Gdy zaczniesz decydować, kto co może powiedzieć, to kto będzie arbitrem, sędzią? – zastanawia się guru cybertechnologii

Jak zwalczać hejt w internecie? Z początkiem roku weszły w Niemczech w życie przepisy nakładające na portale społecznościowe mające więcej niż 2 mln użytkowników obowiązek kasowania postów, które nawołują do nienawiści. Prawo dotyczy Instagrama, Twittera, Facebooka, Snapchata, Google+ i YouTube’a.

Media te muszą na bieżąco badać wpisy zgłoszone jako mowa nienawiści i usuwać wszystko, co pachnie groźbą, oszczerstwem, szczuciem bądź naruszaniem dobrego imienia innych osób w ciągu 24 godzin od chwili zgłoszenia. Jeśli sprawa jest bardziej skomplikowana, muszą to uczynić w ciągu tygodnia. Jeżeli tego nie zrobią, narażą się na karę grzywny wynoszącą do 50 mln euro.

– Facebook i media społecznościowe to symptom. Problemem jest nienawiść. Problemem jest choroba. Praca nad symptomami tego problemu nie rozwiąże – stwierdził Joe Schoendorf, ikona branży zaawansowanych technologii, jeden z gości krakowskiego kongresu technologicznego Impact’19 (21-22 maja). – W tym przypadku symptomy to media społecznościowe. Nie można ich rewolucyjnie ograniczać.

Przerzucenie odpowiedzialności

Wątpliwości Schoendorfa budzi krótki czas na analizę wpisów, wysokie kary oraz, co najważniejsze, przesunięcie odpowiedzialności za rozprzestrzenianie się mowy nienawiści na prywatne firmy. Mają one teraz odgrywać rolę sędziego, który ocenia, co jest, a co nie jest mową nienawiści.

Joe Schoendorf

Schoendorf, choć praktycznie non stop przebywa w podróży, mieszka w USA, gdzie wolność słowa to jedno z podstawowych obywatelskich praw. Krytykując restrykcyjne podejście do wolności słowa w internecie, posługuje się sentencją XVIII-wiecznego Patricka Henry’ego, jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, dwukrotnego gubernatora stanu Wirginia: „Mogę nie zgadzać się z tym, co mówisz, ale będę do śmierci bronić twojego prawa, by to powiedzieć”.

– Trzeba o tym pamiętać. Bo gdy zaczniesz regulować, kto co może powiedzieć, to kto będzie arbitrem, sędzią? – pytał Amerykanin, który od czasu zamachów terrorystycznych w Paryżu (2015) i Christchurch (2018) współpracuje z rządami Francji oraz Nowej Zelandii w powstrzymywaniu hejtu w sieci.

Zawsze będą konsekwencje

Pozbawienie ludzi możliwości swobodnej wypowiedzi to żadne rozwiązanie, bo w miejsce jednej platformy wymiany poglądów pojawi się inna – argumentował Schoendorf, określając to zjawisko mianem prawa nieprzewidzianych konsekwencji. Poza tym powiązanie istnienia mowy nienawiści z wszechobecnymi mediami społecznościowymi, a tym bardziej oskarżanie ich o przyczynienie się do rozwoju terroru na świecie, jest zbyt daleko idące.

– Czy gdybyśmy nie mieli takich portali społecznościowych jak Facebook, Instagram, YouTube czy Twitter, mielibyśmy ataki terrorystyczne? Myślę, że tak. Mowa nienawiści była powszechna już przed erą internetu. Nie podoba mi się, że ona jest, ale jeszcze bardziej nie podoba mi się to, że ktoś będzie mi mówił, co mogę, a czego nie mogę powiedzieć – zaznaczył.

Co więc powinniśmy zrobić? Powierzyć rozwiązanie problemu sztucznej inteligencji. Bo nie ma takiej ludzkiej siły, która mogłaby kontrolować ocean treści w internecie. Owszem, telewizje monitorują swoje przekazy, ale telewizja to tylko jeden, góra kilka kanałów. A w sieci kanałów są miliardy. Tyle, ilu użytkowników.

– Rzucam wyzwanie: znajdźmy sposób na techniczne rozwiązanie tego problemu – skonkludował Schoendorf.


Joe Schoendorfczłonek i partner strategiczny Światowego Forum Ekonomicznego, był konsultantem w Ministerstwie Handlu Międzynarodowego i Przemysłu (MITI) w Japonii. Były wiceprezes ds. Marketingu w Apple Computer, wcześniej m.in. dyrektor generalny Industrial Networking. Do Doliny Krzemowej przyjechał w 1966 r., gdzie na 18 lat związał się z Hewlett Packard.