- Strach i panika przed koronawirusem opanowały świat
- Symulacje nie biorą wszystkiego pod uwagę, dlatego są przesadzone
- Jesteśmy prawdopodobnie bezpieczniejsi, niż nam się wydaje
Ogólnoświatowy lęk przed pandemią koronawirusa jest niezwykle silny. Podsycany jest przez medialne doniesienia o kolejnych ofiarach i kolejnych krajach, do których dotarł, braku maseczek, lekarstw i odpowiedniej profilaktyki. Na dodatek system sztucznej inteligencji wyliczył, że za 45 dni chorych na koronawirusa będzie już 2,5 miliarda ludzi, a prawie 53 miliony nie przeżyją. To nieprawda – uspokajają specjaliści. SI nie wie wszystkiego.
Symulacja oparta na sztucznej inteligencji wypluła straszne liczby. Na szczęście jednak zmieniają się warunki infekcji i wykrywania, co z kolei zmienia niezwykle ważne czynniki, których SI nie jest świadoma.
Jak donosi Forbes James Ross, współzałożyciel start-upu Fintech HedgeChatter, zbudował model do oszacowania całkowitego globalnego zasięgu koronawirusa. Postęp, z jakim dziennie rozprzestrzenia się choroba oraz śmiertelność szacowaną obecnie na ok. 2 procent, udostępnił rekurencyjnej sieci neuronowej i uruchomił symulację, która po milionach obliczeń pokazała wynik dla następnego dnia. Dodał go do danych treningowych i ponownie uruchomił obliczenia symulacji.
Krótkoterminowe wyniki zgadzały się z publikowanymi informacjami z granicą błędu wynoszącą 3 procent. Przy założeniu, że warunki i sposób na opanowanie koronawirusa się nie zmienią, symulacja dała przerażający wynik. System wyliczył, że epidemia będzie zgarniać coraz większe śmiertelne żniwo – od 50 tysięcy zakażeń i 1 tysiąca w ciągu tygodnia do 208 tys. zakażeń i prawie 4,4 tys. zgonów po dwóch tygodniach. Model wykazał, że w ciągu 30 dni umrzeć mogą dwa miliony ludzi, a przez kolejne 15 dni ta liczba może sięgnąć 53 milionów. To więcej niż wynosi populacja Polski.
System sztucznej inteligencji wyliczył, że za 45 dni chorych na koronawirus będzie już 2,5 miliarda ludzi, a prawie 53 miliony nie przeżyją. To nieprawda – uspokajają specjaliści. SI nie wie wszystkiego
Sam twórca modelu oraz specjaliści uspokajają. Sieć symulująca epidemię nie ma wszystkich informacji o zmieniających się warunkach i podejmowanych środkach ostrożności. „Zawsze istnieją dodatkowe zmienne, które należy dodać, aby dostroić modele” – wyjaśnia autor modelu SI. Na dodatek wprowadzone dane wejściowe mogą nie być rzetelne. Po pierwsze prawdopodobnie śmiertelność koronawirusa jest o wiele niższa, niż oszacowana. Poza tym faktyczna liczba zarażonych w Chinach może być propagandowo zaniżona. Ponadto niektórzy z zarażonych mogą chorować bezobjawowo lub z łagodnymi objawami, dlatego nie są zgłaszani do publicznych statystyk.
Większa liczba lżejszych przypadków oznacza spadek odsetka zgonów – być może nawet 20-krotnie. Nawet niewielkie zmiany danych mają ogromny wpływ na prognozy komputerowe i obraz całej epidemii. Tak jak w przypadku zwykłej grypy, która w ubiegłym roku zainfekowała 8 procent populacji w ciągu 8 miesięcy: model przewidujący epidemię alarmował o zarażeniu jednej trzeciej ludzi na świecie w ciągu sześciu tygodni. Nadmieńmy, że jak dotąd w tym sezonie „zwykła” grypa zainfekowała już 19 milionów osób, spowodowała 180 tysięcy hospitalizacji i w samych tylko Stanach Zjednoczonych zabiła 10 tysięcy ludzi.
W Polsce między 1 a 31 stycznia na grypę zmarło 10 osób, a w sezonie 2018/2019 150 osób. A jak to jest w przypadku koronawirusa? Powstała aplikacja, która śledzi rozprzestrzenianie się choroby z Wuhan. Podaje, że odnotowano ponad 600 śmiertelnych przypadków. Dwa razy tyle zostało wyleczonych. Liczba zachorowań przekroczyła 30 tysięcy.