Australijczycy kupili chiński system monitoringu oparty na sztucznej inteligencji, który pozwala na śledzenie aktywności mieszkańców w przestrzeni miejskiej i w internecie. Cel? Poprawa bezpieczeństwa

W Darwin wszystko jest już przygotowane. Na mieście stoją już słupy wyposażone w kamery, Wi-Fi i system rozpoznawania twarzy. Ten 130-tysięczny port na północy Australii jest najbardziej wielonarodowym miastem kraju – aż 30 procent jego mieszkańców urodziło się poza jego granicami – na Filipinach, w Nepalu, Nigerii czy Japonii.

Choć miasto cieszy się opinią bezpiecznego, taka dynamika zmian musi powodować pewne napięcia społeczne. Władze od dawna poszukiwały nowoczesnego systemu monitoringu, który sprawiłby, że mieszkańcy będą mieć większe poczucie bezpieczeństwa.

Chiński wzór

Wybór padł na propozycję Chińczyków: system monitoringu oparty na sztucznej inteligencji, który pozwala na śledzenie aktywności mieszkańców miasta: i tej realnej, w przestrzeni miejskiej, i tej wirtualnej, w przestrzeni internetowej.

Jak to będzie wyglądać w praktyce? Tysiące kamer będą podglądać mieszkańców miasta i skanować ich twarze, a dane będą analizowane przez algorytmy SI. Kiedy ktoś złamie prawo – będzie natychmiast zidentyfikowany, a odpowiednie służby zjawią się na miejscu przestępstwa. Pozwoli to także na kontrolę aktywności w sieci – władze będą wiedzieć, w jakich regionach miastach i po co mieszkańcy korzystają z Wi-Fi – kiedy, gdzie i na jakie strony internetowe wchodzą i z jakich korzystają aplikacji.

To wszystko pod hasłem poprawy bezpieczeństwa. Ale bezpieczeństwo jest zawsze głównym argumentem tam, gdzie ogranicza się wolność. Znamy to z przeszłości, znamy to także ze współczesnych Chin, gdzie od 2014 roku władze wdrażają w kolejnych regionach kraju tę właśnie technologię i możliwy dzięki niej System Społecznego Zaufania.

W ciągu ostatniego roku w Chinach w ramach Systemu Społecznego Zaufania zablokowano sprzedaż 18 milionów biletów lotniczych i prawie 6 milionów biletów na pociąg

To inwigilacja obywateli na niespotykaną dotąd skalę. Kamery nagrywają każdy ich ruch. Kontroli poddana jest także ich aktywność w internecie. W przypadku nieprawidłowego zachowania – a czymś takim może być niezapłacenie rachunku, rzucenie papierka na ziemię, ale także post krytyczny wobec rządu, obywatel traci punkty w rankingu oceny publicznej. I jest karany.

Agencja AP dotarła do corocznego raportu chińskich urzędników, z którego wynika, że w ciągu ostatniego roku w ramach Systemu Społecznego Zaufania zablokowano sprzedaż 18 milionów biletów lotniczych i prawie 6 milionów biletów na pociąg. Zakaz opuszczenia kraju z powodu niezapłaconych podatków dotknął 128 osób (jednak zarzuty podatkowe bywają wykorzystywane do celów politycznych, jak swego czasu w wypadku uwięzienia niepokornego artysty Ai Weiweia).

Konsekwencją może być nie tylko ograniczenie możliwości podróżowania, ale także znalezienia dobrej pracy, dostania kredytu, posłania dziecka do dobrej szkoły, a nawet umówienia się na randkę. Władze wiedzą o swoich obywatelach niemal wszystko – dokąd chodzą, z kim się spotykają, co czytają, co myślą. Tłumaczą, że w ten sposób zapewniają im bezpieczeństwo, chroniąc przed terrorystami. Być może, ale jednocześnie niszczą wszelką opozycję, bo trudno, żeby w tych warunkach utrzymał się jakikolwiek ruch oporu. W 2020 system ma podobno działać już w całych Chinach.

