- Estonia coraz szerzej wdraża nowe technologie do usług sektora rządowego
- Maszyna wyda orzeczenia sądowe w sprawach o małej wartości sporu
- Czy automaty mogą być sprawiedliwe? Są nadzieje, wątpliwości i uprzedzenia
Sędzia robot będzie orzekał w sprawach o wartości poniżej 7 tysięcy euro w Estonii. Strony będą mogły się odwołać od wyroku, który zrewiduje człowiek. Pojawiły się jednak spekulacje co do sprawiedliwości tak wydawanych orzeczeń.
Wdrożenie bota-arbitra określa się mianem najambitniejszego estońskiego projektu wykorzystującego nowe technologie w sektorze publicznym. Urzędnicy mają nadzieję, że system usunie zaległości w wokandach, a sędziów i pracowników sądowych odciąży w obowiązkach.
28-letni inspektor
Estońskie Ministerstwo Sprawiedliwości oficjalnie poprosiło krajowego dyrektora ds. danych o zaprojektowanie sędziego-robota, który zajmie się zaległymi sporami sądowymi. To 28-letni doktorant Ott Velsberg, któremu w ub. roku estoński rząd powierzył uruchomienie nowego projektu – wprowadzenia sztucznej inteligencji do różnych ministerstw.
Ma usprawniać lub już usprawnia usługi w sektorze publicznym dla 1,3 miliona Estończyków. Estonia jest uznawana za najbardziej cyfrowy kraj Europy, a nawet świata. Daje to niewielkiemu państwu realne profity, mówi się o oszczędnościach na poziomie nawet 2 proc. PKB. Ott Velsberg, dyrektor ds. cyfrowych estońskiego rządu, był gościem tegorocznego Impact’19 w Krakowie.
Testowo drobnica
Projekt związany z e-sędzią jest w początkowej fazie. Ma ruszyć jeszcze w tym roku.
– SI nigdy nie zastąpi sędziego – wyjaśnia naszemu portalowi minister Viljar Peep, zastępca sekretarza generalnego Departamentu Polityki Administracyjnej Sądownictwa Estonii. – Rozszerzamy automatyzację procedur sądowych, w tym użycie SI w systemie wymiaru sprawiedliwości. Będziemy m.in. wykorzystywać SI do internetowego postępowania w sprawie drobnych roszczeń, takich jak procedura przyspieszonych nakazów zapłaty. W rezultacie praca sędziów i urzędników będzie „czytelna maszynowo”, a informacje pomiędzy poszczególnymi stronami będą wymieniane na podstawie danych, a nie dokumentów. Zmiany te dadzą nam nowe możliwości analizy informacji – dodaje Peep.
Obie strony sprawy przedstawią dokumenty i inne istotne informacje, a maszyna w oparciu o pozyskane z nich dane i SI wyda orzeczenie. Ewentualne odwołanie od niej będzie już rozpatrywał człowiek w todze.
Za, a nawet przeciw
Pomysł może się sprawdzić, bo mieszkańcy niewielkiego nadbałtyckiego kraju są już przyzwyczajeni do szerokiego i odważnego stosowania e-usług, takich jak głosowanie elektroniczne i elektroniczne rozliczanie podatków. Jednak niegroźna, ale wyraźna i zapamiętana przez Estończyków wpadka z wdrażanym od 2014 roku e-dowodem osobistym może zaważyć na zaufaniu do nowej technologii. Zwłaszcza w sektorze tak ważnym i związanym z losem człowieka, jak wymiar sprawiedliwości.
W 2017 roku system opracowany dla e-dokumentów okazał się podatny na ataki hakerskie. W teorii – bo do wycieku danych nie doszło – jednak skala zagrożenia była ogromna. Przy aktualizacji systemu niwelującego błędy obywatele nie mieli przez jakiś czas dostępu do usług e-administracji, w których ich e-dowód był kluczowym identyfikatorem. Wielu było poirytowanych.
Algorytmy owiane tajemnicą
Nie tylko Estonia wprowadza SI przed zakryte oczy Temidy, mające symbolizować bezstronność. Sądy i instytucje odwoławcze w niektórych stanach USA (Nowy Jork, Wisconsin czy Kalifornia) stosują algorytmy do określania „ryzyka” związanego z pozwanym lub oskarżonym. Wyliczają prawdopodobieństwo, z jakim dana osoba popełni kolejne przestępstwo czy też nie zgłosi się na wezwanie sądu lub instytucji penitencjarnych.
Mają one zastosowanie we wsparciu decyzji sędziów-ludzi o zwolnieniu za kaucją czy zwolnieniu warunkowym. Jednak zazwyczaj są własnością prywatnych firm, od których kupują je agencje rządowe. A więc bywają w części „zastrzeżone” tajemnicą handlową, a ich nabywcy nie do końca wiedzą, jak system wylicza wyniki. W przypadku głośnej sprawy „Wisconsin przeciwko Loomis” oskarżony został skazany na sześć lat więzienia za pięć przestępstw w strzelaninie. Wyrok uznał za zbyt wysoki, co miało być winą algorytmu.
Dla systemu ryzykowny koleś
Eric Loomis w trakcie postępowania odpowiadał na szereg pytań. Uzyskane informacje zostały wprowadzone do narzędzia oceny ryzyka, opracowanego przez prywatną firmę i wykorzystywanego przez sąd. Sędzia ogłosił surowy w opinii Loomisa wyrok, częściowo z powodu „wysokiego ryzyka wystąpienia przemocy” i „recydywy” w przyszłości. Taką opinię wystawił oskarżonemu system. Loomis odwołał się, zarzucając sądowi naruszenie konstytucyjnego prawa pozwanego do należytego procesu, ponieważ nie pozwolono mu ocenić działania algorytmu. Sąd stanowy orzekł, że wiedza o wynikach algorytmu jest wystarczającym poziomem przejrzystości, a sąd najwyższy odrzucił wniosek o kasację.
Rolnik sam w dolinie
Estonia do tej pory wdrożyła sztuczną inteligencję lub uczenie maszynowe w 13 obszarach, w których algorytm zastąpił pracowników państwowych. Jednym z nich było sprawdzanie rolników otrzymujących rządowe dotacje do upraw.
Zdjęcia satelitarne wykonane przez Europejską Agencję Kosmiczną co tydzień od maja do października są wprowadzane do algorytmów głębokiego uczenia. Obrazy są nakładane na mapę pól. Widać wtedy, czy np. siano zostało wykoszone, a zatem czy areał jest należnie subsydiowany. System w pierwszym roku działania pozwolił zaoszczędzić ponad 600 tysięcy euro – ograniczył konieczność urzędniczych wizytacji i przyspieszył ich pracę w działaniach egzekucyjnych.