Czy w dobie pandemii, kwarantanny i hasła #zostanwdomu powinny nas śledzić aplikacje? A czy, robiąc to, mogą zachować naszą anonimowość? Można to pogodzić. A do tego twórcy takiej aplikacji udostępniają ją za darmo

Część z nas pracuje w domach, dzieci nie chodzą do szkół, odwołano imprezy masowe i zamknięto granice. Nie jest to jednak najskuteczniejsza metoda walki z rozprzestrzenianiem się zakażeń – niezależnie, czy chodzi o koronawirusa, czy jakikolwiek inny patogen. Owszem, te wszystkie środki zmniejszają prawdopodobieństwo, że wirus będzie przekazywany. Ale tylko je zmniejszają. Osoby zakażone nadal mogą przecież swobodnie przemieszczać się, robić zakupy i być źródłem zakażenia dla innych.

Co jednak z epidemiologicznego punktu widzenia najistotniejsze, taki środek kontroli zdrowia populacji można znieść, dopiero gdy znacząco spada liczba zakażeń (co w Chinach trwało sześć tygodni od dnia wprowadzenia całkowitego zakazu poruszania się). Nie ma jednak gwarancji, że po zniesieniu ograniczeń liczba przypadków znów nie zacznie rosnąć – udaną walkę z chorobą zakaźną umożliwia dopiero skuteczny i dostępny lek lub szczepionka oraz zaszczepienie odpowiednio dużej liczby ludzi.

Izolacja dzięki łączności

Jest jeden sposób, który daje pewność kontroli nad epidemią. To kwarantanna, czyli izolowanie osób zakażonych i takich, które mogły mieć z nimi kontakt (patrz ramka na końcu tekstu) – ale muszą być to kroki podjęte szybko i na tyle skuteczne, by móc objąć jak największą liczbę przypadków (idealnie zaś – wszystkie). Tak zrobiły Singapur i Tajwan, które odrobiły lekcje z epidemii SARS w 2003 i MERS w 2012 roku. Podczas obecnej pandemii koronawirusa SARS-CoV-2 kraje te mają niezwykle małą liczbę zakażeń mimo znacznie liczniejszych kontaktów z kontynentalnymi Chinami (pierwszym epicentrum choroby) niż Europa.

Izolować chorych jest stosunkowo łatwo – można to egzekwować, nakładając kary, monitorując przestrzeganie kwarantanny przez służby czy za pomocą środków elektronicznego dozoru – nawet polskie władze uruchomiły właśnie aplikację na smartfona, dzięki której kontrolowanie przymusowego pobytu w domu odciąży policję.

Ale żeby móc chorych izolować, trzeba najpierw ich zidentyfikować i odnaleźć. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić? Tu mobilizacja służb jest bezcenna – można mierzyć temperaturę przechodniom na ulicach i rozdawać naklejki, jeśli nie mają gorączki, a umożliwiać przemieszczanie się tylko na podstawie posiadania kilku naklejek z dnia ubiegłego, co przyjęto w Wietnamie.

Można też wykorzystać do tego celu technologię i smartfony, co zrobiono i w Chinach, i w Singapurze. Współczesne telefony są przecież kopalnią danych, bo na bieżąco rejestrują nasze lokalizacje.

Stworzenie systemu, który będzie zbierał dane o pozycji użytkowników i sygnalizował niebezpieczeństwo czy potrzebę kwarantanny, jest stosunkowo proste. Dane o lokalizacji z łatwością pozwoliłyby ustalić, że nasza droga przecięła się z kimś, kto później okazał się chory. System mógłby wtedy wysłać nam ostrzeżenie (lub zalecenie kwarantanny).

Sęk w tym, że to, co było możliwe w niedemokratycznych Chinach – czyli zbieranie dokładnych danych o lokalizacji obywateli – nawet w czasach zagrożenia budzi niechęć w demokratycznych krajach, a wprowadzenie takiego rozwiązania zapewne napotkałoby protesty. Łatwiej godzimy się na ograniczenia wolności z powodu epidemii, stały nadzór uważamy już za przekroczenie granic prywatności. Trudno stwierdzić, czy słusznie, bo i trudno ocenić, czy ważniejsze jest zdrowie, czy prywatność.

