Czy aplikacje do śledzenia kontaktów się przydadzą? Na pewno będą lepsze, jeśli zamienią się w nietoperze – i nie chodzi o nocny tryb życia

Coraz więcej krajów chce wprowadzić – lub już wprowadziło – aplikacje do śledzenia kontaktów. To pomocna metoda ograniczania liczby zakażeń (choć takie aplikacje same nie zatrzymają pandemii koronawiusa). Takich aplikacji na świecie jest już kilkanaście, w tym polskie ProteGo. W tej kwestii porozumieli się nawet wielcy konkurenci – Apple i Google.

Autorem pomysłu jest Ramesh Raskar z amerykańskiego MIT, który opracował kod aplikacji na smartfony. Urządzenia wymieniają się między sobą zaszyfrowanymi danymi dotyczącymi zdrowia użytkowników. Gdy ktoś okaże się chory (i wprowadzi taką informację do aplikacji), jego telefon wyśle powiadomienie – ale tylko do tych użytkowników, w pobliżu których przebywał w ciągu 14 ostatnich dni. Technologia wykorzystuje łączność pomiędzy telefonami za pomocą bluetootha.

Ale taki sposób komunikacji ma zasadniczą wadę. Jest w pewien sposób zbyt dobry.

Fale radiowe przenikają przez ściany. Jeśli ktoś usiądzie metr od nas, ale w osobnym pomieszczeniu, to (zakładając, że obydwaj korzystamy z aplikacji do śledzenia kontaktów), nasze i jego urządzenie będą mogły się połączyć. Z epidemiologicznego punktu widzenia to nie ma sensu – do kontaktu, który potencjalnie grozi zakażeniem przecież nie doszło.

To sprawia, że aplikacje do śledzenia kontaktów oparte na bluetoothie mogą wszczynać wiele fałszywych alarmów. Przez to zaś będą mniej przydatne z epidemiologicznego punktu widzenia. Poza tym (co zapewne nie mniej ważne), jeśli będą irytujące dla użytkownika, mniej osób z nich skorzysta.

Adres filmu na Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=2JbOGDQX7cc

Aplikacja NOVID emituje i odbiera ultradźwięki
Źródło: Expii / YouTube

Jest na to jednak sprytne rozwiązanie. Zamiast fal radiowych (które wykorzystuje bluetooth) można użyć ultradźwięków – sugerują badacze z Ohio State University, którzy opublikowali na ten temat pracę (preprint dostępny w serwisie ArXiv).

Ma to tę zaletę, że dźwięki byłyby niesłyszalne dla ludzkiego ucha, ale odbierane przez inne telefony komórkowe w pobliżu. Ultradźwięki w bardzo ograniczonym zakresie przenikają przez przeszkody, więc ryzyko fałszywego alarmu byłoby znikome.

Badacze z Ohio State nie odrobili jednak pracy domowej. Ubiegła ich konkurencja z Carnegie Mellon University. Ci pierwsi opublikowali na ten temat pracę, drudzy od miesiąca oferują już gotowe rozwiązanie – aplikację NOVID, która ultradźwięki odbiera i emituje. Aplikacja na androida dostępna jest już od 4 maja, na OS pojawiła się tydzień później. Morał z tego jest taki, że zanim zaczniemy coś badać, warto po prostu poszukać w internecie, czy ktoś inny nas już nie ubiegł.

Czy takie śledzenie za pomocą aplikacji jest skuteczne? Nie stuprocentowo, bo przecież nie każdy taką aplikację pobierze, więc nie zatrzyma pandemii. Może jednak znacząco przyczynić się do zmniejszenia liczby nowych przypadków zakażeń, twierdzą epidemiolodzy z Oksfordu, autorzy pracy, w której to skrupulatnie wyliczyli.

W miarę tego, jak ludzie przestają zasłaniać twarze maseczkami, aplikacje mogą stać się bardziej popularną metodą ograniczania zakażeń. Unia Europejska chciała, by europejskie aplikacje (bowiem każdy kraj tworzy swoją) mogły ze sobą współpracować, co miało być pomysłem na szybkie otwarcie granic. Na razie kraje otwierają granice na własnych warunkach, a aplikacje śledzące kontakty raczej się nie przyjęły.

By wygrać z pandemią, możemy być zmuszeni do śledzenia kontaktów, twierdzi prof. Christian Drosten, jeden z badaczy, którzy zidentyfikowali wirusa SARS w 2003 roku i doradca niemieckiego rządu.