Mam rozumieć, że u pańskiego ojca będzie można zamówić rzeźbę, mimo że on nie żyje? – pytam.
– Możliwe – rzecze Dariusz Gross, datasculptor i władca robotów

Dziadek, Heinrich Gross, był kołodziejem – strugał koła do wozów. Jego syn Siegfried został artystą: rzeźbił barokowe anioły i święte madonny. Wnuk Dariusz jest artystą, który „rzeźbi” w danych i generuje dzieła sztuki za pomocą sztucznej inteligencji. Wszyscy trzej są jak historia sztuki i dzieje rewolucji technologicznej w jednym.

Mistrza już nie ma

Uświadamiam sobie, że od paru chwil się wznoszę, a ulice miasteczka pną się pod górę. Góra świętej Anny wyrasta znienacka na płaskim dotąd terenie. Na samym jej szczycie stoi barokowy kościół i klasztor Franciszkanów.

Nad ołtarzem króluje maleńka, siedemnastowieczna figurka Świętej Anny Samotrzeciej z Dzieciątkiem Jezus na jednym kolanie i małą Maryjką na drugim; cała trójka, ubrana w haftowane szatki, wydaje się uginać pod ciężarem wielkich złotych koron. Patrzą na barokowe figury aniołów i świętą Cecylię po przeciwnej stronie kościoła.

Tak naprawdę święta i aniołowie są całkiem jeszcze młodzi, choć trudno odróżnić ich od oryginalnie barokowych figur. Wyrzeźbił je w 1998 roku, podobnie jak wystrój organów, miejscowy artysta Siegfried Gross, nazywany Mistrzem ze Śląska. Jego pracownia jest trzy kilometry stąd, u podnóża góry, w Leśnicy.

Mistrza już nie ma. Zmarł w styczniu tego roku. Jednak jego syn, Dariusz Gross, który także jest artystą, nie pozwala odejść mu do końca.

– Chcę zapewnić mojemu ojcu nieśmiertelność – mówi. – Nie mówię, rzecz jasna, o nieśmiertelności w ludzkim rozumieniu tego słowa. Chodzi mi o nieśmiertelność artystyczną, żeby… brak ciała nie przeszkadzał mu w dalszej twórczości.

– Co pan przez to rozumie?! – pytam.

– Buduję model machine learning [uczenia maszynowego], który uczy się tworzyć tak jak mój ojciec, na podstawie tego, co on stworzył za życia. To, co powstanie w tym modelu, nie będzie kopią, lecz nowym dziełem sztuki. Uważam, że moment twórczy wcale nie musi być przypisany człowiekowi, to znaczy: ciału człowieka, tylko może sięgnąć… dalej.

Niezwykłe przeżywanie żałoby, sposób na pożegnanie z ojcem? Projekt artystyczny, jakiego jeszcze nie było? A może innowacyjne wyzwanie technologiczne? Pewnie jedno, drugie i trzecie.

Opa był kołodziejem

W pracowni Siegfrieda Grossa wszystko pozostało tak, jak za jego życia. Stoją niedokończone rzeźby, maszyny do cięcia drewna, rzędy równo ułożonych dłut na półkach, na stołach piętrzą się rysunki projektów. Na środku stoi rzeźba konia naturalnych rozmiarów. To ostatnia praca, którą skończył.

Siegfried Gross na wyrzeźbionym przez siebie koniu naturalnych rozmiarów

– Warsztat zbudował jeszcze mój opa [dziadek – red.], prawie 100 lat temu w 1920 roku – opowiada Dariusz Gross, oprowadzając mnie po pracowni. – Był kołodziejem, robił wozy, póki nie nadeszła rewolucja przemysłowa i nie musiał zmienić zawodu. Jako pierwszy w naszej miejscowości zainstalował kocioł parowy, który napędzał maszyny stolarskie. Mój ojciec się tu urodził. Rozbudował warsztat, a napęd parowy przerobił na elektryczny.

Ja też się tu wychowałem. Zaczynałem od zamiatania pracowni. Ojciec stopniowo uczył mnie wszystkiego, co sam potrafił. Miałem to szczęście, że przez ostatnie lata razem pracowaliśmy, choć to nie była prosta relacja. Byliśmy w końcu parą artystów o zupełnie innym podejściu do sztuki.

