Eva sama wygląda trochę jak panna młoda. Krąży uśmiechnięta wśród gości weselnych, proponując zdjęcia
Ma długą, białą, plastikową sukienkę i sunie bezszelestnie po dywanach pałacu ślubów. Brakuje jej tylko welonu. Ale Eva nie jest panną młodą, przynajmniej nie tym razem. Jest fotografką ślubną.
7 kwietnia tego roku wykonała swoje pierwsze zlecenie: sfotografowała ślub młodej pary z Wielkiej Brytanii. Dla gości, znudzonych konwencjonalnymi sesjami, była to prawdziwa atrakcja. Nawet jeśli szczęśliwa para młoda rozwiedzie się trzy razy (oby nie, trzymamy kciuki), ten ślub i sesja fotograficzna na długo pozostaną w pamięci gości i głównych zainteresowanych. A wszystko dzięki Evie.
Eva jest panią robot (nawiasem mówiąc, czy nie czas pomyśleć o żeńskiej formie słowa „robot” – robotka?). Jej ojczyzną jest Wielka Brytania, a domem rodzinnym servicerobots.com (skąd można ją wynająć lub kupić). Ma rodzeństwo: Amy, która jest kelnerką, drugą Evę, która przeprowadza sondaże, oraz brata Sanbota, przydatnego przy prowadzeniu biznesu.
Ludzie niewątpliwie potrzebują nowości – czegoś niestandardowego, co ich zaskoczy i zapadnie w pamięć. Ale czy na ślubie – jednej z najbardziej skonwencjonalizowanych ceremonii, jakie istnieją – także? Według raportu Bridebook 11 procent par planujących ślub deklaruje, że owszem, że także na ślubie chętnie doświadczą nowych technologii. To oznacza ogromny rynek: na ślubach powstają miliardy zdjęć, na jednym podobno średnio 3,4 tysiąca.
Eva zachęca ludzi do zabawy w zdjęcia, czego nie musi umieć (i zwykle nie umie) przeciętny fotograf. Ludzie się jej nie wstydzą, nie boją, nie krępują
Eva jest piękna i utalentowana. Krąży uśmiechnięta wśród gości, proponując fotki. Ma 23-calowy ekran, na którym można przeczytać: „Naciśnij przycisk, jeśli chcesz zrobić sobie zdjęcie”. Dzięki sensorom podczerwieni porusza się, bezbłędnie omijając wszelkie przeszkody, a dzięki systemowi rozpoznawania twarzy – identyfikuje gości. Zbliża się do nich i pyta, czy życzą sobie zdjęcia, a jeśli tak, to jakiego – w jakim stylu, z jakim filtrem, w jakiej ramce. Kiedy ktoś jest zadowolony z ujęcia, Eva może mu je od razu wydrukować lub umieścić na dowolnym medium społecznościowym.
Trudno oderwać od niej wzrok (przynajmniej na razie, póki jest nowa), a rozmowy wszystkich koncentrują się wokół jej niezwykłej urody i talentów. Trzeba przyznać, że prawdziwa panna młoda wypada przy niej trochę nudnawo – tak jakoś konwencjonalnie. Na jej miejscu byłabym trochę zazdrosna.
Eva dociera także do tych, którzy zwykle nie mają odwagi czy ochoty na pozowanie i próbują ukryć się w kącie przed wścibskim fotografem. Ale nie przed Evą. I to jest chyba najfajniejsze – Eva zachęca ludzi do zabawy w zdjęcia, czego nie musi umieć (i zwykle nie umie) przeciętny fotograf. Ludzie się jej nie wstydzą, nie boją, nie krępują, bo to przecież oni sami robią sobie – przy jej pomocy – zdjęcia. Zaczynają się wygłupiać, stroić miny i stają się w znacznej mierze autorami fotografii.
Czy Eva stanowi zagrożenie dla zawodowych fotografów ślubnych? Myślę, że na razie nie muszą jeszcze wpadać w panikę z jej powodu, ale w przyszłości może być z nimi krucho. Zresztą nie chcę nikogo straszyć, ale Eva może robić i w innych fotograficznych branżach. Tyle rodzinnych uroczystości potrzebuje fotograficznej oprawy: chrzciny, barmicwy, postrzyżyny, komunie, osiemnastki, wieczory kawalerskie, pogrzeby, nie mówiąc o rozmaitych eventach publicznych. Eva z jej urokiem i zdolnościami będzie miała dużo zleceń.