Gdy technologia dynamicznie się rozwija, ma coraz częstsze aktualizacje. A u człowieka te aktualizacje są rzadkie. Albo ich w ogóle nie ma – mówi Zofia Dzik w rozmowie z Maciejem Chojnowskim

Maciej Chojnowski: Flora Michaels w książce „Monoculture” przekonuje, że każda epoka ma swoją nadrzędną narrację. W naszej to narracja ekonomiczna. Nie dotyczy ona tylko gospodarki czy pracy, ale także relacji rodzinnych, społecznych czy stosunku do natury. Z badań przeprowadzonych przez pani Instytut wynika, że w przypadku 63 proc. pracowników w Polsce równowaga między życiem rodzinnym a zawodowym jest zaburzona, zaś 17 proc. uważa ją za wręcz toksyczną. Czy do świata zdominowanego przez wydajność można w ogóle wprowadzić jakieś inne wartości?

Zofia Dzik*: Wierzę, że jeżeli w danej epoce następuje nadmierne wychylenie w którąś stronę, to otoczenie w pewnym momencie to dostrzega i stawia temu opór. W naszej epoce faktycznie bardzo duży nacisk położyliśmy na efektywność. Początkowo dotyczyło to tylko biznesu, produkcji. Natomiast w ostatnich dekadach pojęcie to przeniknęło także do prywatnego świata, co ma negatywne skutki społeczne.

Nawet w rodzinie zaczęliśmy mierzyć relacje pod kątem efektywności, a nie na przykład wolno płynącego czasu. A przecież antropologia mówi, że by zbudować bliskość między ludźmi, potrzebny jest niespiesznie płynący czas. My jednak mamy dziś poczucie, że jeżeli weekend nie jest perfekcyjnie zaplanowany, to jest stracony. Oczywiście nic w tym złego, że sobie organizujemy zajęcia czy wypoczynek. Ale często ostatecznie brakuje nam chwili na głębszą rozmowę, refleksję, przytulenie się. Słowem: na osadzenie się w tu i teraz.

Pojęcie efektywności, które przeniknęło do sfery społecznej, powoduje, że człowiek jest cały czas stymulowany bodźcami. Technologia dynamicznie się rozwija i ma coraz częstsze aktualizacje. A u człowieka te aktualizacje są rzadkie albo ich w ogóle nie ma. Stąd też to coraz częstsze poczucie wypalenia, chłodu w relacjach międzyludzkich. W tym pośpiechu zbudowaliśmy gospodarkę, która jest oparta na transakcyjności; do niej sprowadziliśmy wszystkie relacje gospodarcze i społeczne. Biznes zaczyna to dostrzegać i pojawia się coraz więcej głosów, by na nowo przejść od modelu transakcyjnego do relacyjnego.

Skąd ta zmiana perspektywy?

Choćby przez zaobserwowany spadek zaangażowania i motywacji wśród pracowników. Pojawiły się pytania, dlaczego tak się dzieje, skoro biura są coraz bardziej kolorowe, w kuchni leżą świeże owoce itd. Dlaczego mimo to ludzie nie są do końca zadowoleni?

To ważne, by się nie bać technologii, ale też nie zapominać, że ona ma wspierać człowieka w rozwoju, a nie redukować go do roli bezmyślnego konsumenta nowinek

Znajdujemy się w bardzo ciekawym punkcie, który może być początkiem drogi do budowania nowego spojrzenia na ekonomię. Chcę wierzyć, że powrócimy do fundamentów tego, czym jest człowiek. Praca i życie prywatne są systemem naczyń połączonych. Instytut Gallupa od lat pokazuje bardzo silną korelację pomiędzy ogólną szczęśliwością w życiu ludzi a ich wydajnością i zaangażowaniem.

Czy te informacje przekonują liderów biznesu?

Bardzo powoli. Moim zdaniem z dwóch względów. Po pierwsze, dlatego, że tempo zmian jest zawrotne. Cała perspektywa planowania, rozliczania wyników skróciła się dziś w zasadzie do kwartału. Kiedyś rok pracowało się nad strategią na kolejne pięć, dziesięć lat. Teraz ciężko spotkać organizację, która funkcjonowałaby w taki sposób. Dziś rzeczywistość jest bardzo złożona. Wszystko jest płynne. Strategie są co najwyżej ramowe, bo musi być przestrzeń na szybkie reagowanie.