Siegfried Gross rzeźbiarstwa uczył się w pracowni mistrza Franciszka Masorza. Zaczął jako 14-latek; stopniowo sam stawał się mistrzem. Przez 60 lat zajmował się sztuką sakralną. Stworzył kilka tysięcy rzeźb, które są dziś rozsiane po kościołach w Polsce i na świecie, bo figury zamawiali u niego także misjonarze. Kiedy szukano artysty, który byłby w stanie na podstawie jednego zdjęcia zrekonstruować zniszczony w czasie wojny ołtarz warszawskiego kościoła Świętego Krzyża, konserwatorzy napisali wprost, że tylko on jest w stanie to zrobić.

Stół, który zliczał kroki

– Ja nie jestem tak zdolny jak tata; on miał wielką łatwość rzeźbienia. Po prostu stawał przed klockiem drewna i w ciągu jednego dnia miał naszkicowaną rzeźbę. Nie poświęciłem też tyle czasu co on, żeby pielęgnować umiejętności manualne. Umiem rzeźbić, tylko… nie widzę powodu, żeby to robić w ten sposób. Mój ojciec rzeźbił tradycyjne, statyczne rzeźby. Zawsze mi to przeszkadzało, że kiedy się je skończy, to dalej nic się już z nimi nie dzieje. Świat się zmienia, a one pozostają takie same. Mnie zawsze pociągała interakcja z widzem. Wyjechałem na studia, studiowałem na akademiach w Krakowie, Düsseldorfie i Gdańsku. Zajmuję się sztuką konceptualną i machinelearnigową.

Jego pierwszą cyfrową interaktywną rzeźbą był „Risky Player”, na podstawie powieści „Gracz” Fiodora Dostojewskiego. Powstała w 1996 roku, w legendarnym Grand Hotel Casino w Sopocie. To był stół, który zliczał kroki chodzących wokół niego graczy. Jeżeli liczba kroków była bliska zeru, czarne lustro było gładkie. Natomiast jeżeli ktoś był podekscytowany – lustro się wybrzuszało, zniekształcając obraz.

Sposób na pożegnanie z ojcem? Projekt artystyczny, jakiego jeszcze nie było? A może innowacyjne wyzwanie technologiczne? Pewnie jedno, drugie i trzecie

– Chciałem sprawić, żeby gracze zorientowali się, że to sposób ich działania, a nie mityczne szczęście ma wpływ na to, co się dzieje – tłumaczy Gross.

W 2013 roku ojciec zachorował.

– Od tamtego czasu byliśmy z mamą i siostrą przy nim, aż do końca. Jedno jest pewne: nie bał się śmierci. To zdjęcie na koniu zrobiłem mu 13 lutego 2018, dzień przed operacją w Warszawie. Nazywaliśmy ten dzień Bitwą Warszawską. Operacja się udała. Dzięki niej zyskaliśmy niemal cały rok życia.

Prace ojca mają jego ręce

„Artyści lubią niemożliwe wyzwania” – pisze Dariusz Gross we wstępie do swojego projektu myFATHERintheCloud.ai. Ostatecznym celem jest stworzenie robota, który rzeźbi w drewnie tak, jak robił to Siegfried. Bazą ma być robot przemysłowy.

– To nie jest łatwe zadanie; nikt tego jeszcze nie zrobił. Trzeba nauczyć algorytm trzymania dłuta w taki sposób, w jaki trzymał go ojciec, i rzeźbienia w drewnie – organicznym, żywym materiale, w którym słoje układają się w niepowtarzalny sposób. Na razie eksperymentuję, próbuję do tego podejść z różnych stron – mówi.

Używa GAN-ów (Generative Adversarial Networks – generatywnych sieci przeciwstawnych). To modele głębokiego uczenia, które tak naprawdę są złożone z dwóch sieci neuronowych: jedna próbuje stworzyć obraz nieodróżnialny od prawdziwego na podstawie bazy danych, a druga próbuje te różnice znaleźć. Sieci trenują siebie nawzajem, co daje efekt coraz wyższej jakości.

– Na początku trzeba zgromadzić i opracować jak największą ilość danych; w moim przypadku dzieł ojca: madonn, aniołów, Chrystusów, apostołów; rzeźb, płaskorzeźb i rysunków. Proszę spojrzeć: wrzucam dowolne zdjęcie do komputera. Kiedy większą liczbę zdjęć przetworzę fotogrametrią, uzyskuję bryłę 3D, a bryłę drukuję i odlewam w brązie. Te materiały stają się bazą dla modelu, który dalej przekształca je samoistnie, generując nowe dzieła.

