Choć odcięci od innych, dzięki sieci i twórczym ludziom jesteśmy w stanie zdalnie pracować, uczyć się, a nawet leczyć. Także z lęków i depresji

Wirus nie odpuszcza, więc kto żyw przeprowadza się do sieci. Psychoterapeuci i ich pacjenci mają dzisiaj dwa wyjścia: przerwać leczenie albo kontynuować je w formie zdalnej. Na szczęście pojawiają się już u nas aplikacje terapeutyczne, które umożliwiają leczenie online.

W podstawowej wersji aplikacja Therapify zaczęła działać we wrześniu zeszłego roku. Pozwala między innymi na zdalne przeprowadzanie sesji. Przed kwarantanną korzystało z niej 40 terapeutów i 400 pacjentów, w czasie epidemii liczba specjalistów – certyfikowanych psychoterapeutów lub lekarzy psychiatrów, skoczyła do 120, a liczba zarejestrowanych pacjentów – do ponad 1000. Z tego około 200 osób wykorzystuje ją razem ze swoim terapeutą, a pozostali – samodzielnie.

Damian Markowski

Aplikacja dla osób korzystających z niej bez terapeuty jest całkowicie bezpłatna. W przypadku wykorzystania Therapify jako wsparcie psychoterapii, koszt leży po stronie terapeuty, który zdecyduje się na taką pomoc w pracy z pacjentami (139 zł to koszt miesięcznego abonamentu za konto Premium). Jednak na czas epidemii firma zdecydowała się zawiesić wszelkie opłaty.

– Ludzie są teraz w silnym stresie, a osoby, które wcześniej miały predyspozycje do zaburzeń psychicznych mogą odczuwać nasilone objawy lękowe – tłumaczy tę decyzję Damian Markowski, jeden z trzech założycieli start-upu Therapify, student ostatniego roku psychologii. – Nie mam dokładnych danych, ale znajomi ze świata medycznego i farmaceutycznego mówią, że stosowanie leków antydepresyjnych i antylękowych wzrosło w ostatnim miesiącu aż o 25 procent. Wszyscy potrzebujemy teraz wsparcia, widać także zwiększone zapotrzebowanie na pomoc psychoterapeutów. Dlatego postanowiliśmy także pomóc w samym dotarciu do specjalisty; uruchomiliśmy na naszej stronie internetowej zakładkę „znajdź specjalistę” i właśnie wdrażamy to w aplikacji. Umożliwi znalezienie terapeuty, ustalenie wolnego terminu w jego kalendarzu i zarezerwowanie wizyty.

Rodzinne dramaty

Za powstaniem Therapify kryją się dwie tragiczne historie.

– U źródeł Therapify leżą nasze doświadczenia rodzinne – wyznaje Damian Markowski. – Mój tata przez wiele lat zmagał się z depresją. Pięć lat temu odebrał sobie życie. Było to tuż przed rozpoczęciem przeze mnie studiów psychologicznych. Planowałem je już wcześniej, ale choroba i śmierć taty ostatecznie skłoniły mnie do zajęcia się problemem depresji. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy, czym jest ta choroba. Nie wiedziałem nawet, że mój tata od dobrych kilku lat sezonowo bierze leki antydepresyjne – dowiedziałem się o tym dopiero po jego śmierci. Depresja ma różne twarze… Mój tata był zawsze uśmiechnięty, energiczny, towarzyski. 10 kwietnia 2015 roku znalazłem go w szopie…Było już za późno na ratunek. Jak racjonalnie wytłumaczyć sobie jego odejście? Jak odpowiedzieć na pytanie „Dlaczego?” Wątpię, abym kiedykolwiek znalazł odpowiedź. Dopiero teraz, na końcówce studiów psychologicznych, znając już tematykę depresji i syndromu presuicydalnego, dostrzegam pewne sygnały ostrzegawcze w zachowaniu mojego taty.
To, czego się nauczyłem, to z pewnością to, że ludzka psychika jest na tyle skomplikowana, że nie znajdziemy łatwych, prostych i „zero-jedynkowych” odpowiedzi.

