Nie wierzysz, że tracąc prywatność tracisz wolność? Zapytaj 23 miliony Chińczyków, których władza od roku poddaje orwellowskiej tresurze
Do końca 2018 roku, czyli przez niespełna rok od uruchomienia, chiński System Oceny Obywateli pozwolił ukarać 23 mln osób za niepożądane z punktu widzenia władzy zachowania – donosi brytyjski „Guardian”. Na liście takich zachowań są nie tylko przestępstwa czy wykroczenia, ale także np. spożywanie alkoholu w nieodpowiednim miejscu, śmiecenie czy wypowiadanie o władzy krytycznych opinii w sieci.
Karą jest uniemożliwienie zakupu biletu na pociąg lub samolot bądź odmowa udzielenia kredytu – rozpoznanie twarzy klienta jest elementem procedury potwierdzania zakupu biletów kolejowych. Natomiast pracodawca ukaranego musi składać władzy regularne raporty na temat tego, jak ten zachowuje się w pracy.
Na naszych oczach spełnia się czarny sen George’a Orwella z „Roku 1984”.
Wiem, że nabroiłeś, Bob
Tyle że do tego, by inni wiedzieli o tobie więcej, niż chciałbyś im ujawnić, nie potrzeba wymyślnych systemów inwigilacji. Pożywkę dla potencjalnych wścibskich rozsiewamy obficie sami, dobrowolnie.
Kiedy zapytano Joe Schoendorfa, byłego wiceprezesa Apple Computer, o prawo człowieka do prywatności, opowiedział anegdotą:
– Pewnego dnia mój szef poprosił, bym spotkał się z zarządem pewnej znanej firmy, którego członkowie chcieli pogadać o wpływie internetu na świat. Zgodziłem się pod warunkiem, że da mi nazwiska członków zarządu, bym mógł poszukać informacji o nich w internecie. Przystał na to, a ja nie potrzebowałem dużo czasu. Na spotkaniu zacząłem od Boba: „Wiem, że dostałeś 10 tysięcy dolarów kary, bo zabrałeś się za dobudówkę bez odpowiedniej zgody”. Cały zarząd patrzy na niego, on na mnie, a ja lecę dalej: „Tutaj jest URL [link/odnośnik – red.] do tej historii… A teraz ty, Sam. Przekazałeś 2500 dolarów Partii Republikańskiej…” I tak dalej. Wszystko, co powiedziałem, znalazłem w publicznych bazach danych; to kwestia umiejętności. Rozmowa na temat prywatności skończyła się dość szybko.
Prawo człowieka
– Prywatność to prawo człowieka – powiedział kiedyś Satya Nadella, prezes Microsoft. Zabawna prowokacja Schoendorfa dowodzi, że dobrowolnie się tego prawa pozbywamy. W dobie cyfrowego dostępu wszystkich do wszystkiego, w czasach systemów rozpoznawania twarzy i ultraszybkich wyszukiwarek, które odkopią w sieci najwrażliwsze informacje o nas, prywatność staje się fikcją.
Na razie jeszcze zbytnio się tym nie przejmujemy, nie rozumiejąc, że już niedaleka przyszłość upłynie nam pod wszystkowidzącym okiem Wielkiego Brata, a jego władza nad nami będzie wszechpotężna. Bo przecież to, co wie o nas sieć, może być przydatne nie tylko dla handlarzy towarów bądź usług, ale także dla przestępców i czyhającej na naszą wolność władzy, jak w Chinach.
– Na początku internetu ktoś powiedział tak: Chcesz prywatności? Zapomnij o niej – powiedział Schoendorf, dziś członek i partner strategiczny Światowego Forum Ekonomicznego, podczas krakowskiego kongresu Impact’19 w Krakowie (21-22 maja), którego był gościem.
Wartości zamiast strachu
Satya Nadella, który brylował na ubiegłorocznej konferencji VivaTech w Paryżu (24-26 maja), uznał, że technologią definiującą nasze czasy jest sztuczna inteligencja. Dlatego „zamiast bać się SI jako narzędzia mogącego przewyższyć ludzkie umiejętności, należy trzymać się wartości i zasad, które pozwolą dokonywać właściwych wyborów przy jej rozwijaniu”.
Nowojorska policja do odnalezienia sprawcy kradzieży piwa ze sklepu użyła fotografii Woody’ego Harrelsona
Hindus pochwalił RODO, unijne przepisy o ochronie danych osobowych, i obiecał stosowanie ich przez Microsoft na całym świecie. To znacząca deklaracja, bo spośród wielkich organizmów politycznych jedynie Unia Europejska wprowadza tak poważne regulacje mające chronić prawo obywateli do prywatności i dane, które ich dotyczą. W państwach pozaeuropejskich tego typu przepisy albo nie są w ogóle planowane, albo są jeszcze w powijakach.