Mamy więc zderzenie zawrotnej teraźniejszości z niezbędną człowiekowi perspektywą długoterminową. Ale by dokonać zmian w kulturze zarządzania i filozofii pracy z ludźmi, nie wystarczy jeden kwartał. Tutaj potrzeba liderów, którzy mają odwagę przyjąć horyzont długoterminowy.

Zofia Dzik

Drugi problem wynika z mentalności obecnych liderów biznesu, którzy pochodzą z pokolenia X, czyli generacji przyzwyczajonej do całkowitego podporządkowania swojego życia pracy. Ukułam kilka lat temu termin „tunelowego rozwoju”: biegniemy w tunelu i nie widzimy świata wokoło. Koncentrujemy się głównie na rozwoju umysłowym oraz zawodowym, często w ogóle nie dostrzegając pozostałych sfer i powiązań społecznych. Nasza perspektywa jest bardzo zawężona, a jednocześnie nie mamy przestrzeni na refleksję. Często wręcz bezrefleksyjnie odrzucamy opinie ludzi, którzy nie pasują do naszej „tunelowej” wizji.

Żeby przejść od biznesu transakcyjnego do relacyjnego, potrzeba umiejętności spojrzenia na pracownika szerzej, jak na człowieka. A bardzo trudno dostrzec w pracowniku człowieka, jeżeli nie widzi się go w samym sobie.

Obecny model kapitalizmu utrudnia patrzenie na człowieka jak na istotę nie tylko pracującą, ale żyjącą też w innych kontekstach. W wyniku rozwoju robotyzacji i sztucznej inteligencji znaczna część zadań, które do tej pory wykonywał człowiek, zostanie zautomatyzowana – oczywiście z korzyścią dla efektywności.

Efektywność i zysk nie są niczym złym. Rzecz w tym, żeby nie postrzegać ich jako jedynego celu do maksymalizacji. Zysk jest wpisany w definicję biznesu. Ten dobrze prosperujący tworzy na przykład miejsca pracy, daje przestrzeń do rozwoju. Przynajmniej tak było do tej pory. Jesienią 2019 roku American Round Table zweryfikował spojrzenie na cele biznesowe i poszerzył listę interesariuszy biznesu poza akcjonariuszy, dodając do niej klientów i pracowników. To może dziwić, że coś pozornie tak oczywistego musiało tyle czekać na oficjalne potwierdzenie ze strony liderów biznesu. Miejmy nadzieję, że za tymi deklaracjami pójdą również konkretne decyzje.

Likwidowanie miejsc pracy to niejedyny problem. Zanika też klasa średnia, która do tej pory była motorem gospodarki. Możemy jeszcze zmienić kierunek tej globalnej maszynerii, czy to już perpetuum mobile, które – gdy raz zaczęło działać – będzie dalej ślepo brnąć naprzód?

W jakimś stopniu to jest perpetuum mobile. Poziom inwestycji, rozwój automatyzacji, sztucznej inteligencji z roku na rok lawinowo rosną, a cały postęp technologiczny zachodzi według krzywej wykładniczej. Przeszliśmy od fazy badań i prototypowania do fazy skalowania i masowego zastosowania nowych technologii. Oznacza to, że w najbliższych latach w wielu sektorach gospodarki będziemy obserwowali skutki coraz bardziej masowych wdrożeń rozwiązań automatyzujących czy związanych z uczeniem maszynowym. Na marginesie warto powiedzieć, że to, czym się do tej pory bardzo chwalimy w Polsce, czyli bycie centrum usług outsourcingowych, może być dla nas największym ryzykiem. Te centra charakteryzują się bardzo silnie scentralizowanymi i wystandaryzowanymi procesami. A nic prostszego od zastosowania automatycznych technologii właśnie w tego typu obszarach.

Czy nadzieje, że problem się jednak jakoś rozwiąże, są złudne?

Gdybym nie wierzyła, że mamy szansę, pewnie nie założyłabym Instytutu Humanites, którego nadrzędnym celem jest bardziej świadomy człowiek, łączenie człowieczeństwa i technologii oraz pokazywanie, że człowiek to istota wielowymiarowa – coś więcej niż rozum i konsumpcja. Instytut szuka dźwigni zmiany społecznej, dlatego tak dużą wagę przywiązujemy do jakości przywództwa. Wierzę, że kompetencje liderów, których spotykamy w różnych obszarach życia i pracy, przekładają się ostatecznie na jakość funkcjonowania całego społeczeństwa. Tego właśnie dotyczy stworzony przeze mnie Model Spójnego Przywództwa. Instytut Humanites to również nowy paradygmat myślenia o zmianie społecznej. Pokazujemy, że ważne jest szerokie myślenie o całym ekosystemie społecznym, w którym rodzi się i dojrzewa człowiek: rodzinie, środowisku pracy, edukacji oraz kulturze i mediach.