Damian rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale od drugiego roku przeniósł się na zaoczną psychologię na Uniwersytet SWPS w Warszawie. By się utrzymać, zaczął pracę w branży IT jako project manager. W 2018 roku poznał Łukasza Pstronga, studenta informatyki i ekonometrii na AGH.

– Okazało się, że Łukasz ma podobne doświadczenia jak ja – mówi Damian. – W 2015 roku samobójstwo popełnił brat jego ojca, a jednocześnie ojciec chrzestny i bliski przyjaciel.

Łukasz Pstrong

– Zawsze odnosiłem wrażenie, że to on najlepiej mnie rozumiał z całej mojej rodziny – opowiada Łukasz Pstrong. – Był reżyserem filmowym i telewizyjnym. Był też naprawdę dobrym człowiekiem. Najlepszym, jakiego kiedykolwiek znałem. Wielu ludzi go kochało. Zmagał się z depresją od początku lat 2000. Pisał dużo o samobójstwie w swoich scenariuszach i poezji; niepokojące sygnały wysyłał regularnie od lat. Niestety nie leczył się, a ludzie, którymi się otaczał, zrzucali to na karb jego artystycznej duszy. Nie z powodu braku empatii, lecz braku odpowiedniej edukacji w zakresie zdrowia psychicznego. Nigdy nie znalazł specjalistycznej pomocy ani odpowiedniego wsparcia wśród rodziny i bliskich przyjaciół. Po latach zaniedbań depresja uderzyła ze zwielokrotnioną siłą. Powiesił się w Lesie Kabackim 23 grudnia 2015 roku.

Stosowanie leków antydepresyjnych i antylękowych wzrosło w ostatnim miesiącu aż o 25 procent. Wszyscy potrzebujemy teraz wsparcia

To doświadczenie wiele mnie nauczyło. Tego, że nie wolno ignorować pierwszych symptomów. Że trzeba szukać pomocy – najpierw u rodziny i przyjaciół, ludzi, którzy nas kochają, a potem u specjalistów. Psychoterapeuci i psychiatrzy są po to, by pomagać, a leki często są niezbędne, by móc wrócić do normalnego życia. Nie wolno się wstydzić depresji; to choroba taka sama jak inne, bardzo groźna. Musimy o tym pamiętać.

Kiedy poznali się z Damianem i opowiedzieli sobie nawzajem swoje historie, uznali, że muszą stworzyć aplikację, która pomoże pacjentom i psychoterapeutom.

– Obaj dobrze wiedzieliśmy, z jakimi trudnościami w terapii stykają się chorzy i co mogłoby im pomóc. Z drugiej strony obaj pracowaliśmy w branży IT. Wdrażaliśmy cyfrowe rozwiązania, choć w różnych obszarach – dodaje Damian.

Ich wspólnikiem został Jan Pluta, inżynier po AGH. W tym trio Damian odpowiada za wiedzę z psychologii i psychoterapii, marketing oraz sprzedaż, Łukasz za produkt i zespół, a Jan za stronę techniczną. Start-up założyli w 2019 roku.

Dzienniki myśli i emocji

Zaczęli od konsultacji z terapeutami zajmującymi się terapią poznawczo-behawioralną. Bardzo duże znaczenie mają tu zadania domowe, czyli tak zwana praca osobista, którą pacjent powinien wykonywać pomiędzy spotkaniami z terapeutą. Trzeba m.in. prowadzić tzw. dzienniki myśli i emocji – zwykle na papierze, co ma pewne minusy, bo terapeuta musi przygotować materiały, skserować je, przynieść pacjentowi. Od pacjenta oczekuje się z kolei, że będzie uzupełniał dzienniki na bieżąco, by były jak najbardziej miarodajne – bo z dystansu czasu ocenia się swój stan już z nieco większym chłodem.