Twoja twarz powie wszystko
Technologia rozpoznawania twarzy, coraz częściej wykorzystywana na lotniskach, ulicach i w mediach społecznościowych, budzi zainteresowanie nie tylko organów ścigania i bezpieczeństwa, ale też zwykłych użytkowników sieci, którzy rejestrują się na przykład w programach rozpoznających cechy biometryczne, by samym spojrzeniem móc odblokować ekran smartfona lub komputera.
Urządzenie zbiera obrazy w podczerwieni i matematyczne odwzorowania twarzy, a informacje są przechowywane w jego pamięci i szyfrowane w systemie odpowiedzialnym za ich przetwarzanie. Dostawcy takich rozwiązań twierdzą, że dane te nie są nigdy i nigdzie wysyłane. Cóż, pozostaje im wierzyć na słowo, bo strach pomyśleć, co może się stać, jeśli są gromadzone łącznie z naszymi danymi osobowymi w cyfrowych chmurach.
Jeżeli jednak rozpoznawanie twarzy zacznie być wykorzystywane np. do potwierdzania zakupu usług, co już się dzieje w Chinach, to do podsuwania nam spersonalizowanych reklam, wiadomości i śledzenia naszej aktywności będzie stąd tylko krok.
Zachód stawia opór
Zbudowanie powszechnej sieci rozpoznawania twarzy na wzór chiński oznacza ostateczny koniec anonimowości. Poza Chinami w tym kierunku podąża też już Rosja. W Moskwie mieszkańców śledzą na ulicach tysiące kamer, oficjalnie rozpoznając przestępców, a nieoficjalnie – także wrogów systemu (niektórzy policjanci są wyposażeni w specjalne inteligentne okulary). Kilka lat temu popularna była tu aplikacja, za pomocą której można było, używając zdjęcia obcej osoby wykonanego w metrze, na ulicy czy w barze, wynaleźć w sieci informacje o niej – także jej dane osobowe.
Działający w londyńskim Stratfordzie system monitoringu testowo porównujący twarze przechodniów do wizerunków podejrzanych w policyjnych bazach danych wywołał falę oburzenia, oskarżeń o łamanie prawa do prywatności i naruszanie praw człowieka. Mimo protestów, system ma być rozwijany także w innych zakątkach Londynu. Tymczasem w San Francisco i w Somerville w stanie Massachusetts właśnie z tych względów zakazano stosowania tej technologii.
Problem, który narasta
Alexandria Ocasio-Cortez, reprezentująca Demokratów w Izbie Reprezentantów USA, podkreśliła ostatnio, że problem uprzedzeń i nadużyć związanych z technologią rozpoznawania twarzy narasta. Polityczka należy do rosnącego z każdym dniem grona aktywistów, którzy widzą w tym zagrożenie dla wolności obywatelskich, także prywatności.
„Zaczęliśmy alarmować o sposobie, w jaki rozwija się technologia rozpoznawania twarzy – napisała na Twitterze kongreswoman. – Od FBI do ICE [Urzędu Imigracyjnego i Egzekwowania Ceł – red.] i Amazona, wielokrotnie łamana jest zasada zgody i ochrony swobód obywatelskich”.
Zabrała głos, gdy wyszło na jaw, że bazy danych identyfikacyjnych i zdjęć kierowców w Stanach Zjednoczonych FBI i ICE użyły do wypełnienia własnych baz danych przestępców. Przejmując prywatne informacje biometryczne milionów Amerykanów, z których większość nie jest podejrzana ani oskarżona o popełnienie przestępstwa, ściągnęły na siebie falę oskarżeń o łamanie swobód obywatelskich.
Bo był podobny do Woody’ego
W niektórych przypadkach wykorzystanie zdjęć do wyszukiwania przestępców przebiegało w sposób skandaliczny. Na przykład nowojorska policja do odnalezienia sprawcy kradzieży piwa ze sklepu użyła fotografii Woody’ego Harrelsona – bo według świadków podejrzany miał być podobny do sławnego aktora.
