Czy komputery, chatboty i roboty zabiorą nam pracę? Czy za 5, 10, 15 lat twoja profesja wpadnie do smutnego worka z napisem: „zbędne zawody”, a ty sam wylądujesz na bruku?

Na dobrą sprawę zawsze tak było: nowe technologie zmieniały rynek zatrudnienia, jednych pracy pozbawiając, innym dając szansę wyuczenia się nowych, dotychczas nieznanych profesji. Tyle że dziś tempo zmian jest najszybsze w historii. I nikt nie może być pewien, że w swym zawodzie przepracuje najbliższych 5 czy tym bardziej 10 lat.

Jak przygotować się na świat, który nadchodzi?

Wielkie wymieranie

„Rewolucja Umiejętności 4.0. Czy roboty potrzebują ludzi?” – to tytuł opublikowanego niedawno raportu ManpowerGroup na temat robotyzacji, automatyzacji pracy i wynikających z tego konsekwencji dla pracowników. Badanie objęło 19 tysięcy pracodawców z 44 krajów Europy, obu Ameryk, Azji, Australii i Nowej Zelandii. Byli pytani o wpływ automatyzacji na zatrudnienie.

Wymieranie niektórych zawodów widać gołym okiem. W osiedlowym spożywczaku korzystasz z kas samoobsługowych, na infolinii rozmawiasz z botami, na każdym kroku roboty wyręczają nas w prostych, powtarzalnych czynnościach. To nie dzieje się bez konsekwencji.

Jak wynika z raportu, 30 procent polskich firm przemysłowych chce powiększać swoje zespoły, a 21 procent – redukować je. Wkrótce z horyzontu znikną zawody montera, technika, spawacza, odlewacza i mechanika. Ich miejsce zajmą inżynierowie zarządzający maszynami.

Mówią, że nie chcą zwalniać

Wiele miejsc pracy, które wymagają jedynie wykształcenia zawodowego, obsadzą coraz bardziej opłacalne roboty. Przykład pierwszy z brzegu: w przemyśle samochodowym zgrzewanie blach przez maszynę kosztuje 8 dolarów za godzinę, tymczasem praca człowieka wykonującego tę czynność to w Niemczech koszt 35, a na Słowacji 20 dolarów.

74 procent polskich pracodawców zamierza w ciągu najbliższych dwóch lat utrzymać zatrudnienie na obecnym poziomie

Duży spadek zatrudnienia – o 19 procent – przewidywany jest też w administracji, zawodach biurowych i branży finansowej. Rozliczanie wydatków służbowych czy fakturowanie w najbliższym czasie zostanie zautomatyzowane. Do zagrożonych zawodów należy dopisać też między innymi kierowców ciężarówek oraz pracowników hoteli i biur podróży.
Mimo to konkluzja raportu jest optymistyczna. Choć można by sądzić, że postępująca automatyzacja życia prowadzi do świata bez pracy, deklaracje pracodawców zdają się świadczyć o czymś wręcz przeciwnym. 74 procent polskich pracodawców zamierza w ciągu najbliższych dwóch lat utrzymać zatrudnienie na dotychczasowym poziomie, a 13 procent chce je zwiększyć. O redukcji kadry myśli jedynie 7 procent. Podobna sytuacja jest w 35 z 44 badanych krajów.

„Ludzie i roboty nie wykluczają się wzajemnie” – podsumowuje Jonas Prising, prezes ManpowerGroup.

Ach, programistą być…

Dziś dla wielu pracą marzeń jest praca programisty – na rynku pożądana i dobrze płatna. 11 procent polskich firm IT oczekuje wzrostu zatrudnienia w ciągu najbliższych dwóch lat. By wykonywać ten zawód, jeszcze niedawno trzeba było ukończyć informatykę. Dziś wystarczy dowieść swych technicznych umiejętności i znać odpowiednie programy. Albo być gotowym się ich nauczyć.

„Rzadko już od kandydatów oczekiwane jest wykształcenia wyższe kierunkowe, co jeszcze parę lat temu było jednym z głównych wymogów firm. Obecnie osoby, które nie kończyły kierunków technicznych albo nie mają doświadczenia w IT, mają możliwość zdobycia nowych umiejętności na jednym z licznych na rynku kursów IT” – pisze w raporcie Sylwia Panek-Strzała, menedżer ds. rozwoju biznesu IT w Experis.

