- W dzisiejszym rolnictwie roi się od rozwiązań z użyciem sztucznej inteligencji, także w Polsce
- Chodzi głównie o automatyzację, ale także diagnostykę, ekologię, bezpieczeństwo pracy
- Co z ludźmi zatrudnionymi w tym sektorze
Jeśli ktokolwiek nie wiązał do tej pory innowacji w obszarze sztucznej inteligencji z rolnictwem, to niech jak najszybciej zmieni zdanie. Ten obszar gospodarki jest naszpikowany rozwiązaniami, za którymi stoją programiści.
Zwykły zjadacz chleba do niedawna ideę nowoczesnego rolnictwa mógł wyobrażać sobie jako ciągnik Lamborghini z kamerą cofania i klimatyzacją lub nowoczesny system dojenia krów pokazywany w popularnych programach telewizji rolniczych. Tymczasem producent zboża na ten chleb już tak infantylnie do problemu podejść nie może. Rolnictwo bowiem rozwija się coraz prężniej i coraz chętniej wykorzystuje algorytmy do uczenia maszynowego.
Jednym z przykładów jest amerykański koncern John Deere, światowy potentat na rynku technologii rolnej, m.in. maszyn rolniczych. Do tej pory firmy z branży agrarnej romansowały ze sztuczną inteligencją, raczej szukając rozwiązań w konkretnych obszarach działalności. John Deere poszedł na całość i kupił start-up technologiczny BlueRiver za 305 milionów dolarów.
Producent ciągników wybrał tę firmę nieprzypadkowo. Już wcześniej sprzedawał technologię, która dzięki GPS-owi pozwalała z dużą precyzją nadzorować pracę maszyn rolniczych, tak aby jak najbardziej efektywnie nimi zarządzać na polu uprawnym. Ale poszukiwał też firmy, która opracuje sam system monitorowania upraw podczas nawożenia. Po co?
Zazwyczaj herbicydy, czyli środki do zwalczania chwastów, są stosowane na całym obszarze uprawy. To może niszczyć część plonów. A także prowokować zarzuty o nadmierne stosowanie chemii w produktach żywnościowych.
System autorstwa BlueRiver eliminuje ten problem. Dzięki wykorzystaniu robotów przymocowanych do maszyny herbicydami atakuje się wyłącznie pojedyncze chwasty, nie dotykając nawet sadzonek czy upraw. Kamery wykorzystujące algorytmy do rozróżniania chwastów od roślin uprawnych wskazują „wroga” i jest on eliminowany przez specjalne rozpylacze.
Kolejny przykład wykorzystania robotów w amerykańskim rolnictwie to Harvest Croo Robotics, firma, której urządzenia pozwalają zbierać truskawki. Są to wielofunkcyjne roboty, które w kilka sekund monitorują stan sadzonki i owoców, mogą je podlewać, nawozić, a następnie zrywać.
Polak potrafi
Koncerny typu John Deere to światowi potentaci i mogą sobie pozwolić na rewolucję w rolnictwie. Czy w takim kraju jak Polska znajdziemy podobne przykłady? Oczywiście, że tak.
Jednym z nich jest Agribot. To robot, który samodzielnie wykonuje wszelkie prace w sadach i na plantacjach. Steruje się nim za pomocą panelu operatora dostępnego przez przeglądarkę internetową. Agribot potrafi nie tylko samodzielnie sadzić krzewy, ale również dokonywać oprysków. Jak informują producenci, w zasadzie można go podłączyć do każdej maszyny działającej w sadzie.
Z kolei polska firma Smart Soft Solutions opracowała rozwiązanie pod nazwą ThermoEye. Jest to system wykrywający wczesne stadia chorób trzody chlewnej. Dzięki niemu – jak zapewnia producent – hodowca może nie tylko zredukować umieralność trzody, ale również zmniejszyć liczbę stosowanych leków dla zwierząt oraz zwiększyć efektywność chowu.
Nie możemy też zapominać o roli dronów. Sporządzone z ich pomocą mapy i zdjęcia pokazują stan upraw i niepożądanych zjawisk, wskaźniki wegetacji, szkody spowodowane przez dziką zwierzynę. W tej niszy znalazła swoje miejsce polska firma Colidrone.
Ekologia i bezpieczeństwo
Rolnictwo precyzyjne, sadownictwo, nawożenie, obsługa plantacji, sadzenie roślin, hodowla zwierząt to nadal nie wszystkie zastosowania automatyki w rolnictwie. Inny obszar to ekologia.
Na świecie działają już systemy monitorowania zanieczyszczeń wytwarzanych przez rolnictwo na poziomie gruntu. Roboty mierzą emisję dwutlenku węgla i podtlenku azotu, dzięki czemu rolnicy mogą zmniejszyć efekt oddziaływania na środowisko.
A to już tylko krok od próby zapobieżenia jednej z największy plag obecnej gospodarki uprawami, czyli monokultury. Sadzenie w tym samym miejscu od lat podobnych roślin powoduje wyjaławianie ziemi w wielu obszarach świata. Dzieje się tak przez redukowanie lasów, by powiększyć areał, oraz wzrost wykorzystania nawozów sztucznych i liczby maszyn, co ma znaczący wpływ na większą emisję CO2 i N2O.