Ale co jeśli pacjent będzie miał napad lęku w tramwaju? Trudno przecież wtedy wyciągnąć kartkę i notować. Dlatego pacjenci często o notatkach zapominają, gubią je lub po prostu nie chcą ich ze sobą nosić. Mówi się, że mniej więcej połowa nie wykonuje dobrze swojej pracy domowej, mimo że dla terapii to sprawa kluczowa.

A przecież to wszystko może odbywać się w formie cyfrowej.

– Pacjent może dostać swoje zadania w aplikacji i w aplikacji je wypełniać – mówi Damian Markowski. – W dowolnym miejscu i dowolnej chwili, bo każdy zawsze ma przy sobie telefon. Aplikacja dodatkowo przypomina mu o zadaniach do wykonania i spotkaniach z terapeutą, które go czekają.

Pilotażowe badania z listopada pokazały, że dzięki aplikacji oszczędza się około 60 procent czasu, który terapeuta poświęcał na przygotowanie wizyty, a około 40 procent pacjentów przychodzi na spotkanie lepiej przygotowanych. Dziś te wyniki byłyby zapewne jeszcze lepsze, bo aplikacja ma już większą bibliotekę narzędzi. Oprócz prowadzenia dziennika emocji, pracy z myślami (sprawdzam, czy to, co o sobie myślę, ma obiektywne uzasadnienie), aplikacja pozwala także terapeucie skontaktować się z pacjentem – sprawdzić, czy wykonał zadania, i monitorować postępy terapii.

Przetrwać trudny czas

Co w przyszłości?

– Naszym celem jest wspieranie pacjenta także po zakończeniu terapii – mówi Damian Markowski. – Mamy nadzieję, że w przyszłości zintegrowanie danych z innych obszarów pozwoli na lepszą diagnostykę stanu psychicznego. Będziemy mogli sprawdzić na przykład, jak się zmienia się nasz indywidualny nastrój pod wpływem takich czynników jak ilość światła czy ruch. Jaki związek ma nasz lęk z nasłonecznieniem, jak nastrój depresyjny wiąże się z aktywnością fizyczną. Wyobraźmy sobie, że w aplikacji widzimy, że w dniach, w których podejmuje aktywność fizyczną, pacjent ma lepszy nastrój, natomiast bardzo źle reaguje na spadek nasłonecznienia. Na tej podstawie jesteśmy w stanie przewidzieć, oczywiście z pewnym prawdopodobieństwem, jego przyszły nastrój. Jeżeli z prognoz pogody wynika, że najbliższe dwa tygodnie będą pochmurne i deszczowe, a nasz pacjent bardzo dobrze reaguje na aktywność fizyczną, to może jest to jedna ze wskazówek, jak przetrwać ten trudny czas. Takie dane mogą być bardzo przydatne, by lepiej rozumieć samego siebie.

Gdy człowiek nie chce żyć

Innym dalekosiężnym celem zespołu Therapify jest predykcja zachowań samobójczych. Markowski, Pstrong i Pluta chcą poprzedzić wdrożenie odpowiedniego algorytmu rzetelnymi badaniami naukowymi. Jako partnerów wymieniają Centrum HumanTech z Uniwersytetu SWPS, Queen Elizabeth Hospital w Birmingham i University of Birmingham, z którymi prowadzą już wstępne rozmowy.

Samobójstwa zwykle nie popełnia się w najgorszym momencie depresji, bo wtedy chory nie ma siły na nic. Dochodzi do tego albo przedtem, albo potem, kiedy jest już lepiej

Syndrom presuicydalny to zachowania wskazujące na to, że człowiek może popełnić samobójstwo. Według badań 80 procent osób, które się na to decydują, wcześniej w mniej lub bardziej bezpośredni sposób sygnalizuje ten zamiar swoim bliskim.

Jakie to zachowania?