– Tradycyjne rzeźby sakralne są tworzone według pewnych ścisłych schematów. Skąd będzie wiadomo, że to dzieła pana ojca, a nie innego artysty? – pytam.

– Są w rzeźbach ojca pewne elementy charakterystyczne tylko dla niego. Na przykład ręce. Każdy rzeźbiarz figuratywny szuka anatomii. Ponieważ nie ma na stałe modela, wzoruje się na własnych. Wszystkie prace ojca mają jego ręce, model się tego musi nauczyć – tłumaczy Dariusz Gross.

– Jednak to robot ma być rzeźbiarzem, a nie drukarka 3D. Jak to osiągnąć?

Adres filmu na Youtube: https://youtu.be/jIgbFfu8-Cg

Ojciec Dariusza Grossa przy pracy
Źródło: Archiwum prywatne Dariusza Grossa / YouTube

– Mam dużo filmów wideo, na których widać, jak ojciec pracuje, jak układa dłonie, jak trzyma narzędzie – tłumaczy Gross. – Tu mam na przykład nagranie z lat 80. Wrzucam to do programu; GAN odczytuje i analizuje ruchy ojca. Na tej podstawie mogę sklasyfikować ten ruch tak, żeby robot poruszał się tak samo jak ojciec. Może się to odbywać w przestrzeni realnej lub wirtualnej. Być może robot będzie istniał tylko w VR, a wszystko będzie działać jedynie w chmurze. Rozważam to jeszcze.

Ja tylko umożliwiam

Dariusza Grossa fascynuje myśl, że w tym modelu zapisze umiejętności ojca, jego wiedzę, jego wrażliwość. Bo przecież nikt inny przecież nie potrafi tworzyć tak, jak tworzył ojciec.

– Jego wiedza przepadła wraz z jego śmiercią; ja zamierzam ją odzyskać i utrwalić. To niesamowite, że można będzie zapisać ją w liczbach, bo mówimy przecież o kodzie, a tak naprawdę o funkcji matematycznej. 60-letnia twórczość mojego ojca zapisana w jednym równaniu matematycznym. Chciałbym dojść do momentu, w którym nie będzie można rozróżnić, czy daną rzeźbę ojciec stworzył przed śmiercią, czy po niej…

– Mam rozumieć, że u pańskiego ojca będzie można zamówić rzeźbę, mimo że on nie żyje? – pytam.

– Możliwe.

– Pan też występuje tu w roli artysty?

– Nie. Ja tylko umożliwiam, ale nie decyduję o tym, co powstanie – mówi Dariusz Gross.

– Ale przecież to pan buduje zbiór wejściowy, a to jest decydujące.

– Nie do końca. Do budowy mojego modelu chciałbym wykorzystać reinforcement learning [uczenie ze wzmocnieniem]. W ten sposób nauczył się chodzić mój Walker (agent w środowisku UNITY) . Nie było bazy danych – agent miał się po prostu w jakiś sposób przemieścić z punktu A do punktu B. Na początku robił coś niezdarnego, pokracznego, ale powoli uczył się i w końcu nauczył się skakać, a nie chodzić. Ja, owszem, na pierwszym etapie określę bazę danych. Ale później wprowadzę uczenie wzmocnione, więc wirtualny artysta będzie samodzielny. Dam mu tylko narzędzie do ręki. I zostawię mu autonomię, tak jak ojciec mi.

Gross cały czas szuka, zastanawia się, bo „ten projekt to proces”. Nie ma określonych ram, ponieważ machine learning zajmuje się każdą dziedziną życia.

Na początku lat 80. XX wieku ojciec sprowadził do pracowni analogową maszynę kopiującą rzeźby. Sztuczną inteligencją też by się zafascynował, tylko czasu nam zabrakło

– Na pewno będzie to działanie hybrydowe, w tej chwili używam pięciu różnych modeli. Eksperymentuję. Zeskanowałem pracownię ojca za pomocą fotogrametrii; można przespacerować się po niej w VR. Na podstawie nagrań audio syntetyzuję głos ojca, żeby móc prowadzić z nim dialog. Czy ten dialog będę toczył z ojcem czy sam ze sobą? Nie wiem.

– Co by on na to wszystko powiedział?