Czy w takim razie robotyczną rewolucję przetrwają tylko programiści i ścisłowcy? A co na przykład z humanistami?

Elastyczność najważniejsza

Okazuje się, że rośnie popyt nie tylko na wysoko wykwalifikowanych inżynierów, naukowców, analityków czy kadrę zarządzającą, ale także na edukatorów i twórców. Coraz cenniejsze stają się te specjalizacje, które wymagają tak zwanych kompetencji miękkich: kreatywności, myślenia analitycznego, umiejętności komunikacji, negocjacji i przywództwa, zdolności adaptacyjnych. No i tego, co zawsze było najważniejsze: chęci uczenia się.

Według autorów raportu w 2022 roku 54 procent pracowników na świecie będzie wymagało przekwalifikowania lub podniesienia kwalifikacji. 90 procent polskich pracodawców zapewnia, że chcą inwestować w rozwój podwładnych, podnosząc ich kompetencje.

– Zamiast szukać pracownika, który posiada kwalifikacje potrzebne „tu i teraz”, większy nacisk powinien być położony na pracowników, którzy będą charakteryzowali się otwartością na naukę i będą potrafili adaptować się do zmieniającej się rzeczywistości – pisze Justyna Jóźwiak, dyrektor HR z ManpowerGroup.

Jacek Santorski, psycholog biznesu: Nie „ja”, lecz „my”

Jakie kompetencje będą się liczyć w przyszłości? Trzeba ćwiczyć umiejętności społeczne: komunikacji, rozumienia grupy, umiejętności przekraczania swojego indywidualizmu. Cały nasz liberalizm wiąże się z „ja”: moja kariera, moje kompetencje, moje zdrowie. Powinniśmy, idąc za przykładem Azji, myśleć bardziej w kategorii „my”: nasz zespół, nasza współpraca, nasze projekty. Umiejętnością miękką w biznesie jest budowanie konstelacji podmiotów i sił. Niestety, jak pokazały wybory, spora część Polaków lubi hierarchię i chce, by ktoś im mówił, co jest dobre, a co złe. Tacy ludzie nie zrobią z Polski Doliny Krzemowej.

Jacek Santorski

Alvin Toffler już 20 lat temu mówił, że analfabetami nadchodzącego stulecia nie będą ci, którzy nie znają nowej wersji Excela, lecz ci, którzy nie potrafią się uczyć od nowa. Kiedy więc szukasz pracy i mówisz, że jesteś doświadczony, to źle zaczynasz. Bo prawdopodobnie skumulowałeś nawyki, które dzisiaj są przeciwskuteczne. Lepiej powiedz, że pomimo swojego doświadczenia jesteś gotowy uczyć się nowych rzeczy i oduczać starych. Ja od 20 lat się oduczam. Dlatego mam 68 lat i wciąż pełne ręce roboty.

Kluczem jest elastyczność. Pamiętajmy, że to nie największe i najsilniejsze osobniki przetrwały, tylko te, które umiały się zaadaptować do nowych warunków. Mózg człowieka jest niebywale elastyczny. Jeżeli tylko będziemy dostatecznie otwarci, będziemy się oduczali jednych rzeczy i uczyli następnych. I zawsze będziemy mieli co robić.

Oczywiście, wszyscy musimy znać angielski i mieć orientację w narzędziach IT. Uważam, że przydałby się w Polsce program społeczny polegający na uczeniu wszystkich ludzi powyżej pięćdziesiątki informatyki i angielskiego. Wnuczek powinien uczyć dziadka, taki junior mentoring.

Żyjemy w świecie niebywale kontrastowym. Są na ziemi miejsca, w których brakuje wody pitnej. Dynamika nadchodzących zmian na pewno będzie niesprawiedliwa – centra biznesu, technologii, kultury pójdą naprzód, zostawiając w tyle resztę. Kontrasty będą się pogłębiać. Daj Boże, żebyśmy wszyscy mieli taki problem: że roboty pełnią wszystkie proste funkcje, a my możemy zająć się czymś ciekawszym.

Bo jeśli wcześniej dojdzie do katastrofy ekologicznej, będziemy musieli zacząć od nauki krzesania ognia.