Śmiertelne zmęczenie ograniczeniami

Dodatkowym problemem jest to, że w miarę upływu czasu rośnie zniechęcenie izolacją w domu i opór wobec takich administracyjnych metod, zatem ich skuteczność spada. Ludzie po prostu wychodzą z domów. We Włoszech, które 11 dni temu wprowadziły zakaz poruszania się bez ważnego powodu (do pracy, na zakupy lub do szpitala), jak wynika z policyjnych statystyk, zakaz zignorowała co 20. skontrolowana osoba. Codziennie z tego powodu nakładanych jest kilkaset mandatów. We wtorek 10 marca włoski rząd zaostrzył przepisy – a za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna za stwarzanie zagrożenia epidemiologicznego, za co grozi od 3 do 12 lat więzienia.

Jak donosi Wyborcza.pl za tygodnikiem „L’Espresso”, zachowania Włochów obnażyły smartfony. Twórcy aplikacji ostrzegającej przed trzęsieniem ziemi, którą zainstalowało 40 tys. osób w tym kraju, postanowili prześledzić dane dotyczące lokalizacji użytkowników. Na anonimowy udział w badaniu zgodziła się niemal połowa z nich.

Stworzenie systemu, który będzie zbierał dane o pozycji użytkowników i sygnalizował niebezpieczeństwo czy potrzebę kwarantanny, technicznie jest proste. Problemem jest akceptacja społeczna

Przed wprowadzeniem obostrzeń domu nie opuszczało średnio 29 proc. Włochów dziennie (to liczba zaskakująco wysoka, ale należy pamiętać, że co czwarty Włoch ma 65 lat lub więcej). Po wprowadzeniu zakazu liczba ta wzrosła mniej więcej o połowę, do 43 proc., przy czym w najbardziej zagrożonych epidemią regionach nawet do 50 proc. – jednak systematycznie spadała i już w niedzielę 15 marca po wprowadzeniu wtorkowych obostrzeń pozostających w domach było znacznie mniej, bo 38 proc. Widać było też, że od wtorku spada liczba pokonywanych przez Włochów kilometrów, z 14 do 6. Jednak już niespełna tydzień po wprowadzeniu przepisów, w poniedziałek 16 marca, znów wzrosła, średnio do 9 km dziennie.

Mimo wszystko według współtwórcy wspomnianej aplikacji Francesco Finazziego „wstępne wyniki pokazują, że populacja przystosowała się do rządowych zaleceń, redukując znacznie przemieszczanie się i zostając w domach”. Jednak liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa we Włoszech (3405) przekroczyła w czwartek 19 marca liczbę zmarłych na COVID-19 w Chinach.

Zostać anonimem

A więc: bezpieczeństwo czy prywatność? Ten dylemat można rozwiązać. Dane ze smartfonów nie muszą być zbierane do centralnej bazy danych zarządzanej przez państwo. Smartfony mogą przesyłać informacje między sobą, a dane mogą być zaszyfrowane.

To rozwiązanie zaproponowane przez zespół Ramesha Raskara z Laboratorium Mediów amerykańskiego Massachusetts Institute of Technology. Opracowana przez nich aplikacja pozwala użytkownikom zobaczyć, czy mieli kontakt z osobą zakażoną koronawirusem, bez ujawniania jej personaliów (mogą wtedy udać się do lekarza lub wykonać testy). Z kolei osoba zakażona może anonimowo udostępnić informacje o tym, że jest chora, co automatycznie udostępniałoby historię jej lokalizacji osobom, które przebywały w tych samych miejscach. Innymi słowy, użytkownicy otrzymywaliby tylko zaszyfrowane dane o lokalizacjach, które były potencjalnie ryzykowne wtedy, gdy sami w nich przebywali. To wszystko – i aż tyle.

Czy taki system by zadziałał? Oczywiście tylko wtedy, jeśli używałoby go wystarczająco wiele osób – autorzy tego nie sugerują, ale administracyjne wprowadzenia nakazu używania takiej aplikacji objęłoby nadzorem epidemiologicznym wszystkich posiadaczy smartfonów, czyli w dzisiejszych czasach większość populacji.

Kod aplikacji SafePaths na smartfony z Androidem i iOS został udostępniony przez autorów na stronie uczelni. Na tej samej stronie zespół publikuje white paper (wstępny dokument) zatytułowany „Apps Gone Rogue. Maintaining Privacy in An Epidemic” („Dzikie aplikacje. Jak utrzymać prywatność w czasach epidemii”), w którym argumentują na rzecz śledzenia kontaktów za pomocą technologii. Dyskutują o różnych rozwiązaniach technicznych, jakie są za i przeciw ich stosowania, przedstawiają także swoje – i zapraszają do dyskusji nad dokumentem.