Dziś mamy ekonomię odhumanizowaną. Zapomnieliśmy, po co to wszystko robimy. A po co nam postęp, jeżeli co trzecia osoba w Europie doświadcza depresji

Wszystkie one mają wpływ na to, w jakim stopniu jednostka rozwija swój potencjał oraz zdolność do samodzielnego myślenia, zdrowego sceptycyzmu. To ważne, by się nie bać technologii, ale też nie zapominać, że ona ma wspierać człowieka w rozwoju, a nie redukować go do roli bezmyślnego konsumenta nowinek. Wierzę, że takich organizacji jak nasza będzie coraz więcej.

Czy wystarczy im sił, by przeciwdziałać tym negatywnym zjawiskom?

Ogromnym zagrożeniem jest to, że do zwolnień może dochodzić w skali coraz bardziej masowej. Raporty McKinseya prognozują, że do 2026 roku pracę może stracić nawet 400 mln osób na świecie. Część z nich może ją stracić trwale, mając przy tym bardzo ograniczone możliwości tak zwanego reskillingu, czyli nabywania nowych umiejętności. Rola reskillingu będzie bardzo ważna, ale niestety części społeczeństwa może być bardzo trudno dostosować się do nowych wymagań rynku pracy i uzupełnić kompetencje.

Może pojawi się zapotrzebowanie na kompetencje interpersonalne?

Rzeczywiście tak mówią scenariusze kompetencji przyszłości biorące pod uwagę demografię i starzejące się społeczeństwo. Sprowadzenie biznesu i relacji międzyludzkich do transakcji bardzo zubożyło współczesnego człowieka pod względem rozwoju emocjonalnego. Mówi się dziś, że jedną z najbardziej oczekiwanych kompetencji w nowej gospodarce będzie inteligencja emocjonalna.

Dwa lata temu podczas forum w Davos wymieniano ją jako jedną z dziesięciu najważniejszych kompetencji przyszłości. Pozostaje pytanie, na ile twórcy nowych technologii zrozumieją, że trzeba uwzględnić w nich człowieka. Nie jestem tutaj zbytnią optymistką. To będą wyjątki, które mają w sobie większy pierwiastek humanizmu. Myślę, że bardzo wzrośnie też rola organizacji pozarządowych i że wiele będzie zależało od odwagi liderów biznesowych – i łączenia ich sił. Dzisiejsze korporacje są często dużo silniejsze niż państwa, więc pozostaje pytanie, w jakim stopniu ich liderzy będą zwracać na to uwagę i tworzyć dla swoich pracowników przestrzeń rozwoju innego niż tylko zawodowy i umysłowy.

Ale widzę światełko w tunelu. W Stanach słychać głosy osób, które odgrywały istotną rolę w wiodących firmach technologicznych typu Google czy Amazon, a teraz zwracają uwagę na to, dokąd zmierzamy jako ludzie. Nie bójmy się pytań o to, jak daleko chcemy ingerować w wolność człowieka czy jak tworzyć środowisko, które rzeczywiście go rozwija, a nie zniewala.

Rok temu na spotkaniu poświęconym forum w Davos jeden z prezesów przejęzyczył się i myśląc o technologicznej powiedział, że czeka nas rewolucja październikowa. To przejęzyczenie może być w jakimś stopniu prorocze, dlatego wierzę, że działalność takich organizacji jak moja, łączenie sił czy szukanie międzynarodowych sojuszy to wszystko próby przeciwdziałania scenariuszowi rewolucyjnemu. Uważam jednak, że jest on niestety prawdopodobny, jeżeli zwolnienia będą gwałtowne i masowe.

Część osób i rządów sądzi, że negatywny efekt bezrobocia można zminimalizować przez wprowadzenie dochodu podstawowego.

Dotychczas przeprowadzane testy nie skłaniają do optymizmu. Przypominają nam, że człowiek to jednak coś więcej, że praca jest też przestrzenią sensu. Dla człowieka jako istoty wyższego rzędu poczucie sensu życia jest kluczowe. Viktor Frankl, którego niezwykle cenię, już ponad pół wieku temu mówił, że XXI wiek będzie wiekiem pustki egzystencjonalnej, czyli tęsknoty za poczuciem sensu. To pokazuje, że człowiek to nie tylko pieniądze.

