Ekspansja technologicznych gigantów na afrykańskim rynku może przywodzić na myśl erę kolonizatorów. Czy jednak o cyfrowym podboju warto myśleć w kategoriach z minionych epok?
Z najwyższym na świecie odsetkiem młodych ludzi w populacji (ponad 60 proc. ludności to osoby poniżej 25. roku życia) i z dopiero powstającym rynkiem cyfrowym Afryka to obszar zaciętej rywalizacji firm technologicznych z różnych części globu.
O wpływy w regionie ze szczególną determinacją walczą Chińczycy i Amerykanie. Przez kilka lat zdecydowanie prowadzili ci drudzy, na czele z takimi firmami, jak Facebook czy Google. Od pewnego czasu muszą się oni jednak liczyć z coraz bardziej rosnącą w siłę chińską konkurencją.
Elastyczni Chińczycy
Jak przekonuje Kai-Fu Lee, autor książki „AI Superpowers”, Chiny mają spore szanse zwyciężyć z USA w wyścigu o rynkową dominację na Czarnym Lądzie. Dlaczego? Ponieważ chińskie podejście do eksportu technologii jest znacznie bardziej elastyczne.
O ile bowiem firmy ze Stanów zwykle wprost przenoszą amerykańskie rozwiązania na obcy kulturowo i gospodarczo grunt, o tyle Chińczycy starają się lepiej dopasować ofertę do lokalnej specyfiki i jej potrzeb. Co więcej, sami pamiętają swój kraj sprzed boomu gospodarczego i potrafią lepiej zrozumieć sytuację państw rozwijających się.
A co o ekspansji technologicznych gigantów myślą sami Afrykanie? Wielu tamtejszych przedsiębiorców i polityków ochoczo przyjmuje technooptymistyczną narrację o rozwoju i postępie dokonujących się dzięki cyfryzacji. Nie brak jednak także komentatorów, którzy krytycznym okiem przyglądają się rozwojowi zagranicznych firm technologicznych na afrykańskim gruncie.
Korporacyjny podbój
Jedną z takich osób jest Abeba Birhane z University College Dublin. Jej zdaniem zachodnie firmy dokonują dziś ni mniej, ni więcej tylko ponownej kolonizacji Afryki. Zmienił się jedynie środek, za którego pomocą jest ona przeprowadzana: niegdysiejszą opresję ze strony zachodnich państw zastąpiła dominacja korporacji. Firmy szermują hasłami o sztucznej inteligencji mającej rozwiązywać społeczne problemy, ale w rzeczywistości liczy się dla nich jedynie własny zysk.
Co więcej, podkreśla Birhane, ta technologiczna inwazja jest niedostosowana do realnych potrzeb znacznej części ludności zamieszkującej Afrykę, a na dodatek prowadzi do uzależnienia od obcych rozwiązań i utrudnia rozwój technologii przez miejscowych przedsiębiorców.
Zachodnie firmy dokonują dziś ni mniej, ni więcej tylko ponownej kolonizacji Afryki. Zmienił się jedynie środek, za którego pomocą jest ona przeprowadzana: niegdysiejszą opresję ze strony zachodnich państw zastąpiła dominacja korporacji
Abeba Birhane, University College Dublin
Podobna argumentacja brzmi znajomo – znamy ją także z własnego podwórka. I nie chodzi tu wyłącznie o poglądy bliskie twierdzeniom Naomi Klein o terapii szokowej, jaką USA zafundowały Ameryce Łacińskiej w latach 70. i 80., zaś Europie Wschodniej – w ostatniej dekadzie XX w., nagle wprowadzając mechanizmy wolnorynkowe w nieprzygotowanych do tego gospodarkach.
Globalna kolonizacja
Shoshana Zuboff z Harvardu opublikowała w ubiegłym roku książkę poświęconą tzw. kapitalizmowi nadzoru (surveillance captalism). Nowe technologie, przekonuje badaczka, przekształcają nasze działania w dane, które są paliwem cyfrowej gospodarki. W rezultacie człowiek ze swoimi realnymi problemami i potrzebami staje się po prostu zasobem, który jest eksploatowany pod przykrywką różnych – często darmowych – usług.
Co istotne, jednostka jako taka ma tu znaczenie marginalne. W cyfrowej gospodarce liczy się skala – jej podstawą są algorytmy ćwiczone na wielkich zbiorach danych. Ja czy ty nie znaczymy wiele – naprawdę ważna jest rozbudowana sieć relacji, która pozwala tworzyć profile osobowe milionów ludzi. W takich realiach zwycięża ten, kto jako pierwszy zgromadzi jak najwięcej użytkowników.
Obecnie na globalnym rynku dominują głównie amerykańskie przedsiębiorstwa, takie jak Google, Amazon, Facebook czy Uber, i to one dokonują cyfrowej kolonizacji znacznej części świata. Jednak w ostatnich latach silną konkurencję dla firm ze Stanów zaczęły stanowić ich chińskie odpowiedniki, jak Alibaba, Baidu czy Tencent.
Zwodnicze analogie
Pisząc o sytuacji w Afryce, Birhane doskonale zresztą zdaje sobie sprawę z problemów, jakie cyfrowe technologie wywołują w państwach rozwiniętych (np. skrzywienie algorytmiczne, dyskryminacja grup społecznie marginalizowanych, zwiększanie nierówności). Co jednak zaskakujące, nic nie mówi na temat sytuacji w Chinach. A przecież tam cyfrowe narzędzia służą do realizacji nowego typu totalnej kontroli społecznej. Czy nie powinna więc jej niepokoić także chińska ekspansja?
Koncepcja cyfrowej kolonizacji z pewnością może być skutecznym orężem w politycznej walce o sprawiedliwy rozwój Afryki. Jednak ograniczenie jej do samego Czarnego Lądu oraz skupienie się wyłącznie na zachodnich firmach jako kolonizatorach sprawia, że w szerszym kontekście jej przydatność jest ograniczona.
Cyfrowy podbój nie odbywa się dziś bowiem wyłącznie wedle tradycyjnych podziałów na bogatą Północ i biedne Południe. Na globalnym rynku zachodzi on we wszystkich kierunkach naraz, także w krajach, z których wywodzą się technologiczni giganci. Kolonizacji ulega więc nie jedno czy drugie państwo bądź nawet kontynent, ale cały świat.
Analogie do minionych realiów geopolitycznych mogą być poznawczo przydatne i otwierać nam oczy na ukryte mechanizmy wielu zjawisk. Należy jednak podchodzić do nich ostrożnie, by nie przesłaniały one istoty problemów, z którymi dziś się mierzymy. W przeciwnym razie przeciwdziałanie im może się okazać zupełnie nieadekwatne.