pomysły, dzięki którym możemy rozwiązywać problemy na różne sposoby.

Bardzo ważne jest też zwiększanie bazy innowatorów w sektorze publicznym. Temu właśnie ma służyć nasz portal liderów innowacji oraz wspomniany międzyresortowy Program Młodych Liderów.

W listopadzie organizujemy też GovTech Festival, to będzie święto cyfryzacji. Tej, za którą jest odpowiedzialne państwo.

A.R.: Podczas festiwalu będzie można poznać wiele naszych projektów. Liczymy, że przyniesie on większe zainteresowanie problematyką cyfrową w sektorze publicznym. Nie chodzi tylko o innowacje techniczne, ale także mentalne. O nowe spojrzenie. To jest nasz credo. Bo innowacje można wprowadzać w każdej dziedzinie.


*Justyna Orłowska – pełnomocnik Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech. Ekspert od zarządzania funduszami i finansami korporacyjnymi. Doświadczenie zdobywała w cenionych na całym świecie spółkach konsultingowych, takich jak Capital One Advisers, Ipopema Securities, Enterprise Investors czy EY, gdzie realizowała szereg projektów związanych z analityką w obszarze bankowości inwestycyjnej. W październiku 2016 roku dołączyła do zespołu doradców Ministra Rozwoju, gdzie była odpowiedzialna za zarządzanie innowacyjnymi projektami cyfrowymi – MinFinTech i Lektury.gov.pl. Pełniła także funkcję doradcy premiera ds. innowacji i finansów. W kwietniu 2018 została mianowana dyrektorem pionierskiego programu GovTech Polska, którego zadaniem jest wdrażanie innowacji i nowych technologii w sektorze publicznym. W marcu 2020 roku powołana na Pełnomocnika Prezesa Rady Ministrów ds. GovTech.

**Antoni Rytel – ekonomista i informatyk specjalizujący się w finansowych zastosowaniach sztucznej inteligencji oraz cyberbezpieczeństwie, obecnie studiujący i pracujący naukowo jako Research Assistant na amerykańskim Uniwersytecie Stanforda, gdzie realizuje projekty m.in. we współpracy z NASA, Google czy Hoover Institution. Doświadczenie zdobywał podczas staży w polskich i zagranicznych instytucjach finansowych oraz w Kongresie Stanów Zjednoczonych jako laureat programu TFLF. Laureat olimpiad, konkursów i wyróżnień. Innowacjami w sektorze publicznym zajmuje się od 2017 roku, kiedy jako laureat konkursu Podatkowi Liderzy został jednym z koordynatorów projektu MinFinTech w Ministerstwie Finansów. Pełni społecznie funkcję wicedyrektora programu GovTech Polska w Kancelarii Premiera.


Read the English version of this text HERE