Do tej pory firmy z branży agrarnej romansowały ze sztuczną inteligencją, raczej szukając rozwiązań w konkretnych obszarach działalności. Amerykański koncern John Deere poszedł na całość i kupił start-up technologiczny BlueRiver za 305 milionów dolarów
Już dziś roboty mogą nadzorować stan gleby i jej efektywność oraz planować wdrażanie odpowiednich procedur, rodzajów nawożenia czy uprawy. Czy za kilkadziesiąt lat będzie to norma?
Na jeszcze inny aspekt inteligentnego rolnictwa zwraca uwagę dr hab. Szczepan Figiel, prof. nadzw. Instytutu Ekonomiki, Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie. – Dziś rozwiązania technologiczne i cyfrowe mają ogromny wpływ zarówno na rolnictwo, jak i na inne sektory gospodarki. Ale właśnie rolnictwo jest bardzo wdzięcznym obszarem dla tego typu rozwiązań. To sektor, w którym występują ciężkie i niebezpieczne dla człowieka prace. Producenci rolni poszukują więc sposobów na zastępowanie takich zagrożeń poprzez automatyzację czy robotyzację – zauważa prof. Figiel.
Człowiek oddaje pole robotom
Należy jednak pamiętać, że ta rewolucja ma też skutki uboczne. Chodzi m.in. o wpływ automatyki na zatrudnienie w sektorze rolnictwa. Przykładowo – jeden egzemplarz wspomnianego wcześniej robota do zbiorów truskawek może zastąpić na plantacji nawet 30 pracowników.
Spadek zatrudnienia to trend widoczny w rolnictwie od dawna. W latach 1994-2017 według danych GUS liczba zatrudnionych w tym sektorze zmniejszyła się w Polsce o 1,7 miliona, także z powodu automatyzacji. Problem może dotyczyć głównie pracowników sezonowych. Według szacunków w ostatnich latach ich liczba sięga 500 tysięcy.
Mówiąc o sztucznej inteligencji w rolnictwie, musimy też sprecyzować, co przez nią rozumiemy. Jeśli mamy na myśli użycie tej technologii do powtarzalnych, zautomatyzowanych procesów, to tego typu rozwiązania już są szeroko wykorzystywane. Jeśli zaś chodzi o uczenie maszynowe i pełne zastąpienie człowieka w pracach w sektorze rolniczym, w tym w procesach decyzyjnych, to na taką rewolucję z pewnością jeszcze poczekamy.
Dzięki efektywnemu wykorzystaniu automatyki do 2030 roku w rolnictwie może przybyć nawet milion nowych miejsc pracy – przewiduje raport McKinsey & Company
Prof. Figiel uważa, że nie taki diabeł straszny. – Rozwój technologii w rolnictwie to proces nieuchronny, który będzie wymagał większych umiejętności od producentów rolnych i ich pracowników. Umiejętności cyfrowych. Widzę tu więcej korzyści niż zagrożeń. Nie wydaje mi się, aby roboty w rolnictwie zabrały ludziom pracę, po prostu zmieni się jej charakter. Czynnik ludzki będzie kierowany w wytwarzanie technologii, jej opracowanie i obsługę. Duże zapotrzebowanie będzie na „technology maintenance”, czyli utrzymanie tej technologii. Wymagana będzie aktualizacja oprogramowania, naprawa i konserwacja komputerów czy robotów – przekonuje ekspert IERiGŻ.
W niektórych stanach USA już dziś technologie pozwalają dzięki wykorzystaniu dronów i aplikacji dokonywać zakupu płodów rolnych jeszcze przed ich zebraniem. Wystarczą dane zebrane przez maszyny monitorujące pola czy jakość gleby, a proponowaną cenę generuje algorytm. Z kolei niektórzy producenci pomidorów z Holandii prognozują, że za pięć-sześć lat w wielohektarowych szklarniach nie będzie potrzebny żaden człowiek. Za cały proces będą odpowiadały maszyny.
Z drugiej strony, jak wynika z raportu firmy McKinsey & Company z 2018 roku pod tytułem „Ramię w ramię z robotem”, właśnie dzięki efektywnemu wykorzystaniu automatyki do 2030 roku w rolnictwie może przybyć nawet milion nowych miejsc pracy.
– Warto wskazać walor ekonomiczny takich wdrożeń. Jeśli producent rolny zmniejszy koszty, a zatem zwiększy zyski, „zatrudniając” roboty, to nie zawaha się zwolnić niewykwalifikowanych pracowników. Dzięki maszynom odchodzą problemy związane m.in. z problemami społecznymi, przestojami, strajkami czy w końcu nagłym porzuceniem pracy przez pracownika. Ponadto dziś wielu pracowników w rolnictwie wykonuje prace mniej ambitne, niepozwalające się im rozwijać, a to chyba nie jest najlepsze dla gospodarki i społeczeństwa. Na koniec warto dodać, że dziś rąk do pracy w rolnictwie brakuje i roboty mogą się okazać dobrym rozwiązaniem tego problemu – podsumowuje prof. Figiel.