– Czasem ludzie mówią o tym bezpośrednio: „nie chcę już żyć”, „moje życie nie ma sensu”, „nie mam już na nic siły” – mówi Markowski. – Ale czasami o zbliżającej się próbie samobójczej mogą świadczyć takie zachowania jak rozdawanie przedmiotów albo spotkania z bliskimi, które są formą pożegnania: przeprosin, podziękowań, refleksji nad życiem.

Mój rozmówca podkreśla, że samobójstwa zwykle nie popełnia się w najgorszym momencie depresji, bo wtedy chory nie ma siły na nic. Dochodzi do tego albo przedtem, albo potem, kiedy jest już lepiej. Leki antydepresyjne na początku wspomagają naszą motorykę, po prostu podnoszą nas z łóżka. Ale potrzeba co najmniej od dwóch do czterech tygodni, by zaczęły działać naprawdę.

– Pacjent zaczyna więc wstawać z łóżka, uśmiecha się, rozmawia z bliskimi – dodaje Damian. – Wszystkim wokół wydaje się, że jest już dobrze, a tymczasem może to być jeden z elementów syndromu presuicydalnego. Uśmiecha się, bo już znalazł rozwiązanie swoich problemów – zdecydował się na samobójstwo, pogodził ze śmiercią, dlatego syndromy depresji ustępują. On w zasadzie już odchodzi, tylko musi jeszcze pożegnać się ze światem.

Bliscy się cieszą – i wtedy właśnie następuje cios. Markowski wierzy, że bazując na informacjach z aplikacji na temat stanu pacjenta będzie kiedyś w stanie przewidywać ryzyko samobójstwa.

Online nie gorzej niż w realu

Co psychoterapeuci sądzą o terapii prowadzonej zdalnie? Czy uważają ją za równorzędny sposób leczenia?

– Wszystkie towarzystwa psychoterapeutyczne rekomendują terapię online, i to nie tylko w czasie kryzysu – mówi Markowski. – Badania w sferze zaburzeń lękowo-depresyjnych wskazują wyraźnie, że terapia online może być równie skuteczna.

Oczywiście trzeba ją właściwie przeprowadzić. Wiadomo: w gabinecie mamy określony czas, mamy przestrzeń, nic nas nie rozprasza. Jesteśmy skoncentrowani na tu i teraz. O to samo należy zadbać w terapii online. Znaleźć czas i miejsce. Zadbać o słuchawki, bo to, co mówi terapeuta, jest przeznaczone tylko dla uszu pacjenta.

Screeny z aplikacji Therapify

Jednak wielu osobom łatwiej mówić o swoich problemach online. Są tacy, którzy w tej formie powiedzą więcej, będą bardziej otwarci, naturalni, szczerzy. Są też i tacy, którzy z różnych względów nie mogą zjawiać się co tydzień w gabinecie – bo na przykład koliduje to z ich pracą.

– Jest wiele powodów, dla których psychoterapia online może być jedyną możliwą lub nawet lepszą od tradycyjnej formą wsparcia. Nie powinniśmy jej deprecjonować – uważa Markowski.

Upadło wiele mitów

W miarę upływu czasu obostrzenia związane z pandemią będą znoszone, świat będzie wracał do normalności. Czy to oznacza koniec terapii zdalnej?

Damian jest przekonany, że to doświadczenie, przymusowe przejście do życia online w czasie epidemii, „wywoła długotrwałe zmiany w wielu dziedzinach, także w psychoterapii”. Do tej pory w środowisku toczyły się różne spory na ten temat. Teraz, kiedy zostaliśmy zmuszeni, by korzystać z terapii zdalnej bez względu na to, czy się to komu podoba, czy nie, wiele ludzi zrozumiało, że to możliwe.

– Upadło wiele mitów. Okazało się, że się da. Taki eksperyment społeczny bez koronawirusa nie byłby możliwy. Życie zweryfikowało nasze obawy i pokazało, że jednak jesteśmy w stanie zdalnie pracować, uczyć się, a nawet leczyć – mówi Markowski.