• Od 2000 r. zniknęły 32 miliony hektarów lasów tropikalnych. To więcej niż powierzchnia Polski
  • Powstał system pomagający chronić lasy przed nielegalną wycinką
  • Algorytmy odróżniają mechaniczny hałas od dźwięków przyrody i alarmują strażników

Mikrofon ze starego smartfona plus bateria słoneczna, plus chip do przesyłu danych… i mamy czujnik, który skutecznie strzeże lasów deszczowych.

Na ten pomysł, jakby żywcem wyjęty z MacGyvera, wpadł Topher White z San Francisco, współzałożyciel Rainforest Connection. To organizacja pozarządowa, która pomaga powstrzymać nielegalną wycinkę drzew i kłusownictwo m.in. na terenie Amazonii, na Sumatrze, w rezerwatach lasów deszczowych w Indonezji czy w Afryce. Ochrania blisko 26 tysięcy hektarów lasów.

W ciągu najbliższych lat obejmie swoim zasięgiem kolejne kilkanaście tysięcy hektarów tropików, gdzie żyje 75 procent znanych nam gatunków roślin i zwierząt.

Gibony w garażu

Zaczęło się od małp, potem pomysł ewoluował.
W 2011 roku White, dziś 37-letni inżynier komputerowy, był w Indonezji, gdzie wraz z innymi wolontariuszami „National Geographic” obserwował gibony w rezerwacie tropikalnego lasu na wyspie Borneo. Usłyszeli tam piły motorowe złodziei drzew. Poszli za dźwiękiem, spłoszyli sprawców, ale drzewa były już powalone – piękne okazy, wcześniej domy dla małp i papug. Kilkaset metrów od leśniczówki!

Po powrocie do domu White nie mógł odnaleźć spokoju. Przez rok zastanawiał się, jak zaradzić takiemu rabunkowi. Myślał też nad tym, jak śledzić obecność konkretnych gatunków zwierząt oraz zmiany w ich siedliskach.

W garażu domu rodziców w Dolinie Krzemowej nieopodal San Francisco wydobył mikrofon z zepsutego telefonu. Połączył go z panelem baterii słonecznej oraz chipem do przesyłu danych. Stworzył też odpowiednie oprogramowanie.

Potem wrócił do Indonezji, gdzie wraz z leśniczymi przetestował działanie platformy. Kilka minut po uruchomieniu systemu White otrzymał mejl na swój telefon komórkowy z informacją, że niedaleko ktoś właśnie wycina drzewa. Udało się je uratować, a on był już pewien, że stworzył broń przeciwko złodziejom.

Przez ostatnie pół wieku w samej tylko Indonezji wycięto las o powierzchni dwa razy większej od terytorium Niemiec. Głównie nielegalnie. Ogromne obszary leśne zostały też spalone, by łatwiej było uzyskać tereny pod uprawy palm olejowych dla koncernów spożywczych.

Topher White, współzałożyciel Rainforest Connection, opowiada o swoim pomyśle na ratowanie lasów deszczowych
Źródło: TED

Jak to działa?

Algorytmy odróżniają dźwięki przyrody od mechanicznego hałasu. Wykorzystują dostępny dla wszystkich zestaw kodów z biblioteki oprogramowania TensorFlow firmy Google.

System w czasie rzeczywistym śledzi odgłosy dobywające się z lasu; jedno urządzenie zbiera dźwięki z powierzchni trzech kilometrów kwadratowych. Zamontowane na drzewach inteligentne podsłuchy przesyłają dane, nawet jeśli najbliższa wieża telefoniczna oddalona jest od czujki o 20 kilometrów. Dane trafiają do chmury podobnej do ICloud.

Gdy czujniki wychwycą warkot piły, do telefonów lub na adresy mailowe wyznaczonych strażników błyskawicznie dociera alarmująca informacja. Wtedy są w stanie powstrzymać wycinkę.

Bo sama aplikacja nie wystarczy. Kluczem do sukcesu organizacji jest współpraca z rządami, organizacjami pozarządowymi, lokalnymi społecznościami – plemionami Indian.

