W naszym myśleniu o nowych technologiach czai się pełno niepokojących obrazów rodem z popkultury. Lęk to jednak zły doradca, a jego największym sprzymierzeńcem jest niewiedza. Dlatego by stawić czoła wyzwaniom ery cyfrowej, potrzebujemy ludzi rozumiejących nowe technologie, umiejących konkurować na ciągle zmieniającym się rynku, a przede wszystkim świadomych własnej odpowiedzialności

Rewolucja cyfrowa przeobraża świat z niespotykaną wcześniej dynamiką. Zmiany szybko powszednieją, jednak czujemy, że oddziaływanie technologii nie zawsze jest dobroczynne. Automatyzacja, robotyzacja, uczenie maszynowe – to zjawiska, których opisowi coraz częściej towarzyszy niepokój o przyszłość naszego świata: gospodarki, pracy, relacji z innymi, wreszcie – samego człowieczeństwa.

Jak wykorzystać szanse związane z cyfrową transformacją, a jednocześnie uchronić się przed niebezpieczeństwami? Ponad 40 ekspertów z Polski i zagranicy dyskutowało o tym podczas dwudniowego sympozjum Urzędu Patentowego RP (UPRP) w Krakowie.

Bez monopolu na wiedzę

Ile osób na co dzień prowadzących samochód zna się na inżynierii silników spalinowych? – pytała Dagmara Krzesińska z Koalicji na rzecz Polskich Innowacji (KPI). – Potrzebujemy technologii SI, których można używać tak, jak samochodów. Takich, którym można zaufać bez konieczności posiadania specjalistycznej wiedzy o ich konstrukcji.

Odnosząc się do modelu działania KPI, podkreślała, że dziś nawet najlepsi specjaliści nie mają wyłącznego patentu na wiedzę. Świat stał się zbyt skomplikowany. Dopiero wspólne działanie pozwala wypracować sensowną całość. Dlatego myślenie o przyszłości technologii wymaga dziś przyjmowania dłuższej perspektywy niż bilans kwartalny jednego przedsiębiorstwa. Aby wyjść poza koncentrację na czystym rachunku ekonomicznym, najpierw trzeba jednak zrozumieć, że technologie to nie tylko bezosobowe firmy, które je wyprodukowały, ale także ludzie. Ci, którzy ich używają, oraz ci, którzy je stworzyli i są za nie odpowiedzialni. Także przed przyszłymi pokoleniami.

Krzesińska podkreślała również, że zaufanie do technologii zdobywa się dzięki umiejętności ich używania. Stąd tak ważne jest nabywanie nowych kompetencji i gotowość do ciągłego przyswajania wiedzy, bez względu na staż zawodowy. Niestety, pod względem gotowości do uczenia się przez całe życie Polska pozostaje w tyle wobec innych państw. Zdaniem prezes KPI potrzebna jest rządowa strategia w tym obszarze. Do tej pory bowiem głównymi inicjatorami kształcenia ustawicznego były u nas firmy. A to przecież zadanie przede wszystkim polityki społecznej.

Pożegnanie z Blade Runnerem

Podobnego zdania była dr Aleksandra Przegalińska z MIT, która mówiła, że zbudowanie solidnych kadr merytorycznych powinno być najważniejsze w polityce rozwoju sztucznej inteligencji. SI to wiele różnych technologii, które stają się coraz powszechniejsze. Do ich obsługi niekoniecznie trzeba być specjalistą od data science. Nowe narzędzia będą ważne dla wielu różnych grup zawodowych, dlatego trzeba jak najszybciej uczyć ludzi, jak się z nimi obchodzić.

Wszyscy wyrośliśmy na wyobrażeniach o SI mających swe źródło w filmach typu Blade Runner – mówiła filozofka. – Czas od tego odejść i przestać się martwić osobliwością, zaś skupić na ułatwianiu ludziom współpracy z cyfrowymi rozwiązaniami.

Dziś coraz częściej patrzy się na SI jak na skuteczne narzędzie uzupełniające możliwości człowieka, a nie go zastępujące, przekonywała. Przyszłość to rozwój kobotyki, czyli kooperacji robotów i ludzi.

Pieniądze to nie wszystko

Automatyzacja może wpłynąć na poprawę wydajności sektora publicznego, przekonywał dyrektor OPI PIB dr Olaf Gajl. Dzięki niej instytucje będą mogły m.in. ograniczyć problem niedoborów kadrowych, odciążyć pracowników z wykonywania powtarzalnych czynności biurowych, a także poprawić terminowość w wykonywaniu projektów.

Zarazem jednak przy wprowadzaniu sztucznej inteligencji do sektora publicznego nie wolno się ograniczać do samych oszczędności.