W Humanites chciałabym właśnie przywracać te fundamenty człowieczeństwa, by człowiek na nowo się zintegrował. Bo dziś mamy ekonomię odhumanizowaną. Zapomnieliśmy, po co to wszystko robimy. A po co nam postęp, jeżeli co trzecia osoba w Europie doświadcza depresji?

Paradoksalnie lekarstwa, które znajdujemy na te bolączki, są często wzięte z obszaru technologii. Z jednej strony jesteśmy coraz bardziej samotni, z drugiej – rozwiązania nam oferowane są zupełnie nie z tej płaszczyzny, która jest dotknięta nieszczęściem. To coś, co znowu można skomercjalizować i sprzedać.

Absolutnie. Dlatego to będzie bardzo ciekawa era. Czwarta rewolucja technologiczna znacznie różni się od poprzednich. Tamte wyręczały człowieka w pracy fizycznej, ta bardzo mocno wkracza w przestrzeń do tej pory zarezerwowaną dla człowieka, związaną z kreacją, myśleniem, które stanowiły dotychczas o przewadze człowieka nad technologią. Jednocześnie technologia zaczyna wnikać w istotę człowieka, łącząc się z mózgiem, zmysłami, ingerując w naszą naturę i prokreację.

Pokus jest dużo. Wspomniałam, jak wiele osób czuje się nieszczęśliwych. A jeżeli czujemy się nieszczęśliwi, to uciekamy w inną przestrzeń, która nam złagodzi ból samotności, niepowodzeń, przestymulowania. W efekcie rośnie spożycie środków psychotropowych, używek, narkotyków. Czytałam artykuły na temat rozwiązań, które pozwalają stymulować określony płat mózgu. To się nie różni właściwie niczym od palenia „trawki”, a jest przedstawiane jako fantastyczne rozwiązanie. Przekonuje się, że to zmieni statystyki dotyczące samobójstw, bo ci ludzie będą szczęśliwi. Ale oni nie będą szczęśliwi własnym życiem, będą swego rodzaju marionetkami. Po prostu staną się jeszcze bardziej podatni na sterowanie z zewnątrz. W jakimś stopniu mamy dziś już tego namiastkę. Wystarczy przyjrzeć się wpływowi mediów społecznościowych czy kompulsywnym zakupom.

To pokazuje skalę wyzwań, ale też ogromną potrzebę powrotu do fundamentalnych pytań dotyczących etyki i tego, gdzie powinna być granica technologii. Niestety, nie widzę, żeby wielcy tego świata wspólnie nad tym myśleli.

Kiedyś modna była teoria black swan, czarnego łabędzia. Mówi ona, że wraz z rozwojem nowej technologii może nas czekać coś – taki czarny łabędź właśnie – czego w ogóle się nie spodziewamy. To efekt uboczny zabawy w Stwórcę.

W ekonomii istnieje pojęcie kosztów zewnętrznych. Branża paliwowa na przykład wydobywa ropę kosztem zanieczyszczenia środowiska. W przypadku nowoczesnych technologii można również wskazać takie koszty. To choćby zużycie energii: maszyny do uczenia głębokiego są bardzo energochłonne. Czy wiedząc o tym, jak wygląda przeciwdziałanie zagrożeniom klimatycznym, możemy mieć nadzieję, że znajdą się na świecie gremia, które ukierunkują rozwój nowoczesnych technologii tak, by koszty zewnętrzne ponoszone przez resztę świata były jak najmniejsze?

Na pewno będą tutaj dwa nurty. Pierwszy to ten, w którym biznes dokonuje zmian mających pozytywny wpływ ekologiczny ze względów oportunistycznych – bo po prostu kończy się jakiś zasób i muszą coś z tym zrobić. I drugi, w którym jednak będą powstawały rozwiązania bardziej systemowe. Tutaj widzimy w ostatnim roku wzrost znaczenia polityki i regulacji ESG (Environmental Social Governance).

