Czy wywołany pandemią wzrost globalnego bezrobocia obniży koszty pracy i zahamuje automatyzację? Zdaniem części ekspertów będzie zupełnie na odwrót – wszystko przez specyfikę obecnego kryzysu. Nie wierzycie? Spójrzcie na Chiny

Gdy pod koniec marca Chiny stopniowo uruchamiały zamrożoną przez pandemię gospodarkę, cały świat bacznie się im przyglądał. To, jak Kraj Środka sobie poradzi, miało być lekcją dla innych państw. Chińskie fabryki zaskakująco szybko weszły na pełne obroty. Większym problemem okazała się natomiast kwestia popytu – tak wewnętrznego, jak i zewnętrznego. Znaczenie miały tu zarówno zamknięte granice, jak i mniejsza skłonność do wydatków wśród krajowych konsumentów.

Obserwując sytuację, niektórzy ekonomiści ostrzegają, że działanie gospodarki (nie tylko w Chinach) może dziś przyjąć kształt litery W: po nagłym spadku wywołanym przez pandemię nastąpi chwilowe odbicie, które jednak szybko znowu się załamie. W efekcie na trwały wzrost trzeba będzie czekać znacznie dłużej.

Kryzys napędza automatyzację

Co w tej sytuacji z rzeszami bezrobotnych, którzy w wyniku pandemii znaleźli się bez pracy? Czy ich przyrost sprawi, że praca stanieje, a dążenie do automatyzacji przynajmniej na jakiś czas straci impet? Wielu ekspertów wątpi w realność takiego scenariusza. Dlaczego?

Przede wszystkim dlatego, że automatyzacja nie przebiega linearnie, ale skokowo, a jej przyspieszenie następuje szczególnie w okresie spowolnienia gospodarczego. Jak wyjaśniają analitycy z Instytutu Brookingsa, w okresie recesji praca staje się droższa, ponieważ przychody firm drastycznie maleją. Dlatego pracodawcy dążą do zastępowania gorzej wykwalifikowanych pracowników technologią oraz personelem z wyższymi kompetencjami.

Podobnie uważa chińsko-amerykański przedsiębiorca Kai-Fu Lee. Jego zdaniem COVID tylko przyspieszył te tendencje. Automatyzacja to bowiem nie tylko mniejsze koszty i większa wydajność, ale także lepsza ochrona zdrowia.

Niektórzy ekonomiści ostrzegają, że działanie gospodarki (nie tylko w Chinach) może dziś przyjąć kształt litery W: po nagłym spadku wywołanym przez pandemię nastąpi chwilowe odbicie, które jednak szybko znowu się załamie. W efekcie na trwały wzrost trzeba będzie czekać znacznie dłużej.

Lee sądzi, że to właśnie Chiny są predestynowane do stania się liderem automatyzacji. Koszty pracy w tej „fabryce świata” wzrosły bowiem dziesięciokrotnie w ciągu ostatnich 20 lat. W rezultacie Chiny to dziś największy na świecie rynek robotów przemysłowych, których wartość w 2018 r. wynosiła 5,4 miliarda dolarów.

Roboty wchodzą do biur

Co istotne, automatyzacja w Chinach nie ogranicza się do sektora produkcji. Surowe restrykcje dotyczące kontaktów międzyludzkich podczas pandemii sprawiły, że roboty znalazły nagle zastosowanie przy dezynfekcji pomieszczeń. W tej chwili w Chinach maszyny wykorzystuje się do odkażania powierzchni w szpitalach, szkołach czy innych budynkach użytku publicznego.

Popularne stało się też realizowanie niektórych usług (jak np. dostarczanie przesyłek czy jedzenia) w tzw. modelu zerowego kontaktu. Towar jest dostarczany przed dostawcę, który jednak nie spotyka się z odbiorcą, bo na ostatnim odcinku dostawy zastępuje go robot.

Jednak zdaniem Lee to nie prace fizyczne staną się głównym obszarem nadchodzącej automatyzacji. Tu bowiem w wielu przypadkach czynności są wciąż zbyt złożone, by człowieka potrafiła w pełni zastąpić maszyna. Na celowniku są przede wszystkim prace wykonywane przez pracowników biurowych średniego szczebla – powtarzalne i rutynowe, a więc względnie łatwe do automatyzacji. Jak zauważa Lee, pandemia zmusiła firmy do przejścia do trybu pracy zdalnej, co łączy się z postępującym ucyfrowieniem procesów. A stąd już prosta droga do zintegrowanej automatyzacji biznesu.

Chiny wytyczają szlak

Taka prognoza nie dotyczy jednak wyłącznie Chin. Ekonomista David Autor uważa, że obecne spowolnienie gospodarcze wymusi automatyzację także w innych krajach. Pracodawcy szybko nauczą się, co mogą robić bez pomocy pracowników. Gdy zaś wszystko powróci do normalności, nie będą chcieli z tego rezygnować.

Lee zgadza się z tym scenariuszem i sądzi, że to właśnie Chiny wskażą światu, jak sprawnie zintegrować automatyzację, sztuczną inteligencję i robotyzację. O ile po II wojnie światowej model rozwoju gospodarczego stworzyły Stany Zjednoczone, to po obecnej pandemii palmę pierwszeństwa przejmie Państwo Środka. Wszystko, co da się zautomatyzować, zostanie zautomatyzowane – twierdzi.

Czy oznacza to, że człowiek przestanie być potrzebny? Lee wierzy raczej w symbiozę ludzi i maszyn. Aby jednak mogła zaistnieć, potrzeba wspólnych wysiłków sektora publicznego i prywatnego, by jak najlepiej wyszkolić ludzi do sprostania nadchodzącym zmianom. Brzmi szczytnie, jednak czy to wystarczająca pociecha dla tych wszystkich, którzy znaleźli się dziś na zasiłku?