Codziennie spuszczamy w toaletach tony ważnych danych na temat naszego zdrowia. Może warto się w końcu nad nimi pochylić i… zrobić im zdjęcie?

Powiem prosto z mostu, by szybko mieć to za sobą – to będzie tekst o kupie. Jakkolwiek przyznaję, że w pierwszej chwili brzmi to trochę obrzydliwie, to jeśli jednak, drogi czytelniku, kręcisz nosem z niesmakiem lub uśmiechasz się z politowaniem, to wiedz, że akurat nie masz racji. Bo sprawa wcale nie jest śmieszna, a na pewno nie błaha. Powiedziałabym raczej – śmiertelnie poważna.

Ból głowy z jelitami

Trudno zliczyć nasze kłopoty ze zdrowiem związane z wypróżnieniami: od zaparć, biegunek, wzdęć, przez zespół jelita drażliwego, na nowotworach jelita grubego kończąc. Te ostatnie są drugim pod względem częstotliwości występowania w Polsce nowotworem złośliwym u kobiet i trzecim u mężczyzn.

Według danych Krajowego Rejestru Nowotworów co roku w Polsce diagnozowanych jest 19 tysięcy nowych zachorowań, a ich liczba z roku na rok rośnie. Na wczesnym etapie objawów brak. Najskuteczniejszą formą diagnostyki jest jak dotąd niezbyt sympatyczny zabieg kolonoskopii.

Tymczasem coraz bardziej oczywiste jest to, że stolec może być kopalnią informacji na temat naszego zdrowia – stanu naszych jelit i nie tylko. Nauka odkrywa kolejne zależności pomiędzy bakteriami w jelitach a funkcjonowaniem całego organizmu, ze stanem psychiki włącznie.

Bo w naszych jelitach się dzieje! Żyje w nas podobno 38 000 000 000 000 mikroorganizmów, głównie bakterii; większość – w jelitach. Jesteśmy „skolonizowani” przez drobnoustroje, które są niezbędne do zdrowia układu pokarmowego i odpornościowego; odpowiadają za trawienie i przyswajanie pokarmów, regulują stany zapalne, syntetyzują witaminy, metabolity i neuroprzekaźniki. Człowiek jest ekosystemem, w którym współżyją niezliczone gatunki – jak rafa koralowa albo puszcza.

Logiczne, że to, co z tych jelit wychodzi, musi być znaczącą informacją. Pytanie tylko: jak ją odczytać?

Badacze węszą za danymi

Nowojorski start-up Auggi, założony przez Alfonso Martineza i Davida Hachuela, chce zmierzyć się z tym wyzwaniem. We współpracy z Massachusetts Institute of Technology (MIT) chcą stworzyć technologię wyposażoną w sztuczną inteligencję, która diagnozować będzie zaburzenia jelit na podstawie tego, jak wygląda stolec delikwenta.

Pomysł świetny, tylko skąd wziąć zdjęcia do wytrenowania modelu sztucznej inteligencji? Wiadomo – każda sztuczna inteligencja potrzebuje danych; inaczej nie da się jej wytresować niczym psa tropiciela. Dopiero kiedy dostarczymy jej odpowiednio ustrukturyzowane dane, potrenuje i „wywęszy” chorobę czającą się w ciemnych zakamarkach naszych jelit.

Dlatego rusza właśnie kampania pod hasłem „Give a shit! For science” (gra słów; w wolnym tłumaczeniu: „Nie miej tego w d…! Dla nauki”). Prowadzi ją we współpracy z Auggi firma Seed, która zajmuje się mikrobiologią. Celem jest zebranie 100 tysięcy zdjęć kup. Powstanie z tego baza obrazów, które posłużą do trenowania sztucznej inteligencji.

Wystarczy wejść na seed.com/poop (najwygodniej na swoim telefonie, który pewnie i tak często wędruje z nami do toalety), kliknąć #GIVEaSHIT, podać swojego mejla, wypełnić krótką ankietę dotyczącą tego, o której zazwyczaj się wypróżniasz. Następnie trzeba zrobić, co trzeba, potem fotkę – i wysłać ją naukowcom. Zdjęcie będzie anonimowe – zostanie oddzielone od danych, które mogą cię zidentyfikować. Następnie zostanie opisane przez lekarzy gastroenterologów. Tak zaetykietowane będzie stanowić materiał szkoleniowy dla modelu sztucznej inteligencji, która wkrótce zapewne lepiej od lekarzy zrozumie, jakie wnioski dotyczące zdrowia można wysnuć z wyglądu stolca.

Prywatnie – dla dobra publicznego

Następnym krokiem ma być powstanie aplikacji Auggi, dzięki której na bieżąco, w domu, będzie można monitorować stan jelit, a także obserwować, jaki dokładnie wpływ na nasz stan ma dieta i styl życia.

Wygląda na to, że spuszczamy codziennie w toaletach tony ważnych danych na temat naszego zdrowia. Może warto się w końcu nad nimi pochylić i… zrobić im zdjęcie? Co nam szkodzi? To się może przydać nam wszystkim. Można rzec, że przesłanie zdjęcia swojej „dwójki”, jak mówią dzieci (te dobrze wychowane), jest naszym obywatelskim obowiązkiem. Nie ma co więc kręcić nosem, tylko – do dzieła!