Dłuta w pracowni Siegfrieda Grossa

– Myślę, że by się w to zaangażował. Tak jak w Instagrama. W 2016 założyłem mu konto i bardzo go to pochłonęło. Mieszkamy w małej miejscowości, gdzie ludzie nie interesują się sztuką, a tu nagle zyskał 18 tysięcy followersów ze świata! Był zafascynowany. Na początku lat 80. XX wieku ojciec sprowadził do pracowni analogową maszynę kopiującą rzeźby; 40 lat temu był to state of the art, ostatni krzyk techniki. Podejrzewam, że sztuczną inteligencją też by się zafascynował, tylko czasu nam zabrakło.

– Właściwie dlaczego pan to robi?

– Chyba z wdzięczności. Wiele się nauczyłem od ojca. Kiedyś on uczył mnie, teraz jest odwrotnie – syn uczy ojca. Poza tym to temat, który dotyczy każdego z nas; każdy z nas inaczej radzi sobie ze stratą. Uważam, że ten pomysł ma sens. Chciałbym, żeby to był projekt opensource’owy, żeby każdy mógł z niego skorzystać, wrzucić swoje zdjęcia, swoje historie, swoje nagrania i uzyskać podobny efekt, jak ja. Trzeba tylko pamiętać, że te modele to tylko narzędzia, jak dłuta. Każdy może mieć dłuto. Pytanie, co z nim zrobi.

Nie Święty Graal, ale narzędzie

W lipcu tego roku Dariusz Gross wraz z przyjaciółmi założył fundację non profit Machine Learning for Social Good. Jej misją jest demokratyzacja narzędzi SI, a w szczególności pomoc NGO-som.

– Organizacje pozarządowe mają doświadczenie w rozwiązywaniu społecznych problemów, ale często nie mają narzędzi – tłumaczy. – Zwykle mają też małe zasoby ludzkie; my możemy im pomóc. Za pomocą machine learningu będą osiągały lepsze efekty mniejszymi środkami. Ludzie powinni oswajać się z SI, korzystać z niej. Wkrótce to będą umiejętności tak powszechne, jak dziś prowadzenie samochodu. Ale na razie to początki; wszyscy dopiero się uczymy. To narzędzia, które poszerzą nasze umiejętności, choć z pewnością nie rozwiążą wszystkich naszych problemów. Musimy mieć świadomość, że sztuczna inteligencja nie jest Świętym Graalem, tylko kolejnym narzędziem. Jak dłuto dla mojego ojca.

Dariusz Gross studiował na wydziałach rzeźby na Akademiach Sztuk Pięknych w Krakowie, Gdańsku i Düsseldorfie. Od 25 lat prowadzi z żoną studio architektoniczne zajmujące się przygotowaniem koncepcji nowatorskich przestrzeni, odpowiadających na współczesne potrzeby inwestorów. W prezentacjach od kilku lat wykorzystuje virtual reality i augmented reality. W 2015 roku po raz pierwszy wykorzystał modele machine learning i fotogrametrię. Stworzył międzynarodową społeczność Next Top Architects – ponad 700 tysięcy architektów, śledzących awangardowe dokonania na tym polu. Jeden z 25 założycieli AIartists.org globalnej społeczności artystów SI.

Film o sztucznym artyście

We współpracy z dwiema europejskimi telewizjami powstaje film, który będzie dokumentował cały proces tworzenia pośmiertnego artysty. Podkładem będzie muzyka generowana przez GAN-y (Magenta Tensorflow). Plan Dariusza Grossa jest taki, żeby film składał się z obrazów zasugerowanych przez GAN-y – przesianych pod względem estetycznym, ocenionych jako wizualnie atrakcyjne na podstawie tego, na co ludzie patrzą, oglądając strony internetowe. Powstaje narzędzie SI do produkcji filmowej ułatwiające montaż materiału. Premiera planowana jest na 2020 – stulecie pracowni rzeźbiarskiej Gross.

Konferencja State of the Art

28 września w Warszawie odbędzie się zorganizowana przez przez DATAworkshop.eu i Machine Learning for Social Good Foundation konferencja State of the Art z udziałem specjalistów SI z Uniwersytetu Stanforda, Facebooka, DeepMind, Ubera, na której Dariusz Gross zaprezentuje po raz pierwszy swój projekt i udostępni publiczności narzędzia uczenia maszynowego.