Urządzenia montowane są na drzewach w czarnych pudełkach, które ochraniają je przed ciekawskimi małpami, wilgocią i deszczem. Choć okazało się, że to nie one najbardziej szkodzą urządzeniom, tylko „wszystkojedzące” owady.

Ale i tak sprzęt wytrzymuje w klimacie międzyzwrotnikowym nawet dwa lata. Mikrofony starych telefonów, jak twierdzi White, są bardzo trwałe. Jego zdaniem systemu można by używać nawet na Syberii.

Krótkowzroczna Brazylia

System pracuje 24 godziny na dobę. Zgromadził już dane z ponad 4,5 tysiąca dni. Obecnie działa w dziesięciu krajach, m.in. w Peru, Republice Południowej Afryki, Indonezji (Sumatra, Borneo) i na Kostaryce (półwysep Osa).

W kolejce jest następne dziesięć. W Europie platforma przeszła testy w rumuńskich Karpatach, gdzie strzeże 10 hektarów lasu pierwotnego. Zainstalowanie czujników było tam o tyle skomplikowane, że w głąb gęstego lasu na stromych zboczach światło słonecznie dociera z trudem.

Czujniki Rainforest Connection działają też w północnej Brazylii. Na jej terenie znajduje się 60 procent Amazonii, lasów deszczowych określanych wyświechtaną nazwą zielonych płuc Ziemi. Jeśli zniknie Amazonia, konsekwencje odczuje cały świat. Europę nękać będą suche i upalne lata, Amerykę Północną huragany.

Tymczasem nowy, urzędujący od stycznia 2019 r. prezydent Brazylii Jair Bolsonaro zapowiada zwiększenie wycinki lasów deszczowych, budowę autostrady przez Amazonię i zmniejszenie kar za nielegalne pozyskiwanie drewna. Chce też zakazać działalności ekologicznych organizacji pozarządowych, takich jak Greenpeace czy WWF, a nawet zlikwidować Ministerstwo Środowiska.

Organizacja White’a chciała właśnie w Brazylii, nękanej walką o las między plemionami, którym sprzyjają ekolodzy, i farmerami, skoncentrować swoje działania, ale administracja nie jest im przychylna.

Jeśli będziemy wycinać lasy tropikalne w takim tempie jak obecnie, do 2050 roku do atmosfery dostanie się 169 miliardów ton dwutlenku węgla. To roczna emisja 44 tysięcy elektrowni węglowych

Ekologia to nie zabawa

W wojnie o brazylijską Amazonię w najbardziej konfliktowych latach 2002-2013 zginęło ponad 400 przyrodniczych aktywistów. Latyfundyści do walki z broniącymi lasu Indianami oraz „zielonymi” wynajmują nawet płatnych morderców. W samym 2017 roku w związku z wycinką lasu odnotowano w Brazylii ponad 20 morderstw. Sprawcy i ich zleceniodawcy rzadko trafiają za kratki, zatrzymano i osadzono do tej pory raptem 80 osób.

Ekolog Jose da Silva i jego żona w 2011 roku zginęli nieopodal rezerwatu przyrody, którego strzegli ponad 20 lat, bo donosili na wielkich farmerów nielegalnie wycinających las. Bronili przyrody i lokalnych mieszkańców z indiańskich plemion, utrzymujących się z darów dżungli – owoców, orzechów, palisandru i gumy kauczukowej.

Z oficjalnych danych rządu Brazylii wynika, że między sierpniem 2017 a lipcem 2018 roku wycięto, łącznie legalnie i rabunkowo, około 7,9 tysiąca km kw. lasu. To najwięcej od dekady (w 2004 roku mówiło się o rekordowej wycince 27 tys. km kw.).

O co tyle hałasu

Według Organizacji Narodów Zjednoczonych 50-90 procent wyrębu lasów deszczowych to wycinka nielegalna. A wylesianie jest odpowiedzialne za 17 procent całej globalnej emisji dwutlenku węgla – to zarówno efekt legalnego i nielegalnego wyrębu, jak i wypalania lasów deszczowych pod uprawy palm olejowych czy pastwiska.

