Dzięki smartfonom, aplikacjom i cyfrowym platformom żyjemy coraz wygodniej. Wielu z nas wierzy, że w ten sposób zyskujemy też więcej wolności. To jednak złudzenie. Prawdziwa wolność i swobody obywatelskie stają się dziś coraz bardziej zagrożone
Demokrację trudno pogodzić z rewolucją cyfrową – twierdzi Jamie Bartlett, brytyjski dziennikarz specjalizujący się w badaniu oddziaływania nowych technologii na społeczeństwo. W swojej ostatniej książce „Ludzie przeciw technologii” wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje.
Bartlett przekonuje, że natura demokracji jest analogowa. Powstała ona w okresie kształtowania się nowoczesnych państw narodowych, podczas gdy technologia cyfrowa jest dzieckiem globalizacji.
W efekcie oba światy różnią się zasadami działania: technologia nie posiada centrum i podlega efektowi sieciowemu, czyli gwałtownie się rozwija. W przeciwieństwie do niej demokratyczny ład opiera się na koncepcji własności, konsensusu, jest przy tym dość powolny, stabilny i zakorzeniony w materii.
Zderzenie obu tych porządków, tak różnych w swoich mechanizmach, musi prowadzić do konfliktu. Jego symptomy widzimy już dziś.
Znikająca klasa średnia
Zdaniem Bartletta demokratycznym państwom zagrażają dziś przede wszystkim trzy niebezpieczeństwa.
Pierwszym jest stopniowa erozja klasy średniej. Dokonuje się ona w wyniku rozwoju automatyzacji i nowych sieciowych modeli biznesowych gruntownie przeobrażających gospodarkę i rynek pracy. W rezultacie klasa, która przez ostatnie kilka dekad była fundamentem rozwoju zachodnich społeczeństw, zaczyna podupadać.
Drugie zagrożenie to malejący wpływ państw na globalne procesy społeczno-ekonomiczne. W coraz większym stopniu mają na nie wpływ ponadnarodowe korporacje z branży big tech, które monopolizują światowe rynki. Politycy tracą nad nimi kontrolę, często ulegając naciskom lobbystów, w których dostrzegają swoich sprzymierzeńców.
Wreszcie trzecie niebezpieczeństwo, czyli rosnące nierówności społeczne. Gospodarka cyfrowa dzięki automatyzacji i obowiązującym dziś mechanizmom finansowym pozwala pomnażać zyski inwestorom a zamraża lub wręcz obniża dochody całej reszty. W rezultacie większość społeczeństwa nie tylko się nie bogaci, ale także staje przed realnym ryzkiem ubóstwa.
Myśląc przyziemnie
W swojej diagnozie Bartlett jest daleki od demonizowania dzisiejszych cyfrowych potentatów. Zarazem bez skrupułów rozprawia się z mitami na temat powszechnej szczęśliwości w erze robotów i powszechnego dochodu podstawowego. To mrzonka – twierdzi – i to na dodatek bardzo niebezpieczna. Nagły wzrost liczby bezrobotnych na zasiłku nie jest receptą na rozkwit społeczeństwa, ale raczej na kryzys.
Co więc powinniśmy robić? Na to, jak ocalić demokrację w erze algorytmów, nie ma jednej prostej recepty (choć na końcu książki autor podaje 20 sposobów, które mają w tym pomóc). Wydaje się jednak, że najważniejsze, byśmy nie zapominali, że świat, w którym żyjemy, wciąż pozostaje analogowy. Nawet gdy postrzegamy go za pomocą cyfrowych technologii.
Jamie Bartlett, Ludzie przeciw technologii. Jak Internet zabija demokrację (i jak możemy ją ocalić), Katowice 2019