„Nasza zdolność do śledzenia kontaktów pojedynczych osób zdiagnozowanych na obecność patogenu oraz powiadamiania o tym osób, które mógłby być na kontakt narażone, nigdy nie była większa niż dotychczas. Istnieją jednak niebezpieczeństwa z tym związane i rozwiązania należy projektować z ostrożnością, która pozwoli zapobiec inwigilacji i masowym nadużyciom”, konkludują badacze.

Liczby pandemii

Według strony Worldometer (dane z piątku 20 marca, godz. 10.45) na świecie odnotowano 246 881 przypadków potwierdzonych zakażeń koronawiusem SARS-Cov-2 i 10 064 zgony, wyleczonych zostało 88 510 osób.

W Polsce według dzisiejszych danych Ministerstwa Zdrowia potwierdzono 367 zakażeń i odnotowano 5 śmierci. Nasz kraj jest w czołówce krajów o najmniejszej liczbie przypadków na milion mieszkańców (dla porównania, we Włoszech wskaźnik wyniósł 591).

Dane te odbiegają od oficjalnie podawanych przez Światową Organizację Zdrowia WHO na stronie Coronavirus disease (COVID-2019) situation reports, gdzie publikowane są codzienne raporty z ubiegłego dnia (strona Worldometer aktualizuje dane na bieżąco). Piątkowy raport WHO (PDF) podawał odpowiednio 209 839 chorych i 8778 zgonów na świecie, w Polsce 287 chorych i 5 przypadków śmiertelnych.

Czwartek 19 marca był pierwszym dniem, kiedy nie odnotowano żadnego nowego przypadku zakażeń mającego źródło w epicentrum pandemii, chińskim mieście Wuhan (odnotowano je tylko u 34 osób przybyłych do Chin z zagranicy).

Wszystkie statystyki (poza liczbami dotyczącymi zgonów) można jednak uważać za przybliżone. Poszczególne kraje różnią się polityką przeprowadzania testów: niektóre oferują je wszystkim chętnym, niektóre tylko osobom z objawami infekcji, jeszcze inne badają tylko pacjentów zgłaszających się z objawami choroby COVID-19 do szpitali. Dodatkowo liczby nie uwzględniają nosicieli bezobjawowych, czyli osób zakażonych wirusem, które jednak nie mają żadnych dolegliwości.

Kwarantanna. Fakty

Kwarantanna to przymusowe czasowe odosobnienie ludzi, zwierząt, roślin lub towarów, co do których istnieje podejrzenie, że mogą być roznosicielami chorób zakaźnych. Stosuje się ją w celu zapobieżenia rozprzestrzeniania się zakażeń. Jej nazwa pochodzi z włoskiego quarantèna (obecnie quarantina), czyli „czterdziestka” i pierwotnie oznaczała okres 40 dni, przez który przybywające statki cumowały w oddaleniu od portów, by zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii dżumy w XVI-wiecznych Włoszech.

Przy podejrzeniu zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 zaleca się 14-dniowy okres kwarantanny. Jeśli po tym czasie osoba poddana odosobnieniu nie przejawia żadnych objawów, uważa się, że jest zdrowa i nie stanowi zagrożenia. Z analiz przypadków w chińskiej prowincji Hubei wynika, że wirus w organizmie zakażonej osoby namnaża się średnio przez 9 dni przed pojawieniem się objawów choroby.

raportu Ministerstwa Zdrowia z 19 marca wynika, że kwarantanną w Polsce objęto niemal 28 440 osób. Liczba osób zgłoszonych do kwarantanny po powrocie do kraju przekroczyła zaś 48 tysięcy. Nadzorem epidemiologicznym objęto ponad 48 tysięcy osób.

Żeby kwarantanna była skuteczna, nie wolno opuszczać mieszkania (lub innego miejsca odosobnienia) nawet na chwilę (tym bardziej wypuszczać się po zakupy, nawet jeśli sklep jest w tym samym budynku). Zaopatrzenie powinien nam ktoś dostarczyć i zostawić pod drzwiami. Wizyty, nawet na chwilę, są zakazane (inaczej odwiedzający nas również będą musieli poddać się kwarantannie). Za złamanie reguł, czyli opuszczenie mieszkania lub innego miejsca pobytu czy przyjmowanie gości, sanepid może nałożyć karę 30 tysięcy złotych grzywny (poinformował o tym w piątek 20 marca premier Mateusz Morawiecki, wcześniej ta kwota wynosiła 5 tysięcy). Poddanych kwarantannie kontroluje policja.

Polskie władze uruchomiły aplikację Kwarantanna domowa dostępną TUTAJ