W ciągu ostatnich 50 lat człowiek wyciął połowę wszystkich lasów na Ziemi, przekształcił 75 procent jej powierzchni. Od 2000 roku wylesieniu uległy 32 miliony hektarów lasów tropikalnych charakteryzujących się największą bioróżnorodnością. Coraz szybciej wymierają różne gatunki roślin i zwierząt. Opublikowane w poniedziałek 6 maja streszczenie raportu organizacji IPBES (działająca pod auspicjami Programu Środowiskowego ONZ Międzyrządowa Platforma ds. Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu) stwierdza, że zagrożonych jest 25 procent gatunków – w ciągu najbliższych dekad wymrze około miliona z nich. Czyli zmierzamy ku zagładzie. Raport powstawał przez trzy lata, pracowali nad nim naukowcy z ponad 50 krajów wspólnie z przedstawicielami rządów 130 państw, przygotowując „bilans stanu natury”. Liczące ponad 1,5 tysiąca stron opracowanie zostanie przedstawione niebawem.

Z kolei Raport Centrum dla Globalnego Rozwoju oparty m.in. na analizie zdjęć satelitarnych oraz danych dostarczonych przez sto państw stwierdza, że jeśli nie zatrzyma się drapieżnego wyrębu, to do 2050 roku znikną lasy deszczowe o powierzchni zbliżonej do wielkości Indii. Dokument amerykańskiego think tanku ostrzega, że jeżeli obecna dynamika niszczenia lasów tropikalnych się utrzyma, to do 2050 roku do atmosfery dostanie się 169 miliardów ton dwutlenku węgla, co jest odpowiednikiem rocznej emisji 44 tysięcy elektrowni węglowych.

Wzrost emisji dwutlenku węgla ma kluczowe znaczenie dla klimatu, bo powoduje jego gwałtowne zmiany. Wywołuje efekt cieplarniany i anomalie pogodowe. Na przykład pozornie nieznaczący wzrost średniej temperatury o 0,8 stopnia Celsjusza przez ostatnie sto lat przekłada się na wzrost poziomu morza o metr lub dwa w dłuższym okresie. Ucierpią na przykład miasta położone nad morzem.

Jak szacuje White, system pomógł do tej pory w zatrzymaniu emisji ponad 6,5 miliona ton dwutlenku węgla. To tyle, co likwidacja 1,3 miliona emitujących CO2 samochodów.

Platforma pomaga też monitorować zagrożone gatunki. Na przykład w ostatnich tygodniach White pracuje w dżungli ekwadorskiej w Chocó. Występuje tam około 500 gatunków ptaków, których nie ma nigdzie indziej na świecie.

Posłuchaj dżungli

Z kurczeniem się powierzchni lasów deszczowych na świecie związany jest też największy kryzys wymierania gatunków od czasów dinozaurów. ONZ oszacowała, że blisko 700 gatunków roślin i zwierząt jest zagrożonych wyginięciem.

System wykorzystuje się także do akustycznej obserwacji zagrożonych wyginięciem zwierząt, np. dwóch gatunków papug w jednym z rezerwatów w Ekwadorze.

Czujniki rejestrują śpiew ptaków, szelest liści i rechot tropikalnych żab. Tych dźwięków lasu deszczowego każdy może posłuchać w darmowej aplikacji dostępnej na Google PlayApp Store.

Platforma została zaprezentowana m.in. na ubiegłorocznym forum Google „Making AI” w Amsterdamie. System jest opisywany w światowych mediach. Aplikacja była też bohaterką jednej z rozmów TED, prowadzonej przez White’a.

Pozytywny rozgłos bardzo się liczy. Rainforest Connection działa na zasadzie non-profit i nieustannie apeluje o wsparcie ludzi, którym leży na sercu stan środowiska naturalnego.

Właśnie teraz jego „elektroniczne uszy dżungli” aplikują do nagrody Rolexa dla indywidualnych przedsiębiorców, którzy opracowują mechanizmy, by uczynić świat lepszym (przyznawanych jest pięć nagród po 50 tysięcy franków szwajcarskich – około 190 tysięcy złotych). Głosować można do 12 czerwca.