– Informatyzacja i tak zwykle kosztuje zbyt drogo – mówił – dlatego strategia zakładająca wyłącznie zmniejszenie kosztów nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Aby więc efektywnie wdrożyć SI w instytucjach publicznych, trzeba pamiętać o czterech kryteriach:

• kosztach, czyli opłacalności projektu,
• wartościach, czyli poprawie jakości usług oraz zadowolenia obywateli,
• doświadczeniu, czyli zapewnieniu pracownikom zadań odpowiednich do ich kompetencji,
• nadzorze, czyli łatwym monitorowaniu pracy maszyny przez człowieka.

Za największe wyzwanie związane z wprowadzaniem SI do instytucji dr Gajl uznał brak wiedzy na temat tej technologii wśród pracowników. Taka sytuacja nie jest zresztą typowa wyłącznie dla sektora publicznego. Podobne problemy ma dziś także sektor komercyjny.

Bezpańska SI?

Sztuczna inteligencja będzie niebawem czymś na kształt magicznej różdżki – narzędzia umożliwiającego spektakularne osiągnięcia w różnych obszarach naszego życia, stwierdził Krzysztof Wysocki z Oracle. Jej możliwości oraz powszechne zastosowanie powinny nas skłonić do refleksji nad tym, kto ma być jej właścicielem. Dlaczego to tak istotne? Ponieważ wiąże się z odpowiedzialnością za działanie tej technologii.

Wysocki przekonywał, że w przypadku SI kluczowe znaczenie ma pojęcie własności, które pozwoli wyraźnie wskazać podmiot odpowiedzialny za skutki funkcjonowania danego narzędzia. Twierdził, że człowiek zawsze będzie potrzebny SI – przynajmniej do tego, żeby wyznaczać jej cel.

Przeciw pomysłom nadawania autonomii sztucznej inteligencji występował też Marcin Olender z Google. Zwracał uwagę, że roboty w rodzaju popularnej Sofii to po prostu zantropomorfizowane programy komputerowe. Jesteśmy skłonni przypisywać im podmiotowe cechy tylko dlatego, że ich twórcy nadali maszynie humanoidalny kształt. Nie możemy jednak ulegać złudzeniu, że mamy do czynienia z niezależnym podmiotem. Programowi nie sposób przyznać praw autorskich, podkreślał Olender. Mogą one należeć – w zależności od przypadku – do producenta bądź programisty, ale nie do samego oprogramowania.

Przedsiębiorczość na miarę XXI wieku

Współczesna gospodarka staje się coraz mniej materialna, mówił ekspert w dziedzinie prawa własności przemysłowej dr Mariusz Kondrat. Największe przedsiębiorstwa nie opierają się dziś na fizycznych aktywach, ale na własności intelektualnej (IP, intellectual property). W ciągu ostatnich 40 lat znaczenie zasobów niematerialnych przy określaniu wartości przedsiębiorstw wyraźnie wzrosło. Niestety, w Polsce przedsiębiorcom ciągle brakuje świadomości wagi IP. Idzie z tym w parze niewielka liczba rzeczników patentowych, z których wsparcia mogliby skorzystać. Po co mieliby to robić? Własność przemysłowa daje przedsiębiorcy legalny monopol na dane rozwiązanie. Dlatego własność intelektualna jest skutecznym narzędziem rozwoju i odnosi się to nie tylko do technologii SI, wyjaśniał Kondrat.

Upowszechnianiu wiedzy na temat IP wśród przedsiębiorców służą w Polsce działania promocyjne podejmowane przez UPRP. Ich przykładem jest skierowany do małych i średnich przedsiębiorstw projekt „Własność intelektualna w Twojej firmie”. O tym, że niewielka świadomość potencjału IP nie jest jedynie polską przypadłością, przekonywał Klaus Loibner z Austriackiego Urzędu Patentowego. Jego zdaniem jest to szczególnie częste w przypadku start-upów. Loibner kładł nacisk na znaczenie działań informacyjnych i przekonywał, że projekty UPRP zainspirowały Austriaków do podjęcia podobnych działań.

Skoro zmiany technologiczne nadejdą bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie, lepiej nie chować głowy w piasek, przekonywali uczestnicy sympozjum. Nowe technologie nie staną się lepsze dzięki temu, że będziemy się ich obawiać lub je odrzucać. Możemy je naprawiać tylko poprzez aktywne włączenie się w prace nad ich kształtem. A do tego trzeba wiedzy, umiejętności poruszania się wśród konkurencji i myślenia, które sięga dalej niż krótkoterminowa wycena start-upu. To zadanie nie tylko dla czarodziejów z Doliny Krzemowej, ale dla nas wszystkich.

Serwis Sztuczna Inteligencja był patronem medialnym sympozjum.