W maju Kongres USA zorganizował debatę na temat wpływu rozpoznawania twarzy na prawa i wolności obywatelskie w kontekście stosowania tej technologii przez organy ścigania. Panel złożony z ekspertów, w tym naukowców, prawników i byłych śledczych, poświęcony był zagrożeniu masową inwigilacją. Dyskutanci i kongresmeni, w innych sprawach na ogół podzieleni, tym razem byli niemal jednomyślni: używanie technologii rozpoznawania twarzy w terenie musi zostać natychmiast wstrzymane, bo nie działa jeszcze tak, by gwarantować respektowanie praw człowieka. Uznano, że w tej sprawie konieczne są regulacje.
Jednak amerykańska prasa donosi, że kontynuowane są np. testy systemu na amerykańskich lotniskach, które pełną „inwigilacją” pasażerów na bazie rozpoznawania ich twarzy mają być objęte do 2021 roku.
Czarny sen Orwella
„Wraz z rozwojem telewizji i postępem technicznym, który umożliwił podwójną, nadawczo-odbiorczą rolę sprzętu, skończyła się prywatność życia obywateli. Policja mogła – jeśli uznano to za pożądane – obserwować każdego obywatela dwadzieścia cztery godziny na dobę” – pisał w swoim „Roku 1984” George Orwell.
Niestety, kurczy się ilość miejsc, do których dostęp ma tylko dana osoba i gdzie możemy być sami
Czarny sen, który miał się spełnić w systemie totalitarnej opresji, zmaterializuje się w świecie cybertechnologii. W 2008 r. na orbicie znajdowało się 150 satelitów do obserwacji Ziemi, obecnie jest ich blisko 800, a w niedalekiej przyszłości będą tysiące (od kilku lat mówi się o systemie tanich mikrosatelitów na użytek wojskowy oraz do ratowania Ziemi przed katastrofą klimatyczną). Pracuje nad tym amerykański wywiad geoprzestrzenny GEOINT, Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności DARPA, firma Lockheed Martin, dostarczająca amerykańskiemu wojsku sprzęt i technologie, a także DigitalGlobe (Maxar), światowy lider w obrazowaniu satelitarnym.
Z kolei sponsorowany przez Billa Gatesa, SoftBank i Airbusa start-up EarthNow dąży do objęcia całej naszej planety monitoringiem satelitarnym video. Chce stworzyć sieć nadzoru z możliwością dostępu do strumieniowego wideo HD w czasie rzeczywistym dla dowolnego miejsca na planecie. Po co? Dla celów militarnych, do śledzenia pogody, nielegalnych połowów, pożarów czy migracji zwierząt. Twórcy EarthNow oświadczyli nawet, że zamierzają zaoferować publiczny dostęp do tego strumienia danych w czasie rzeczywistym z prywatnych tabletów i smartfonów. By wszyscy mogli się stać „wirtualnymi astronautami”.
Coraz mniej miejsc dla siebie
„Niestety, kurczy się ilość miejsc, do których dostęp ma tylko dana osoba i gdzie możemy być sami – powiedział w wywiadzie dla Stopklatki w 2013 r. Jonathan Nolan, brytyjski scenarzysta filmowy, twórca serialu „Westworld”.
No właśnie, co z prywatnością, skoro pewnego dnia wszyscy – od firm reklamowych po podejrzliwych mężów czy terrorystów – będą mieli dostęp do takiego szpiegowskiego narzędzia? Globalna kamera działająca 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, przed którą nie sposób będzie się ukryć, zniszczy ją bezpowrotnie. Działacz na rzecz praw człowieka Nathaniel Raymond zastrzega: „Dopóki nie osiągniemy porozumienia w sprawie norm dotyczących prywatności danych, trudno będzie stworzyć trwałe zasady dotyczące obrazów satelitarnych”.
Według niego ochrona praw człowieka będzie oznaczała ponowne przemyślenie kwestii prywatności, bo istniejące zabezpieczenia i regulacje „są anachroniczne w obliczu SI, technologii geoprzestrzennych i technologii mobilnych”.
Wygłaszając w styczniu przemówienie na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos Satya Nadella zauważył, że europejskie RODO wyznaczyło pewien trend. „Moim zdaniem to fantastyczny początek w traktowaniu prywatności jako prawa człowieka. Mam nadzieję, że w Stanach Zjednoczonych zrobimy coś podobnego i świat zjednoczy się we wspólnym standardzie”. Pierwszym amerykańskim stanem, który idzie w ślady Europy, jest Kalifornia. W 2020 roku wejdzie tam w życie „The California Consumer Privacy Act”, wzorowany na RODO zbiór przepisów, który ma ukrócić samowolę internetowych gigantów w rozporządzaniu prywatnością klientów.