Czwarta rewolucja technologiczna znacznie różni się od poprzednich. Tamte wyręczały człowieka w pracy fizycznej, ta bardzo mocno wkracza w przestrzeń do tej pory zarezerwowaną dla człowieka, związaną z kreacją, myśleniem, które stanowiły dotychczas o przewadze człowieka nad technologią

Pozostaje pytanie, jak często tym rozwiązaniom będzie towarzyszyła dalsza perspektywa. Bo sami twórcy nie zawsze wiedzą, do czego ktoś inny wykorzysta ich rozwiązanie. W ogóle za mało jest analiz długoterminowego wpływu danej innowacji technologicznej. Dla przykładu, dziś świat coraz szybciej przestawia się na samochody elektryczne. Lobby na rzecz elektromobilności rośnie w siłę. Dlatego do opinii publicznej z trudem przenikają dziś analizy, które mówią o negatywnym wpływie na środowisko braku rozwiązań w zakresie utylizacji baterii czy kwestii dostępu do rzadkich zasobów naturalnych jak kobalt.

Znowu wracamy do zderzenia etyki i chciwości oraz swego rodzaju wyścigu. Patrząc na międzynarodowych liderów nie jestem nastrojona zbyt optymistycznie. Bo im bardziej człowiek czuje zagrożenie, tym staje się bardziej podatny na populizm i liderów żerujących na lęku ludzi. A jak wiemy, tymi, którzy bazują na populizmie, często kieruje nie troska o człowieka, tylko pragnienie władzy.

Szefowie amerykańskich big techów podobno niezbyt chętnie dają swoim dzieciom cyfrowe zabawki, uważając, że to nie służy ich rozwojowi i uzależnia. W jaki sposób dawkować dzieciom technologie, żeby z jednej strony uniknąć wykluczenia cyfrowego, a z drugiej nie doprowadzić do uzależnienia? Jest trzecia droga?

Znowu: wszystko sprowadza się do świadomego życia. Badania, które widziałam ostatnio, pokazują, że rodzice spędzają w przestrzeni wirtualnej niekiedy nawet więcej czasu niż ich dzieci. Jeżeli więc my jako dorośli sami nie będziemy nośnikiem określonych wzorców, to nie przekażemy ich także młodemu pokoleniu. A dorośli mają tendencję raczej do pouczania niż uczenia się.

Oczywiście, wiara w to, że nasze pojedyncze decyzje mają na cokolwiek wpływ, może być złudna. Ale ja chcę wierzyć, że jednak płynąc w tym nurcie możemy przynajmniej od czasu do czasu chwytać się jakiegoś brzegu albo zawinąć do przystani i zastanowić się, czy to jest miejsce, w którym chcemy być. Żeby nie tylko bezmyślnie płynąć. I wierzę, że kluczem jest między innymi rozwijanie w dorosłych umiejętności, dzięki którym będą na nowo uczyć się rozmawiać z drugim człowiekiem.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, by moim dzieciom zabronić grać w gry komputerowe, ale interesuje mnie, w co one grają. Próbuję nawet sama grać z moim nastoletnim synem. Co prawda pogarszam mu rankingi w World of Tanks, ale mam wrażenie, że nawet jak w nich spada, to z drugiej strony coś zyskuje i jednak jest zadowolony, że zainteresowałam się tym, w co gra.

Mamy też w domu wiele rytuałów. Na przykład codziennie wszyscy razem jemy śniadanie pomimo różnic w grafiku zajęć. Mamy też rytuał żegnania, witania się oraz wspólnego dziękowania za miniony dzień. To ważny element, o którym często zapominamy: bliskość, wdzięczność, zatrzymanie, refleksja. Nawet jeżeli to są małe elementy, to wierzę, że dobrze stworzone fundamenty są tym, co może nas w dzisiejszym świecie ocalić.


*Zofia Dzikinnowator, inwestor, przedsiębiorca, doświadczony C-Level menadżer, pionier rynku fintech w obszarze direct w CEE, fundator Instytutu Humanites – think&Do tank w zakresie rozwoju Spójnego Przywództwa™ i kapitału społecznego, łączący tematykę człowieka i technologii, autorka Modelu „Wioski” Ekosystemu Społecznego oraz Modelu Spójnego Przywództwa™, wykładowca, mentor, juror, założyciel Akademii Przywództwa Liderów Oświaty; inicjator Ruchu Społecznego Dwie Godziny dla Rodziny na rzecz zbliżania ludzi i przeciwdziałania samotności (udział pracodawców z 15 krajów). Członek rad nadzorczych spółek giełdowych (obecnie: BRW S.A., CCC S.A., PKP CARGO S.A. i Rubber Sanok S.A.) oraz członek Rady Ekspertów Forum Rad Nadzorczych przy GPW. Żona, matka trzech synów, lubiąca wędrówki przez pustkowia.