Teng Biao, prawnik z Nowego Jorku zajmujący się prawami człowieka, mówił w wywiadzie dla „The Epoch Time”: „Znamy z historii totalitarny system faszystowski, pamiętamy totalitarny system Mao. Ale nigdy wcześniej nie istniał totalitaryzm, który korzystałby z potężnych mocy internetu i nowych technologii. System Społecznego Zaufania w Chinach to pierwszy krok do stworzenia wysoko technologicznie rozwiniętego totalitaryzmu, który monitoruje, nagrywa każdego szczegół naszego życia i daje lub odbiera nam punkty lojalnościowe”.

Australia a Oceania 2019/1984

A teraz technologia, która umożliwia taką sytuację, stała się towarem eksportowym i będzie wdrażana w Australii. W powieści Orwella „Rok 1984” Wielki Brat rządzi fikcyjnym państwem Oceania. Od terenów prawdziwej Oceanii do Australii już blisko, choć oczywiście to tylko zabawna zbieżność nazw.

Władze australijskiego miasta zapewniają, że tu cel będzie inny, a kontrola łagodna. Tłumaczą, że w Darwin system będzie jedynie wykrywać łamanie prawa i sprawdzać, czy w mieście nie ma osób poszukiwanych listem gończym. Jeśli wykryje jakieś nieprawidłowości, policja otrzyma powiadomienie. Jeśli ktoś przekroczy granicę ogólnie pojętego dobrego zachowania – informacja ta powędruje tam, gdzie trzeba. Dodają, że w ten sposób uzyskają także wiele informacji istotnych biznesowo – na przykład w jakich godzinach i w jakich rejonach miasta ludzie korzystają z Wi-Fi. Przekonują, że w ten sposób Darwin stanie się „inteligentnym miastem”. Ale w Chinach władze też tak o tym mówią, a jest to – przynajmniej w ich rękach – narzędziem państwa totalitarnego.

Klęska czy szansa

Może nie ma co panikować. I tak – prawdopodobnie – nie ma odwrotu. Powstała użyteczna potężna technologia, więc trudno, żeby ludzie z niej nie korzystali. Pytanie: do jakich celów? I w jakiej formie? Tak czy inaczej możemy być podglądani, a to przez operatorów takich jak Huawei (który jest oskarżany na Zachodzie o współpracę wywiadowczą z Pekinem, czemu władze firmy zaprzeczają), a to przez rozmaite służby specjalne. Może faktycznie czas, żeby taka technologia została użyta przez demokratyczne władze jawnie, a więc poddając się pod społeczny nadzór i dając ludziom pewien wybór – na przykład czy będą korzystać z miejskiego Wi-Fi?

Wszystko zależy od tego, jak to będzie wyglądało w praktyce. Co będzie – oprócz przypadków ewidentnego łamania prawa – tą granicą, której nie należy przekraczać? Na razie jest to niejasne.

Niepokojące jest także to, że Australia ma już spore doświadczenie handlowe z Chinami w tej dziedzinie. Prawie wszystkie kamery do monitoringu używane w tym kraju – setki tysięcy urządzeń na ulicach, w domach, urzędach państwowych – to kamery produkcji chińskiej. A konkretnie – dwóch chińskich firm Hikvision i Dahua, które od lat są podejrzewane o szpiegowanie na rzecz Chin. Kamery te, jak wykazało śledztwo telewizji ABC, znajdują się nawet w miejscach tak strategicznych ze względów bezpieczeństwo państwa, jak np. w tajnej australijskiej bazie wojskowej. Stosowanie produktów obu firm zostało niedawno zakazane w Stanach Zjednoczonych – właśnie z powodu podejrzeń o szpiegostwo.

Ciekawe też, czy posypią się kolejne zamówienia. Czy wkrótce inne australijskie, a potem może kanadyjskie, może europejskie miasta zechcą poczuć się bezpieczniej dzięki chińskiemu systemowi?